sobota, 30 stycznia 2016

A MOŻE TABLICA PAMIĄTKOWA W WŁADYSŁAWA POPIELARCZYKA W WIELKIM BUKOWCU?TEKST I LINKIDrukujE-mail




Ten bardzo ciekawy tekst pozwoliłem sobie przenieść do mego bloga, ponieważ miałem przyjemność poznać osobiście Pana Władysława Popielarczyka. O ile dobrze pamiętam, to mógł być rok 1962/63. Wtedy mieszkałem jeszcze w Zblewie i byłem na początku mej twórczości. Pan Władysław przyjechał wtedy w odwiedziny do Państwa Gillów, bowiem Pani Zofia Gilla (żona Maksymiliana) była jego rodzoną siostrą. Ja przyjaźniłem się z dziećmi Zofii i Maksymiliana, zwłaszcza z Romkiem. W ich domu byłem częstym gościem. Kiedy gościł w Zblewie Pan Władysław, Romek zaproponował, że odwiedzi mnie z wujkiem Władysławem, by popatrzył, co ja tam takiego tworzę. To był letni dzień, pod wieczór wszedł do naszego mieszkania Pan Władysław z Romkiem. Już wchodząc do werandy zainteresował się moimi pracami. Były tam wyroby z gliny i z drewna. Ciekawiły go zwłaszcza prace niedorobione, nieskończone. Miał przy sobie szkicownik, jak na dobrego artystę przystało, i szkicował jakieś elementy. Pamiętam jak powiedział oglądając moją akwarelkę - jak pan uzyskał  to tło, woskował Pan? To jest bardzo ciekawe!  Na kanapie siedział mój braciszek Jerzy, a Pan Władek szkicował jego postać i objaśniał jak to należy robić. 
Przez jakiś czas miałem  szkic mego brata wykonany przez Pana Władysława. Gdzie się podział? Rozpłynął się gdzieś w  tamtych latach. 
Pod koniec lat 60 ubiegłego wieku byłem służbowo w Warszawie. Zaproponowałem towarzyszącemu mi koledze Mietkowi Tuszyńskiemu  z naszego zakładu pracy, by odwiedzić pracownię i galerię Pana Władysława Popielarczyka na ul. Piwnej. Bez problemu weszliśmy do mieszkania, które przypominało salę wystawienniczą z odpowiednim podświetleniem. Niestety, Pana Władysława nie zastaliśmy - był gdzieś za granicą. Chętnie oprowadzała nas po galerii i ciekawie opowiadała małżonka Pana Władysława.  
 Pana Władysława już niema, pozostał w mojej pamięci jako wielki artysta, chociaż wiele z jego prac nie rozumiałem. 
Gdańsk 30 stycznia 2016 roku                                               Edmund Zieliński



piątek, 29 styczeń 2016
Powoli kończę składać w reportażach fascynującą postać młodego Władysława Popielarczyka, moim zdaniem genialnego artysty, którego koniecznie trzeba przypomnieć. Pisałem o nim w drugiej części reportażu pt.„Kim jesteś dziewczyno z Kranka z lat sześćdziesiątych?” - cz. 2, a następnie w reportażu „Pani Genowefa świetnie pamięta Władysława Popielarczyka”. W oba teksty wplotłem informacje, jakie otrzymałem od Bernarda Damaszka. Porobiłem zdjęcia obrazów Popielarczyka będące w posiadaniu osób prywatnych. Opowiedziałem o Popielarczyku dyrektorowi Muzeum Ziemi Kociewskiej Andrzejowi Błażyńskiemu...

Podekscytowany, że na Kociewiu urodził się i dorastał takiej klasy artysta (dotąd o nim nie słyszał), obiecał urządzić w tym roku wystawę jego prac. Ciekawy jestem, czy coś z tego wyjdzie. Wiem, że w Starogardzie i Zblewie mają około 40 jego prac. Kilka z nich jest niestety nie do ruszenia, gdyż maestro w swojej artystycznej witalności ochoczo malował na ścianach.

Z jakiej miary artystą mamy do czynienie, wynika z Wikipedii i opracowania Barbary Popielarczyk-Daszewskiej.


Błędy i nieścisłości w Wikipedii
Niestety w Wikipedii ciągle są błędy (Szteklino zamiast Szteklin) i nieścisłości („Przez całe życie związany z Warszawą”!). Warto zwrócić uwagę, w czyich kolekcjach prywatnych znajdują się obrazy Popielarczyka.

Wikipedia: „Władysław Popielarczyk (ur. 1925, zm. 1987) - polski malarz.
Urodził się w 1925 roku w Szteklinie, studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Od 1965 roku prowadził własną galerię w Warszawie, zorganizowano ponad 40 jego indywidualnych wystaw, jego prace były także obecne w wystawach zbiorowych, zarówno w Polsce, jak i innych krajach. Oprócz malarstwa zajmował się happeningami, poezją i komponowaniem. Zaprojektował także i wykonał ponad 25 prac w obiektach użyteczności publicznej, były to freski, mozaiki, płaskorzeźby i witraże.
Obecnie jego prace znajdują się w Muzeum Narodowym w Warszawie, Poznaniu i Gdańsku, Muzeum Częstochowskiego, Moderna Museet w Sztokholmie, Taides Museum w Oulu, Museum of Modern Art w Miami, Indianapolis Museum of Art, Palm Spring Desar Museum oraz prywatnych kolekcjach Dwighta Eisenhowera, Urho Kekkonena, Sukarno, Charles'a de Gaulle'a i Paul-Henriego Spaaka. Przez całe życie związany z Warszawą.”
Barwna postać Warszawskiej Starówki
Barbara Popielarczyk-Daszewska: „Władysław Popielarczyk (1925-1987) - artysta, malarz i poeta, barwna postać Warszawskiej Starówki. Sam nie wyobrażał sobie, że może mieszkać i tworzyć gdzie indziej. Jego oryginalność, otwartość, wrażliwość, głęboka fascynacja zjawiskami natury i witalność wyrażona została w bogatej twórczości. Pracował w różnych technikach: malarstwo sztalugowe, architektoniczne: mozaiki, freski, witraże. Stworzył cykle obrazów: wizje okien, madonny współczesne, rysowane listy, rysunki z poezją, macierzyństwo, obrazy hexagonalne. Ostatnio pracował nad cyklem figur odrywających się od horyzontu. Był artystą niezwykle płodnym, znanym i cenionym na całym nieomal świecie. Władysław Popielarczyk stworzył własny styl malarstwa. Jest to malarstwo na wskroś odkrywcze. Ukazuje niepokój, nerwowość współczesnego czasu jakby w rentgenowskim znaku, człowieka widzianego od środka. Najgłębiej inspiruje go głowa ludzka widziana w przekroju, czy przenikanie się figur w płynności natury. Jest to malarstwo poezji, dźwięczność koloru splotu form widzianych w błysku oka. Obrazy Popielarczyka odznaczają się ponadto szlachetnością barw i urzekają swoim niepowtarzalnym stylem. Można je zaliczyć do interesującej sztuki transawangardowej.
Artysta wiele podróżował po świecie, propagując polską sztuką współczesną. Między innymi demonstrował na licznych wernisażach swój program artystyczny /np. piosenki własne z gitarą, wiersze, przebierance, tańce itp./. O twórczości Popielarczyka pisali znani krytycy w kraju i za granicą odnajdując w jego twórczości oryginalny styl wypowiedzi, nasycony własną osobowością. Prace Popielarczyka znajdują się w wielu muzeach krajowych i zagranicznych: między innymi w Muzeum Historycznym i w Muzeum Narodowym w Warszawie, Częstochowie, Poznaniu i Gdańsku, w Modern Muzeum w Sztokholmie, Taides Museum Oulu w Finlandii, Miami Museum of Modern Art, na Florydzie, Indianapolis Museum, Palm Spring Desar Museum California w USA, a także w licznych galeriach i zbiorach prywatnych. Miał ponad 40 wystaw indywidualnych oraz liczny udział w wystawach zbiorowych. Popielarczyka wymieniają współczesne leksykografy, a między innymi: Dictionary of International Biography Cambridge, England 1980; Who's Who in the World, 6th ed., Chicago - USA 1980; The First Five Hundred, Cambridge - England 1985 oraz niemieckie i polskie wydanie Kto jest Kim w Polsce, Interpress 1985.
Na Starym Mieście w Warszawie przy ul. Piwnej 3/5 urządzał Popielarczyk bezpłatne, tzw. majowe wystawy swoich prac. Tamże organizowane były interesujące spotkania happeningowe. Na Piwnej Mistrza odwiedzało wiele wybitnych osobistości, mężowie stanu, ambasadorowie, aktorzy, poeci, artyści. Na wystawę Jego najnowszych prac każdy mógł wejść wprost z ulicy, uciąć dyskusję z twórcami na temat sztuki, posłuchać wierszy piosenek, jednym słowem był to dom otwartych drzwi - dom pracy twórczej, znany jako Galeria Popielarczyka. Władysław Popielarczyk zasłużył na miano współczesnego Polaka - patrioty. Za zasługi dla polskiej kultury i sztuki Rada Państwa odznaczyła Go pośmiertnie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.”
Popielarczyk czuł się Kociewiakiem

Państwo Damaszkowie przy grobie zamorodowanego przez Niemców Aleksandra Popielarczyka, ojca Władysława.
Dom, w którym mieszkała rodzina Popielarczyków. 
Po raz kolejny odwiedziłem Bernarda Damaszka. Rozmowa z nim to intelektualne przyjemność. Poza tym państwo Damaszkowie są w posiadaniu pamiętnika artysty, w którym w przecudny literacki sposób opisał on swoje dzieciństwo i młodość w Wielkim Bukowcu.
- Chciałbym jeszcze, panie Bernardzie, dodać szczegóły do poprzednich pana informacji na temat młodych lat Popielarczyka. Zbierzmy jeszcze raz to, co wiem i dodajmy, czego nie wiem. Ciągle na przykład jeszcze nie wiem, co dokładnie łączyło artystę ze Zblewiem. Napisałem już, że ojciec artysty miał na imię Aleksander i wywodził się z Kurpiów, a jego żona, Waleria, urodziła się w Niemczech, ale wywodziła się stąd, ze Starego Lasu. Pracowała w Niemczech, podobnie jak dzisiaj miliony Polaków. Po powrocie i ślubie Popielarczykowie wykupili małe gospodarstwo w Szteklinie. Potem kupili działkę i wybudowali domek w Wielkim Bukowcu, który stoi do dziś. Waleria była położną objeżdżającą wsie. Spoczywa w Zblewie. Aleksander, ojciec Władysława, został rozstrzelany przez Niemców w 1939 roku w Zajączku. Był gospodarzem, w poglądach politycznych narodowcem. Władysław rzeczywiście urodził się w Szteklinie w 1925 roku, ale Popielarczykowie mieszkali tam krótko. Na świat przyszło więcej dzieci i stąd ta przeprowadzka. Chłopak do piętnastego roku życia mieszkał w Wielkim Bukowcu. Już jako dojrzały człowiek kilka razy w roku przyjeżdżał do Zblewa, ale zawsze odwiedzał grób ojca i ojcowiznę w swojej wsi. Czuł się Kociewiakiem, choć robił karierę w stolicy. Kiedyś, chyba w latach siedemdziesiątych, zdumieni mieszkańcy Zblewa ujrzeli go w telewizji. Przeprowadzono z nim wywiad. Ich zdumienie sięgnęło zenitu, gdy usłyszeli: „Pozdrawiam mojego szwagra, Maksa Gillę z Kociewia”. Więc co dokładnie łączyło go ze Zblewem?
- Matka Popielarczyka, Waleria z domu Belicka, po zamordowaniu pierwszego męża Aleksandra Popielarczyka wyszła ponownie za mąż za miejscowego gospodarza, rolnika Łucjana Brzóskę. Pracowała cały czas w izbie porodowej w Skórczu, a po przejściu na emeryturę i śmierci drugiego męża w 1966 roku przeprowadziła się do córki w Zblewie Zofii Gilli.
- ...Siostry Władysława... Bardzo żywo i ją, i Władysława wspomina w tekście „Pani Genowefa świetnie pamięta Władysława Popielarczyka” pani genowefa Kaczmarek.
- Tak, siostry Władysława. Z drugiego małżeństwa nie było dzieci.
- A kiedy i dlaczego Zofia Popielarczyk zamieszkała w Zblewie?
- Zofia przyjechała w okresie okupacji. W 1941 roku wyszła za mąż za znanego na Kociewiu kowala Maksymiliana Gillę. I w związku z tym Władysław Popielarczyk zaczął tu przyjeżdżać. A początku nie miał daleko. Uczył się najpierw w liceum plastycznym w Orłowie, a potem studiował na Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Pracę magisterską napisał w Warszawie.
- Przyjeżdżał często czy sporadycznie?
- Regularnie dwa - trzy razy do roku. I nigdy nie omijał naszego domu (jedna z córek Zofii i Maksymiliana Gillów jest żoną Bernarda Damaszka - przyp. red.). I malował, dawał koncerty na jednych z dożynek, spotykał się z ludźmi. Kochał przyrodę i ludzi. Kiedyś, w latach 80., był wywiad w telewizji i on rzekł, że ma jeszcze jedną prośbę, że chce złożyć życzenia. I powiedział...
- ... „Pozdrawiam mojego szwagra, Maksa Gillę z Kociewia”. Teraz rozumiem... Sporo tu mają jego obrazów.
- Bo przyjeżdżając do Zblewa przy okazji malował. Zostawił ze 40 dzieł. Poznałem go z Tadeuszem Śmietaną, dyrektorem Elotoru, który był jednocześnie szefem Twardego Dołu. I on wykonał tam kilka prac. Właściwie to było tego dużo. Obrazy na deskach w sali kominkowej i wyroby z metaloplastyki.
- Panie Bernardzie. Piszą, że Popielarczyk przez całe życie był związany z Warszawą. Nazywają go artystą warszawskim. I nie ma w tych źródłach ani słowa o Wielkim Bukowcu i Zblewie. A może, biorąc pod uwagę dramatyczną śmierć jego ojca Aleksandra, zaszczutego przez Niemców nad Jeziorem Czarnoleskim, miał do tych stron uraz?
- Władysław Popielarczyk czuł się Kociewiakiem. Kochał tę ziemię i tych ludzi tutaj. Czuł się Kociewiakiem do końca.
- Panie Bernardzie. Czy możemy opublikować pamiętnik Władysława Popielarczyka w internecie? To wybitne dzieło literackie.
- Opracujemy to panie Tadeuszu razem i wydamy.

Żona Barnarda Damaszka, córka Zofii Gilli z domu Popielarczyk i jej wnuki. Fot.Tadeusz Majewski
Pomnik, tablica upamiętniająca?
Dzwonię do pani Krystyny Gilli ze Starogardu. Informuje, że zebrałem już sporo materiału na temat dzieciństwa i młodości Władysława Popielarczyka. Dochodzi do małego nieporozumienia.
- Przecież Popielarczyk ma już pomnik...
- Ale mi chodzi o pomnik czy tablicę Władysława, a nie Aleksandra. I taki pomnik, jaki stawia się wybitnym artystom. W Wielkim Bukowcu, bo dlaczego by nie?
Pani Krystyna jest mile zaskoczona.
- My chętnie z mężem taką inicjatywę wspomożemy.
KIM JESTEŚ, DZIEWCZYNO Z KRANKA Z LAT SZEŚĆDZIESIĄTYCH? (2)DrukujE-mail
poniedziałek, 01 sierpień 2011
Zanim wyruszyłem do Kranka w poszukiwaniu autorki tekstu w książce „Wieś polska 1939 – 1948”, zupełnie przypadkowo zaczęły się pojawiać inne, osobne wątki do zbadania. To, co je łączyło z fabułą reportażu, czyli reporterską ścieżką poszukiwania dziewczyny, była wspólna przestrzeń, jak również – co się później okazało – czas. Przestrzeń wyznaczona powinowactwem krwi i losów mieszkańców Czarnegolasu, Wielkiego Bukowca, Wolentala i Kranka właśnie.








Wszedłem otóż w Starogardzie do pewnego mieszkania. Od razu rzuciła mi się w oczy niezwykła akwarela z bardzo czytelnym podpisem: Władysław Popielarczyk. Gospodarz, widząc moje zaskoczenie, oprowadził mnie po pokojach. Pokazał inne dzieła Popielarczyka – oleje, pastele, techniki mieszane. Dzieła malowane na deskach, płótnie i ścianie. A potem rzekł, że u Benka w Zblewie jest tych prac więcej. 
W domu wstukałem nazwisko malarza w Google. Nie będę tu szerzej pisał, co wyskoczyło – sami możecie to zrobić. Tu jednym zdaniem – wyskoczyła postać niezwykła, fascynująco niesforna. Bardzo znany i ceniony malarz, którego prace znajdują się w wielu muzeach krajowych i zagranicznych oraz w zbiorach prywatnych nawet byłych głów państw, poeta, bard, człowiek renesansu; według Wikipedii - artysta z Warszawy. Tylko fragmencik mówi, że ów Popielarczyk urodził się w Szteklinie (w mianowniku w Wikipedii wkradł się błąd – Szteklino zamiast Szteklin). Skądinąd dowiedziałem, że Popielarczyk dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Wielkim Bukowcu – wsi, która wydała na świat wielkich ludzi, między innymi Raszejów. Do tego szeregu gigantów doszła nowa, niewspominana, czyli zapomniana w regionie postać. 

Władysław Popielarczyk. Skan z albumu
Obrazy i wiersze Władysława Popielarczyka (skan z albumu). Obraz od góry to autoportret artysty.
Pojechałem wieczorem do Zblewa – do Benka, czyli Bernarda Damaszka. Pan Bernard rzucił garść informacji, potrzebnych dla tego reportażu. Myślę, że ten artysta zasługuje na osobny reportaż, a może nawet i książkę, tym bardziej że pozostawił po sobie pamiętnik, w którym wspomina świat swojej młodości, a więc świat nasz.
Ojciec artysty miał na imię Aleksander – mówił pan Bernard. - Wywodził się z Kurpiów, a jego żona, Waleria, urodziła się w Niemczech, ale wywodziła się stąd, ze Starego Lasu. Pracowała w Niemczech, podobnie jak dzisiaj miliony Polaków. Po powrocie i ślubie Popielarczykowie wykupili małe gospodarstwo w Szteklinie. Potem kupili działkę i wybudowali domek w Wielkim Bukowcu, który stoi do dziś. Waleria była położną objeżdżającą wsie. Spoczywa w Zblewie. Aleksander, ojciec Władysława, został rozstrzelany przez Niemców w 1939 roku w Zajączku. Był gospodarzem, w poglądach politycznych narodowcem. Władysław rzeczywiście urodził się w Szteklinie w 1925 roku, ale Popielarczykowie mieszkali tam krótko. Na świat przyszło więcej dzieci i stąd ta przeprowadzka. Chłopak do piętnastego roku życia mieszkał w Wielkim Bukowcu. Już jako dojrzały człowiek kilka razy w roku przyjeżdżał do Zblewa, ale zawsze odwiedzał grób ojca i ojcowiznę w swojej wsi. Czuł się Kociewiakiem, choć robił karierę w stolicy. Kiedyś, chyba w latach siedemdziesiątych, zdumieni mieszkańcy Zblewa ujrzeli go w telewizji. Przeprowadzono z nim wywiad. Ich zdumienie sięgnęło zenitu, gdy usłyszeli: Pozdrawiam mojego szwagra, Maksa Gillę z Kociewia.
Pan Bernard, który ma przygotowanie plastyczne, zauważył, że malarstwo Popielarczyka jest pełne dowcipu, nieokiełznane, ale można w nim znaleźć elementy naszego pejzażu. Bardzo mi się spodobały te według mnie trafne określenia. Co do ostatniego – myślę, że w jego twórczości można znaleźć mnóstwo motywów z okolic dzieciństwa i młodości – z Wielkiego Bukowca – równie nieokiełznanego w wyglądzie, Czarnegolasu i Kranka.

Obrazy Popielarczyka znajdują się w największych muzeach świata i kolekcjach prywatnych nawet byłych prezydentów krajów. Sporo jest także w Starogardzie i Zblewie. Fot.. Tadeusz Majewski
Wielki Bukowiec. Dom Popielarczyków. Stan obecny.
Grób Aleksandra Popielarczyka.
Miałem więc dodatkowo ten jakże ciekawy motyw poszukiwań podczas jednej reporterskiej włóczęgi po Kranku. Nie wiedziałem, że dołączą następne, równie ciekawe. Żeby dokończyć jakby część przygotowawczą, określającą tło późniejszych, już konkretnych wydarzeń, trzeba jeszcze koniecznie dać drugą pracę konkursową z księgi „Wieś polska 1939 – 1948”.

(zapis oryginalny)
Wieś Polska 1939 – 1948 (materiały konkursowe), Warszawa 1967, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk 
Nr 31 (933) — wieś Czarnylas — Mężczyzna Topografia icsi
- Początek powstania wsy Czarnylas przypuszcza się Krzyżakom,
którzy jeżdżąc na polowania do tutejszych borów, pobudowały kościół. Jednak ze znalezionych grobów skrzynkowych z kamienia należy przypuszczać, że już w czasach dawniejszych okolice były zamieszkane. Stare ludzie powiadają, że za czasów po rozbiorach Polski był w mojej wsi majątek 750 ha i tylko 14 gospodarstw rolnych od 2 do 50 ha, ziemia kościelna 60 ha/1. Ten stan trwał aż do 1925 roku -
Wyniki parcelacji 1925—1927.
- Podczas okupacji niemieckiej zostały wysiedleny wszysci gospodarze, wieksy właściciele z 12 gospodarstw, z kościelnej ziemi i z resztówki już w zimie 1939 r. Na te gospodarstwa sprowadzono tutejszych Niemców z okolicy. W r. 1942 wysiedlono resztę gospodarzy Polaków, i obsadzono całą wieś Niemcami sprowadzonemy z Besarabii i także Niemcy, którzy zajęli w 1939 r. gospodarstwa Polski, musiały takowe opuszczać na rzecz Besarabów. Samą resztówkę zajął Kreisbauernfuhrer.
Z Polaków zostały się tylko robotnicy i cztery gospodarze, którzy nie mieli kompletnych zabudowań. Rolników polskich wywieziono do obozów pracy lub do Niemiec.
Po długim i tęsknym oczekiwaniu słońce wolnoscy zaczęło nam wschodzyc, 14 dni już przedtem wszyscy Besaraby, zapakowawszy na wozy, co tylko możliwe, spiesznie uchodzyły na zachód. Frontsię zbliżał, jednak utknął na 14 dni przed naszą wsią. Ludzie kryli się przez ten czas pod ziemią lub [w] murowanych piwnicach. Co dzień to stodoła jakaś, to budynki jakieś się paliły, to Niemcy brali reszta chłopów do okopów. Jednak dużo pociechy z nich nie mieli. Nareszcie dnia 4 marca 1945 r. wojska radzieckie zajęły naszą wieś. Mieszkańcy pomału wracały na swoje gospodarstwa, niestety bez inwentarza i zachodzyły w głowa jak ta gospodarzyć, z 185 kony roboczych zostało tylko 5 kalecznych, trocha lepiej wyszły z całej rozprawy krowy, bo było ich 70 sztuk.
Brak inwentarza żywego. Struktura rolna - gleba, struktura zasiewów, zabudowa wsi, struktura demograficzna i zawodowa - 2 ss.


-W mojej wiosce jest jeszcze z czasów przedwojennych światło elektryczne, sama wieś korzysta tylko, bo wybudowania są bardzo rozproszone i na razie nie są rolniki w stanie sobie zakładać elektryfikację. Tak samo z radiamy, które posiada tylko nauczyciel i jeden obywatel. Należy to usprawiedliwyć tem, iż we wiosce mieszkają osadnicy z powojennej reformy rolnej, którzy jeszcze sobie nie przebudowały domów gospodarskych. O radia starałyśmy się, aby zradiofonowali, lecz jakoś zostaje tylko przyrzeczenie.
Ciężką dole mają świeży osadnicy, otrzymali po 10 ha ziemy od dawniejszej resztówki 180 ha. Obecnie została się do resztówki około 30 ha z budynkamy gospodarczemy, które należą do Oświaty Rolniczej. Ponieważ jest trudno o materiał budowlany, więc będzie trudno się wybudować, a na czyim podwórku mieszkać to nie żadna gospodarka. Po l koniu i 2 krowy posiada już najwięcej osadników, tylko jeden nic posiada konia -
Obecna ilość żywego inwentarza. Organizacje społeczne - stan organizacyjny: ZSCh - 45 członków, SL — 50 członków, PPR - 10 członków. Rozwój czytelnictwa - „Rolnik Polski". Urząd gminny, biblioteka ZSCh - 0,5 s.

- Na ogół są tu wszyscy osadnicy zadowoleni z reformy rolnej,
tylko gospodarze, którym nałożono fundusz oszczędności, się pytają: „Jak to, ja mam stodoła przez wojna znyszczona i mam oszczędzać?" Chociaż gromadzka komisja podatkowa tym, co mają stodoły lub domy przez wojna znyszczone, podatek oszczednascy umorzyła, to referent ze starostwa odrzucył wnioski o umorzenie; mówy, kto ma konia i jedną krowa może płacić. Czy słusznie?
Drugi kłopot to ze stodołamy i budynkamy pod papą. Przeszły rok nie1 można było z powodu braku gotówki dachów zreperować i było trudno o smoła i papa. Dużo zboża się ponyszczyło zaciekami. Obecnie przez nałożenie dodatkowe funduszu oszczędnoscy uważamy, że znów się to powtórzy. Zaliczka na podatek gruntowy na rok 1948 moja wieś wpłaciła w terminie w 95%.
1 Por. „Slawnik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów slowiań-skich", t. I, Warszawa 1880, s. 767 -potwierdza ogólnie te wiadomości.




TADEUSZ MAJEWSKI. PANI GENOWEFA ŚWIETNIE PAMIĘTA WŁADYSŁAWA POPIELARCZYKADrukujE-mail

czwartek, 05 czerwiec 2014
O Władysławie Popielarczyku - wybitnym malarzu, poecie, wielkim artyście warszawskim rodem z Kociewia, pisałem w jednej z części reportażu "Gdzie jesteś dziewczyno z lat sześćdziesiątych". O jego artystycznych dokonaniach z okresu warszawskiego jest w internecie sporo, o dzieciństwie i młodości tej wczesnej, nic. Uparty jestem i odszukałem osobę, która świetnie pamięta Popielarczka z tego okresu...

















Czasami jedziesz do tych samych bohaterów tekstów po kilku – kilkunastu latach, bo okazuje się, że jakiś drobny wątek nagle staje się głównym tematem nowego reportażu. Tak było ostatnio z panią Genowefą Kaczmarek. Byłem u Genowefy i Stefana Kaczmarków 5 lat temu. Pan Stefan miał wówczas 87 lat. Zmarł w tym roku. Pani Genowefa, która wówczas od czasu do czasu nieśmiało włączała się do rozmowy z kuchni, dziś jest w takim samym wieku, jak wtedy jej mąż. Przypomnę fragmenty tamtego reportażu, w którym pojawiła się tylko wzmianka o Popielarczyku. Wówczas nie znałem tego nazwiska. A teraz Władysław Popielarczyk jest bohaterem już drugiego tekstu.



Fragmenty reportażu z 2006 roku (całość - "No to niuch tabaki" - przejdź)

Stary, świetnie utrzymany dom w centrum Wielkiego Bukowca. Mocno posmarowane spalonym olejem dechy ścian, solidny dach, posprzątane podwórze. Stefan Kaczmarek ogląda skoki Małysza. Siadamy, rozkładamy sprzęt. Pan Stefan z grzeczności gasi telewizor.

- Małysz może być, panie Stefanie. Obejrzymy sobie ten skok na złoty medal, zanim pani Genowefa (83 l.) sparzy kawkę... A pan tak niuch tabakę...

- Ona daje mi zdrowie.

- Sam pan przygotowuje?

- Sam. Według własnej receptury.

- Jak długo Pan zażywa tabakę?

- Czterdzieści lat. Trzyma mnie przy zdrowiu. Nie chodzę do lekarza, nie biorę tabletów.

- Spotyka się pan z innymi mężczyznami i razem ją zażywacie?

- Nie. Tak robią Kaszubi! Ja sam zażywam.

Telewizor znów włączony. Małysz frunie po złoto.

Genowefa Kaczmarek z domu Rudnik przynosi kawę i, jak to kobieta w takich sytuacjach, chce się wycofywać do kuchni. Stamtąd łatwiej strofować męża, żeby za dużo nie gadał, bo pójdzie w świat.

- Genowefa z domu Rudnik... No niechże pani opowie o tych Rudnikach. Skąd się wzięli.

- Oni tu mieli gospodarstwo. Tyle co wiem, to to, że mój ojciec wprowadzał się do tego domu tuż po budowie. Postawił go Landowski z Kasp(e)rusa i sprzedał. Syn Landowskiego chodził po wsiach z koszami.

- A kiedy postawił?

- Mój ojciec urodził się w 1882 r. Miał 7 lat, jak się rodzina Rudników wyprowadziła się z Wolentala i wprowadziła tutaj. Można więc obliczyć. Ale ma ze 130 parę lat. W Buk(ó)wcu jest jeszcze starszy, w kutlu (bocznej uliczce), jak się jedzie na Czarnylas.

Liczymy. 1882 plus 7 równa się 1889 rok. W tymże więc roku rodzina Rudników wprowadziła się do domostwa. W tym też zapewne powstał. Ma ze 120 lat.

- Oni się wyprowadzili z Wolentala, a my się sprowadzili do Wolentala z Lubichowa - mówi pan Stefan. - Kupili gospodarka po Wiśniewskim. Ja miałem wtenczas 14 lat, a więc sprowadzili się do Wolentala w 1934 r. Chodziłem do szkoły w Lubichowie, a potem w Skórczu.

- A w Lubichowie gdzie mieszkała pana rodzina?

- Mieszkelim koło dworca. Mielim dwóch lokatorów. Nie było łatwo, bo piach. Ojciec z rodziną jeździł na niziny, na Żuławy, a mnie posyłeli do dziadków na Kranku. Trzy lata ja tam u babci siedział. Babka, ze strony ojca, goniła mnie do roboty. Mieli prawie 17 hektarów. Rodzice przeprowadzili się do Wolentala, bo matka chciała mieć hektary, chciała być gburka. Bo dopiero gbur, a już całkiem duży bamber, co miał 100 hektarów, mógł dzieci kształcić.

- I została w Wolentalu gburką?

- Nie. Mieliśmy 10 hektarów.

- W Wolentalu był podobno przepyszny pałac z oranżerią. Ale właściciel, Niemiec, opowiadali mi, zabił się jadąc z kochanką bryczką z Gdańska.

- Pamiętam Orstmana (Horstamnna – przyp. T.M.). On się nie zabił, jego sparaliżowało. Jego córka, Elza, zaczęła sprzedawać ziemię. Nam sprzedała 3 hektary. Przedtem Orstman jeździł po polach na koniu i gonił, bo mu kredli kartofle. Ziemie miał aż pod Buk(ó)wiec.

- Niechże pani nie ucieka do kuchni... A w okupacji gdzie pani była?

- Urodziłam się w 1924 r., a więc w okupacji byłam już panną. Niemcy wzięli mnie pod Barłożno, na przedwojenne gospodarstwo Raduńskiego. W okupacji przyszedł Arab (mówili – Araby, Besaraby), Niemiec ze Wschodu. Ona była estdojcz, a on półrusek. Raduńskim ziemie zgarnęli, wywieźli do lasu, a Araba wsadzili. Ja u nich pracowałam... Rodzice podpisali trzecią grupę, żeby uratować to, co mieli w Buk(ó)wcu. Inaczej by poszli na bruk. Już był jakiś Niemiec chętny na ten dom.

- A pan – w okupacji?

- Urodziłem się w 1920 r., miałem w 1929 r. 19 lat. 19. rocznik był w poborze, a 20. jeszcze nie. Rodzice też musieli listę podpisać, bo mieli 13 ha, a jak ktoś miał 13 ha, to już dawali Niemca albo Araba, co trocha mówił po niemiecku... O tym Arabie (do żony) – to był twój pan. Musiałaś mu „her” mówić – „her Schreiber”). W 1945, kiedy przyszedł był Rusek, powiedział do Araba tak: „Nie chce mi się ciebie zastrzelić. Sobie idź. Ja ciebie znajdę w Berlinie”... 4 lata siedziałem u bambra w Bok(ó)wcu, gdzie było najwięcej Niemców spośród tych wszystkich wiosek. Co drugi był Niemiec. Musiałem obdoić 11 krów. Musiałem śrutować, wykarmić. I świń miałem ponad 50. Od 5 do 20 robota.

- O Jezus, ale Polska się naczyta – wzdycha Genowefa.

- Niech czytają, bo prawdę mówię... W 1943 wzięli mnie do Wehrmachtu. Brali kto chciał czy nie chciał. Jak się nie godził, to na drzewo albo do lasu. Nauczyciel Knasiak z Wolentala nie chciał, to go wzięli do lasu. Potem z Buk(ó)wca Popielarczyka. Też go wzięli do lasa. Po wojnie ich wykopeli. W Skórczu z Ruskami leżą, co w Buk(ó)wcu byli wybite i w Wolentalu... Oni się tego nie spodziewali. Myśleli, że ich zamkną w obozie, a nie kulka w łeb.




Wrzesień 2011

Ten sam dom. Te same czyściutkie pokoje. Pani Genowefa parzy kawę. Po chwili rozmawiamy.

- Powiedziano mi, że pani będzie pamiętać Władysława Popielarczyka. Jego „warszawski” życiorys jest znany, ale „bukowiecki” nie. Znała pani tego artystę?

- Oczywiście. Chodziliśmy do szkoły…

- Aha. Genowefa z domu Rudnik – to wiem. A kiedy i gdzie się pani urodziła?

- Urodziłam się 18 sierpnia 1924 roku w Wielkim Bukowcu. Tata nazywał się Franciszek Rudnik, a mama Franciszka z domu Raszeja.

- Raszeja! A jakie pani miała włosy? Bo Raszejowie, pochodzący podobno z terenów Libanu, mają czarne.

- Byłam blondynką. Ale moja mama miała ciemne.

- To tak na marginesie z tymi Raszejami. Chodziła pani tu do szkoły?






- Tak, chodziłam do szkoły w Wielkim Bukowcu. Mieściła się w budynku przy ulicy głównej, to znaczy tej asfaltowej. Były cztery klasy, choć mówili, że sześć… Właściwie to klasy były jeno dwa. Takie łączone. Chodziłam siedem lat.

- Dzieci w pani klasie zapewne było mało...

- Nie, spora klasa była. Kiedyś mieli więcej dzieci jak teraz, bo teraz oszczędniej żyją.

- Pamięta pani Władysława Popielarczyka?

- Bardzo dobrze. Władek był ode mnie może trzy, może cztery lata młodszy. A jego siostra Zosia była moją przyjaciółką. Chodziła ze mną do jednej klasy. Ona miała urodziny 14 maja, a ja w sierpniu. Mieszkali koło bożej męki, czyli bliziutko nas. Ich matka miała na imię Waleria, a ojciec Aleksander. Do Wielkiego Bukowca przyjechali ze Szteklina, gdzie mieli rodzinę.

- Bliziutko mieszkali, więc pewnie często pani u nich bywała… Mieli więcej dzieci?

- Bywałam bardzo często. Ich było dwoje dzieci, ta Zosia i ten Władek.

- Najbardziej mnie interesuje, czy Władek miał od dziecka smykałkę do malowania.

- Od małego wyróżniał się z plastyki, był w tym specjalistą. Kiedyś mielim narysować w szkole kręcącego Antośka. Nie wiem, co to miało być. Tak się nazywało to zadanie. A on nie chciał nam narysować. Prosiłyśmy go, żeby narysował, błagałyśmy, płakałyśmy, bo byłyśmy dno w rysunkach, a on nie chciał, uparł się, na złość. I wtedy narysowała nam go jego matka. To ona miała talent plastyczny i Władek odziedziczył po niej. Narysowała Antośka jak klęczy. Władek nawet z wycinanek potrafił sanki zrobić. Trochę powycinał i to było piękne. W szkole go wyróżniano, bo z plastyki to był specjalista. Malował, rysował. Raz ustał koło naszej furtki i narysował mojego ojca, jak rąbał drewka. Robił szkice na papierze. Pewnego razu, gdy jego rodzice mówili pacierze, to on z tyłu siedział koło pieca i ich narysował. A oni się wcale tego nie spodzieli.

- Tak sobie go wyobrażam. Chodzącego po wsi i rysującego. Wie pani, w jego późniejszej twórczości pojawia się świat Wielkiego Bukowca. Przynajmniej ja tak to widzę.

- Nie zawsze miał czas. Oni (Popielarczykowie - przyp. T.M.) mieli koza, to on z ta koza chodził na skarpy, na kolej. Na skarpy koło wolentalskiego mostu. Jak kolejarze jechali drezyną, to on musiał uciekać, bo go płoszyli… Wszyscy wtedy mieli kozy i to nie było nic dziwnego. Nikt nie myślał, że ten chłopak będzie artystą.

- A podczas okupacji?

- Nie wiem, bo mnie tu nie było. Ale pamiętam 1939 rok. Jego ojciec, Aleksander, ukrywał się koło wolentalskiego mostu, w tych bagnach przy Jeziorze Czarnoleskim. Ale go złapali i zabili. Zastrzeleni byli w lesie, w masowym grobie leżeli. Ja byłam przy tym, jak wykopali jego ciało. Poszłyśmy z Zosią i ona go poznała, bo robiłyśmy w szkole szaliki, ona dla taty taki zielony. I on ten szalik miał, i po tym szaliku go poznała, bo to się jeszcze zachowało.

- A co Niemcy mieli do Aleksandra Popielarczyka?

- Ukrywał się dlatego, że był pochodzenia ruskiego. Czysty Polak nie był. Tak nieraz sobie kogoś upatrzyli, choć nie był nikim ważnym. On był Bogu ducha winny… Po ekshumacji ich przenieśli do Skórcza na krzyżówki, tam gdzie stoi pomnik. Jest pochowany w Skórczu, a dlaczego to ja nie wiem. W czasie okupacji to mnie tu nie było.

- A pamięta pani Władysława Popielarczyka po wojnie?

- Po wojnie on już tu nie przyszedł. Mieszkał już wtedy w Warszawie. Przyjeżdżał do mamy, Brzóskowej z drugiego męża. Kiedy przyjeżdżał do mamy, to się schodzilim, albo my do nich, albo on do nas. On bez końca szkicował. Ciągle mówiliśmy: „Pokaż, Władek, co zrobiłeś…”. On tu ze mną rozmawiał, a tu szkicował. „Pokaż, Władek, co nagryzałeś…”, a on uż miał jak jego siostrę jej kolega wiezie na sankach.

- Często tu bywał po wojnie?

- Często. Jego tu ciągnęło.

- A co najbardziej lubił rysować?

- Bardziej takie obrazki z życia, ludzi w trakcie roboty.

- Był w Warszawie malarzem, poetą, śpiewał i grał na gitarze. Czy przed wojną pisał wierszyki albo śpiewał?

- Wierszyków nie pisał. A czy śpiewał? Nieraz przy piecu tak usiedlim i śpiewelim, to on też śpiewał z nami. Ale pod tym względem to on chyba nie był specjalnie uzdolniony.

Materiał opublikowany 3.10.2011 r.

Na zdjęciu pani Genowefa Kaczmarek. Fot. Tadeusz Majewski



wtorek, 12 stycznia 2016






JUBILEUSZE. PAN STANISŁAW KOMOROWSKI OBCHODZIŁ 90. URODZINYDrukujE-mail
poniedziałek, 11 styczeń 2016


Dnia 7 stycznia 2016 r. Pan Stanisław Komorowski obchodził 90. urodziny. Z tej okazji Jubilata odwiedził Wójt gminy Zblewo Artur Herold wraz Panią Kierownik GOPS Anną Wojak.
SKŁADAMY NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA.
ŻYCZYMY WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO,
ZDROWIA I ZADOWOLENIA.
NIECH W DALSZEJ DRODZE NIE OPUSZCZA PANA
SZCZĘŚCIE I WSZELKA POMYŚLNOŚĆ.



Szanowny, Drogi, mój Panie Nauczycielu!



To Pan uczył mnie matematyki, geometrii i fizyki. Mam szczęście znać Pana od 1951 roku. Pan Był i jest wspaniałym człowiekiem. Czy w moim wieku wielu może się poszczycić obecnością  trzymających się w dobrym zdrowiu swoich nauczycieli? Ja mam to szczęście - żyje mój "Pan" Stefan Gełdon, uczący mnie od pierwszej klasy Szkoły Podstawowej i Pan, Drogi Panie Stanisławie, który dokończył to, co Pan Gełdon zaczął. 

Niech Dobry Bóg darzy Pana dobrym zdrowiem.
Sto lat i więcej życzy Panu uczeń VI i VII klasy Szkoły Podstawowej w Zblewie z lat 1952-1954.
Edmund Zieliński.










JUBILEUSZE. PAN STANISŁAW KOMOROWSKI OBCHODZIŁ 90. URODZINY
DrukujE-mail
poniedziałek, 11 styczeń 2016


Dnia 7 stycznia 2016 r. Pan Stanisław Komorowski obchodził 90. urodziny. Z tej okazji Jubilata odwiedził Wójt gminy Zblewo Artur Herold wraz Panią Kierownik GOPS Anną Wojak.
SKŁADAMY NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA.
ŻYCZYMY WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO,
ZDROWIA I ZADOWOLENIA.
NIECH W DALSZEJ DRODZE NIE OPUSZCZA PANA
SZCZĘŚCIE I WSZELKA POMYŚLNOŚĆ.



Szanowny, Drogi, mój Panie Nauczycielu!

To Pan uczył mnie matematyki, geometrii i fizyki. Mam szczęście znać Pana od 1951 roku. Pan Był i jest wspaniałym człowiekiem. Czy w moim wieku wielu może się poszczycić obecnością  trzymających się w dobrym zdrowiu swoich nauczycieli? Ja mam to szczęście - żyje mój "Pan" Stefan Gełdon, uczący mnie od pierwszej klasy Szkoły Podstawowej i Pan, Drogi Panie Stanisławie, który dokończył to, co Pan Gełdon zaczął. 
Niech Dobry Bóg darzy Pana dobrym zdrowiem.
 Sto lat i więcej życzy Panu uczeń VI i VII klasy Szkoły Podstawowej w Zblewie 
 Edmund Zieliński.