środa, 15 lipca 2015

Poniższe opracowanie zamieszczone zostało w folderze z wystawy zatytułowanej  „ W trosce o czystość i urodę”, która otwarta została dnia 7 lipca 2015 w Oddziale Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku – Spichlerz Opacki w Oliwie. Ten świetny tekst warty jest upowszechnienia. Warto, by jego publikacja nie ograniczyła się tylko do druku w folderze, dlatego pozwoliłem sobie zamieścić go na moim blogu.

Barbara Maciejewska
                                           Zmienne oblicza higieny

„ To, czy coś uznajemy za czyste, mniej zależy od naszego wzroku czy powonienia, a daleko bardziej od sposobu myślenia. Każda kultura odrębnie definiuje czystość, samodzielnie określając złoty środek miedzy niechlujstwem a pedantyzmem”. Zdaniem Katherine Ashenburg  „pojęcie czystości i brudu stanowi złożony wytwór kulturowy podlegający nieustannym zmianom”, dlatego „I współczesny Amerykanin, i siedemnastowieczny Francuz, i starożytny Rzymianin – wszyscy oni święcie wierzyli, ze dbałość o higienę osobistą jest istotnym wykładnikiem ogłady i że ich zwyczaje  w tym względzie są, jeśli nie jedynie słuszne, to najlepsze”.

 Starożytni Grecy doceniali zalety kąpieli, która miała nie tylko poprawiać samopoczucie, ale uznawana była również za jeden z podstawowych zabiegów leczniczych i zdrowotnych. W domach bogatych Greków znajdowała się łazienka lub umywalnia, mniej zamożni oddawali się zabiegom higienicznym przy studni lub udawali się w tym celu do publicznych łaźni, w większości bezpłatnych.  Z kolei Spartanie podkreślali krzepiącą  moc  zimnej wody, w gorącej dopatrywali się zagrożenia dla spartańskiej dyscypliny. Dla Rzymianina kąpiel i towarzyszące jej zabiegi pielęgnacyjne były niezwykle ważnym elementem codziennego życia.  W zbytkownym luksusie  cesarskich łaźni „rzymskie pojęcie czystości urosło do rangi symbolu”. Termy z bieżącą wodą i system centralnego ogrzewania, salonami masażu, boiskami sportowymi, czytelniami stały się ulubionym miejscem spędzania wolnego czasu i spotkań towarzyskich. Demokratyczne zasady dotyczące łaźni sprawiły, że były ogólnodostępne zarówno dla biednych, jak i bogatych, a nawet dla niewolników. Kres kultury rzymskich łaźni nadchodził wraz z upadającym imperium.

Wbrew ogólnie panującym poglądom przez wiele stuleci epoki średniowiecza czystość i higiena nadal pozostawały na stosunkowo wysokim poziomie. Być może pod wpływem uczestników wypraw krzyżowych , którzy zakosztowali uroków tureckich łaźni, w miastach całej Europy zaczęły powstawać publiczne zakłady kąpielowe, gdzie zażywano kąpieli nie tylko w celu utrzymania czystości ciała, ale coraz częściej wykorzystywano je jako miejsca rozrywki. Atmosfera zbyt swobodnego relaksu, działająca na zmysły nagość, skupienie uwagi na cielesności, postępująca swoboda obyczajów odwracały uwagę od duchowej strony egzystencji, tak istotnej dla chrześcijaństwa. Przeciwwagę tej hedonistycznej postawy stanowiła zasada doskonalenia życia duchowego poprzez  surowy tryb życia , co się  wiązało z ograniczeniem ziemskich wygód i przyjemności, a w skrajnych przypadkach  prowadziło do całkowitej abnegacji. Ostateczny kres łaziebnych przybytków  zadały wybuchające niemal każdego roku w Europie tragiczne  w skutkach  epidemie dżumy, wobec których sztuka medyczna pozostawała bezsilna. Miejsca skupiające wielu ludzi uznano za niebezpieczne, zagrożenia dopatrywano się we wspólnych kąpielach i ciepłej wodzie, która osłabiając organizm, miała ułatwić przenikanie złowrogich substancji. Zamykano więc i likwidowano łaźnie z obawy przed szerzącymi się chorobami. W konsekwencji zwyczaj regularnych kąpieli zniknął z życia codziennego niemal po wiek XIX.

Paniczny strach przed kontaktem ciała z wodą będzie się pojawiał z każdym wybuchającym ogniskiem zarazy i zapanuje powszechnie na kilkaset lat. Negatywnie na stan higieny wpłynęły również wojny, w ich wyniku zostały bowiem zniszczone miejskie sieci wodociągowe. Możni na równi z biednymi panicznie obawiali się i unikali kontaktu z wodą, dopuszczono jedynie mycie twarzy i rąk, pozostałych części ciała nie obmywano. Brak higieny był powszechny, więc nie raził nikogo. Jak zauważa francuski  historyk, woda „Tryska obficie w ogrodach, ale nie styka się niemal nigdy ze skórą tych, którzy tam mieszkają”. Zaniechanie kąpieli nie oznaczało rezygnacji  z troski o wygląd. Niemyte ciała skrywano pod warstwami pudru, nieprzyjemny zapach tłumiono kosztownymi wonnościami i wcieranymi w ciało olejkami zapachowymi. Warunkiem schludności będzie teraz czysta bielizna, co wiązało się z koniecznością posiadania służby i odpowiednio zasobnych funduszy. Wiarę w oczyszczającą moc płóciennej bielizny, która zastąpiła kąpiel, z całą powagą podtrzymywali mędrcy.

        
                                       Ówczesne pralki                                                Foto. Edmund Zieliński


Trwająca niemal przez cztery wieki awersja do wody ustępowała stopniowo wraz z wygasającymi ogniskami zarazy. Ostrożnie i nieśmiało do łask  powracał kontakt ciała z zimną wodą, z początku ograniczony do stóp i rąk. Zalecany przez nowe prądy powrót do świata natury, dostrzeżenie dobrodziejstwa przebywania na świerzym powietrzu i zalet zimnej wody, kojarzonej z energia i witalnością, rosnąca popularność zdrojów z wolna przywrócą potrzebę kąpieli dla zachowania czystości i zdrowia. Konieczność dbałości o higienę wsparły naukowe prace Roberta Kocha i Luisa Pasteura z zakresu bakteriologii. Słowo higiena nabiera nowego znaczenia, w XIX wieku dbałość o nią stanie się przejawem postępu. W trosce o zdrowie upowszechniano wiedzę o higienie, wydając podręczniki, publikując poradniki i artykuły w prasie kobiecej. Ponadto organizowano wystawy, prowadzono lekcje higieny osobistej w szkołach, a stopień zaawansowania technologicznego umożliwiał instalacje w domach wodociągów, wanien, zbiorników na wodę, grzejników. W miastach wznoszono okazałe kompleksy kąpielowe, przypominające rzymskie łaźnie.  W ramach usługi „kąpieli na wynos”  do domu zamawiającego dostarczono wszelkie niezbędne akcesoria kąpielowe: wannę, zimną i gorąca wodę, ręczniki, mydła, szlafrok. I choć wzięcie kąpieli mogło być ryzykowne, grzejniki zasilane gazem były głośne i często wybuchały, to coraz chętniej z niej korzystano, chociaż niekoniecznie z udziałem mydła.


                           Pokój łaziebny z wanną na kółkach                              Foto. Edmund Zieliński

Dziś trudno sobie wyobrazić, ile wysiłku wymagało utrzymanie czystości. Do XX wieku łazienki w mieszkaniach były rzadkością. W zamożnych domach miejscem codziennych zabiegów toaletowych była najczęściej sypialnia – tu stała umywalnia z marmurowym blatem i zamykaną szafką, zaopatrzona w miednicę, dzban, mydelniczkę, nocnik i wiadro. Najzamożniejsi mieli miedziane wanny. Przygotowanie kąpieli wymagało wiele trudu, wannę wypełniało przynajmniej kilkadziesiąt litrów wody, którą należało przynieść, podgrzać, a potem wynieść, tym zajmowała się służba. Najczęściej więc myto się na stojąco, w miednicy lub rozłożystych baliach, polewając się wodą z dzbanka. 



                           Tak też się myto                                       Foto. Edmund Zieliński

Ludzie ubodzy nadal nie mogli sobie pozwolić na dobrodziejstwo kąpieli  Coraz większe tempo uprzemysłowienia miast pogłębiało nędzę ich mieszkańców, którzy skazani byli na życie bez bieżącej wody, toalet, co odbierało im możliwość dbałości o higienę osobistą i utrzymanie w czystości pomieszczeń mieszkalnych. Myto tylko widoczne partie ciała. W rozrastających się miastach nie nadążano z usuwaniem nieczystości, które płynęły rynsztokami. Na wsiach nadal panowało przekonanie, że wstrzemięźliwość w zabiegach higienicznych ma działanie ochronne. Częsta kąpiel i długie przebywanie w ciepłej wodzie wciąż budziły wiele obaw: „ dla ludzi mytych gruntownie  jedynie po narodzinach i śmierci, kąpiel pod dachem stanowiła budzący lęk rytuał przejścia , który często oznaczał koniec życia”. Poważnym problemem był wstyd przed nagością. Dla większości Europejczyków dopiero w II połowie XX wieku kąpiel przestała być luksusem.

Krajem, który zdecydowanie wyprzedzał  w tym względzie Europę, była Ameryka, gdzie uznano dbałość o higienę za wyraz postępu, a czystość za warunek zdrowia. Otwarci na nowe poglądy i innowacje Amerykanie  doceniali urządzenia ułatwiające życie. Wznoszone w Nowym Świecie domy łatwiej było wyposażyć w sieć wodno-kanalizacyjną niż wiekowe domy europejskie. W myśl zasady, że poranna kąpiel dzieli ludzi skuteczniej niż urodzenie , bogactwo, czy wykształcenie”, stanowili współczesne standardy  czystości, którymi objęli również całe rzesze emigrantów przybywających z Europy. W porcie miasta Nowy Jork  na wyspie Ellis Island zabiegowi kąpieli poddawano codziennie tysiące z nich. Sterylna czystość narzucana przez coraz bardziej pomysłowe reklamy, czasopisma i media  oraz firmy produkujące środki czystości , stosując najbardziej wyrafinowane chwyty marketingowe , kreowały wizerunek człowieka pozbawionego wszelkich naturalnych zapachów.  Sytuacją niedopuszczalną było pachnieć jak człowiek.

Higiena XXI wieku ma różne oblicza:  od zdrowej, normalnej troski o czystość po obsesyjny, graniczący z absurdem lęk przed drobnoustrojami i brudem, prowadzący do izolowania się w sterylnie czystych, wyjałowionych domach i ciałach. W ostatnich latach coraz większe uznanie w świecie nauki zyskuje sformułowana przez angielskiego epidemiologa Davida Strachana  „hipoteza higieny” zwracająca uwagę na negatywne skutki nadmiaru higieny.   Autor dowodzi, ze zbyt sterylne warunki życia  wcale nie są konieczne dla zdrowia, mogą osłabić rozwój układu immunologicznego. Organizm, który nie ma kontaktu z drobnoustrojami, nie umie się przed nimi bronić. Kwestia czystości, uwarunkowana wieloma okolicznościami, zawsze wzbudzała kontrowersje i jak pisze w podsumowaniu swoje pracy o historii brudu cytowana na wstępie Katherine Ashenburg: „Za sto lat ludzie będą patrzeć  z rozbawieniem, jeśli nie zdumieniem na to, co uchodziło za higieniczną normę  na początku XXI wieku”

 Gdańsk czerwiec 2015





    Turyści z Kocka (wyżej i niżej)  zwiedzają wystawę                                Foto.  Edmund Zieliński