poniedziałek, 27 marca 2017

EDMUND ZIELIŃSKI. POST MEGO DZIECIŃSTWA I DROGI KRZYŻOWE



EDMUND ZIELIŃSKI. POST MEGO DZIECIŃSTWA I DROGI KRZYŻOWE Drukuj E-mail
poniedziałek, 27 marzec 2017


Wielki Post to okres szczególny w życiu praktykujących katolików. Po karnawałowych zabawach nastał czas wyciszenia własnego życia, spożywania postnych pokarmów, czas na przygotowanie się do największego święta chrześcijan - Zmartwychwstania Pańskiego. Bardzo zmienił się czas postu we współczesnej dobie. Właściwie trzeba zadać sobie pytanie, czy jeszcze jest post.
W latach mego dzieciństwa to był naprawdę post. Pościliśmy w środę, piątek i sobotę. Potrawy w tych dniach były bardzo chude. Żadnego mięsa czy kiszki. Za smarowidło służyła margaryna czy marmelada lub syrop z buraków cukrowych. Mleko tylko chude – fugowane. Najwięcej czarna zbożowa kawa. Na obiad ziemniaczane kluski, zabielane chudym mlekiem, brukiew na mleku, placki z kartofli. Często śledź w occie. Na kolację bywały pulki, czyli kartofle w mundurkach, do nich roztarty twaróg na mleku. Często gościła na stole zacierka z żytniej mąki na mleku, oczywiście chudym. W piątki i w niedziele uczestniczyliśmy w wielkopostnych nabożeństwach. Czasem w kościele – gdy nie doskwierał zbytnio mróz, a do kościoła było 3 kilometry. Najczęściej jednak szliśmy do dziadków Zielińskich, gdzie te nabożeństwa z wielką czcią odprawiano. W piątek o trzeciej po południu była Droga Krzyżowa, a w niedzielę, też o tej godzinie, były śpiewane Gorzkie Żale. Mile wspominam te modlitewne spotkania. Przytulny pokój dziadków, ciepły kaflowy piec, od którego snuł się przyjemny zapach rozgrzanej gliny, zmieszany z wonią palącego się żywicznego drzewa. Pomieszczenie wypełnione domownikami, a za oknem często sroga zima, gdzie śnieg czasami sięgał do okien. Czasem słońce, świecące nisko nad czubkami sosen dziadkowego lasu, rozpalało tysiące iskier na powierzchni zmrożonego śniegu, by w krótkim czasie skryć się za Szarafinów lasem, ustępując miejsca bladej tarczy księżyca.



Im bliżej końca postu, tym raźniej przyroda budziła się do życia. Już czerniały pagórki po stopionym śniegu, kruszał lód na jeziorze, wierzba pokrywała się kotkami. Nastał czas zrywania brzozowych gałązek, które po rozwinięciu swych listków, stojąc w wazonie gdzieś w kącie przy piecu, niebawem miały służyć jako szmaguster w drugi dzień świąt wielkanocnych.

*

Powyższy felieton pisałem 22 lata temu. Wiele w tym czasie się zmieniło na świecie, w naszej ojczyźnie i rodzinach. Chciałbym tutaj przybliżyć moim Czytelnikom wydarzenia z naszej działalności twórczej, które na stałe wpisały się w krajobraz Pomorza. Powstały trzy Drogi Krzyżowe – w Sianowie, Bytoni i Hopowie, które wykonali artyści ludowi z Kaszub i Kociewia. Wydarzenia z tym związane opisuję w powstającej mojej książce, fragmenty której, zamieszczam w tym felietonie.



Jak powstała Droga Krzyżowa w Sianowie

We wtorek dnia 6 marca 2001 w godzinach wieczornych zatelefonował do mnie kolega Marek Byczkowski – dyrektor Kaszubskiego Uniwersytetu Ludowego we Wieżycy z wiadomością, że jest propozycja ze strony mieszkańców Sianowa i Eugeniusza Pryczkowskiego, by rzeźbiarze ludowi wykonali Drogę Krzyżową dla sanktuarium Matki Bożej w Sianowie. Byłem kompletnie zaskoczony. Serce się radowało, że to właśnie nas, twórców ludowych, zaproszono do wykonania tego dzieła. A tak niedawno pracowaliśmy nad rzeźbami do ołtarza papieskiego w Sopocie według scenariusza Mariana Kołodzieja (…)

Nie czekałem na telefon od pana Pryczkowskiego, tylko od razu zabrałem się do projektowania poszczególnych stacji. Utkwiło w pamięci wiele „Dróg Krzyżowych” z kościołów, kalwarii, rysunków. Ale to ma być nasza Droga Krzyżowa, niepowtarzalna. Najpierw rysowałem kapliczki. Założyłem sobie, że muszą być związane z regionem, z budownictwem Kaszubskim, nawiązujące do dawnego stylu. Stylu, jakiego już prawie nie ma na wsi Kaszubskiej. Rzeźby muszą być widoczne dla wiernych, a więc kapliczki otwarte. Ale co otwarte – drzwi, okna? To nie to. A może na bazie chałup podcieniowych? No jasne, przecież te chałupy z szczytowym podcieniem funkcjonowały na Kaszubach i Kociewiu. Były też wnękowe, narożne i spełniały określone funkcję w gospodarstwie. Tu wypoczywano na ławie, gawędzono z sąsiadami, tu Kaszuba ucierał tabakę i naprawiał sprzęt gospodarstwa domowego, kiedy padał deszcz lub słońce piekło. W chałupach było zbyt ciemno z uwagi na małe okienka, drogie świece czy naftę.

Najpierw pomyślałem, że moje kapliczki podcieniowe pokryte będą słomą, a we wnętrzu stać będą figury obrazujące poszczególne stacje. Że żyjemy w trudnych czasach, to też trzeba te uwarunkowania uwzględnić. Słomę łatwo podpalić, a figurki można bez trudu ukraść. A więc daszki pokryć gontem, co też jest zgodne z budownictwem regionalnym. W podcieniu natomiast, na tylnej ścianie umieścić płaskorzeźbę ze sceną odpowiedniej stacji. Kapliczka miała stać na kamiennej podmurówce. Oczyma wyobraźni widziałem kapliczki zatopione w zieleni krzewów ozdobnych, malw i róż. Widziałem nawet bocianie gniazdo na którymś z daszków, czy jaskółki przyczepione do poddasza – wszystko wykonane przez twórców. Ale czy to wszystko zostanie zaakceptowane? (…)

Pan Pryczkowski zatelefonował chyba 15 marca. Cieszył się, że podjąłem się tego wielkiego zadania. Umówiliśmy się, że 7 kwietnia w sobotę spotkamy się na plebanii w Sianowie. Z mej strony do uczestnictwa w tej naradzie poprosiłem rzeźbiarzy: Stanisława Śliwińskiego i Józefa Semmerlinga. Pojechaliśmy Józka samochodem (…)

Objechaliśmy kościółek i zatrzymaliśmy się przed plebanią. Po chwili wyszedł pan Gienek z księdzem proboszczem Waldemarem Piepiórką i zapraszają nas do środka. W przytulnym saloniku zastajemy jeszcze dwóch panów, jak się okazało członków wspomnianego Komitetu. Jednym z nich był pan Kazimierz Formela, a pan Bogdan Gruba reprezentował Radę Parafialną. Ksiądz proboszcz częstuje nas kawą i smacznym kuchem. By nie tracić czasu, wyciągam moje odręczne projekty Drogi Krzyżowej. Wszyscy w skupieniu oglądają i nie słyszę krytycznych uwag. Jedynie ksiądz proboszcz mówi, że kapliczki są jakby za duże i użył tutaj niemieckojęzycznego określenia globisch. Ale przecież to jest pierwsze spotkanie organizacyjne i wszystko może się jeszcze zmienić. Powiedziałem nawet, że mogą sprawę domków oddać jakiemuś architektowi do wykonania. Ja tylko będę się upierał przy płaskorzeźbach o wymiarach 100 x 100 x 10 cm.
Ks. proboszcz Waldemar Piepiórka zaproponował, by było XV stacji Drogi Krzyżowej. XV – Zmartwychwstanie Pana Jezusa. Z plebanii poszliśmy na plac, gdzie miała stanąć Droga Krzyżowa. To tutaj zbierają się pielgrzymi na odpuście. W przyszłości będą otoczeni stacjami Męki Pańskiej. Całe nasze spotkanie zarejestrowałem kamerą na taśmie video (….)

Namiastką Drogi Krzyżowej w Sianowie są stacje Męki Pańskiej namalowane na szkle przez dzieci ze szkoły w Gniewinie. A było tak.
Byłem ze Stanisławem Śliwińskim na zajęciach z rękodzieła ludowego w Szkole Podstawowej w Gniewinie w klasie pani Sabiny Doamros. Stasiu pokazywał, jak się rzeźbi, ja natomiast uczyłem malowania na szkle. Podsunąłem dzieciakom pomysł namalowania Drogi Krzyżowej na szkle i podarowania jej do kościoła. Oczywiście pomysł został przyjęty, z tym, że miałem im namalować poszczególne stacje Drogi Krzyżowej. Po powrocie z zajęć do domu zabrałem się za narysowanie poszczególnych stacji. Są to poszczególne fragmenty Drogi Krzyżowej, jaką wykonywaliśmy dla sanktuarium w Sianowie. Chyba na drugi dzień wysłałem na adres pani Sabiny Domaros rysunki. Dzieci namalowały ornamenty kwiatowe na poszczególnych obrazkach i 14 marca 2002 Droga Krzyżowa, malowana na szkle przez dzieci z Gniewina pod kierunkiem swej wychowawczyni – pani Sabiny Domaros, została przekazana do kościoła w Sianowskiej Hucie (…)

5 marca 2004 w piątek odbyła się w Sianowie uroczysta Droga Krzyżowa przy nowych stacjach. Dobrze, że poproszono twórców sianowskiej Drogi Krzyżowej na spotkanie zwieńczające ich dzieło. Zjechała większość, bo i Janka Gliszczyńska i Halinka Krajnik, Henryk Dejk i Jerzy Walkusz, Józek Semmerling i Stasiu Śliwiński. Był Czesław Birr i ja też był em(…)

O 16.40 lud kaszubski ruszył procesjonalnie za krzyżem na drogę Męki Pańskiej. Ogromne wzruszenie. To po naszej Drodze Krzyżowej, wykonanej prostymi rękami prostych ludzi – twórców ludowych, idą setki osób, a każda pewnie w jakiejś intencji. Pewnie proszą o przebaczenie win, zanoszą modły, by znaleźć pracę, by dzieci nie były głodne, by tata przestał pić, by miłość zwyciężyła zło. Może i za nami ktoś wspomniał do Boga? Słońce skryło się za dachem kościoła z tronem Matki Bożej Sianowskiej. Było bardzo zimno, leżał śnieg. Drodze Krzyżowej przewodniczył ksiądz profesor Jan Perszon. (…)

Dla twórcy miłym jest, jeśli jego praca znajduje publiczne uznanie. A już prawdziwym szczęściem, kiedy wykonane dzieła są przedmiotem kultu, wzbudzają refleksje i zbliżają nas do Boga. Czy może być coś milszego? Nas już nie będzie, pozostaną nasze dzieła. Może ktoś po latach będzie się dopytywał, a kto to był ten Zieliński, Gliszczyńska czy Dejk? Jest wiele bezimiennych dla przeciętnego przechodnia przydrożnych figur, które mnie wzruszają i wzbudzają pytanie o autora. Miedzy innymi i dlatego mam wiele archiwaliów z dziedziny rękodzieła ludowego – pisanych, wizyjnych i fonicznych, które pewnie kiedyś zasilą zbiory odpowiedniego muzeum, by służyć przyszłym badaczom folkloru i sztuki ludowej Pomorza i nie tylko. Ja się cieszę i zapewne twórcy płaskorzeźb naszej Drogi Krzyżowej w Sianowie, że dokonaliśmy wspólnego dzieła. Że tu u stóp Królowej Kaszub stanęła Droga Krzyżowa wykonana przez twórców ludowych Kaszub i Kociewia. Może teraz kolej na Kociewie? Na zakończenie uroczystości powiedziałem; Jestem ogromnie rad, że dzieło Kaszubów i Kociewiaków stanęło w tym godnym miejscu i świadczyć będzie o głębokiej miłości do Boga ludzi Pomorza. A ty pielgrzymie, modląc się u stóp Sianowskiej Pani i na męczeńskiej Drodze Jej Syna, wspomnij czasem i o tych, którzy dzieła tego dokonali.


No i przyszedł czas na Kociewie, konkretnie na wieś Bytonię. To tutaj na zakończenie IV pleneru Artystów Ludowych Pomorza, w środę dnia 18 sierpnia 2010 roku o godzinie 16.00, poświęcona została przez księdza prałata Zenona Góreckiego - proboszcza Zblewskiej parafii, Droga Krzyżowa mojego projektu, a wykonana przez rzeźbiarzy z Kociewia i Kaszub. Ksiądz proboszcz powiedział, to jest prawdziwie Kociewska Kalwaria.

W uroczystym poświęceniu wzięło udział wiele mieszkańców Bytoni, jak i oficjele – starosta Leszek Burczyk, wójt Krzysztof Trawicki, senator Andrzej Grzyb, dyr. Muzeum Ziemi Kociewskiej Andrzej Grzyb, ja i uczestnicy pleneru. To był naprawdę wyjątkowy plener.

Plener rozpoczął się 8 sierpnia 2010 roku (niedziela). W swoim wystąpieniu powiedziałem, że plener jest wyjątkowy i wymaga ogromnego zaangażowania, zwłaszcza rzeźbiarzy, ponieważ kilku wykonawców poszczególnych stacji nie może uczestniczyć w samym plenerze przy obróbce dębowych kloców. A to przysporzyło pozostałym rzeźbiarzom mnóstwo dodatkowej pracy. I tu uznanie dla Jerzego Kamińskiego, Marka Zagórskiego i Józefa Śniateckiego, którzy wykonali większość prac wykończeniowych. Z Bożą pomocą udało nam się wykonać to wielkie dzieło przy małym bytońskim kościółku, bo był już moment załamania i podjęcia decyzji, o tylko częściowym wykonaniu Drogi Krzyżowej. Widziałem ludzi zlanych potem w żarze piekącego słońca, którzy wprost nadludzkim wysiłkiem mozolili się z solidną dębiną. Wysiłek nie poszedł na marne. Święta Teresa z Avila tak powiedziała; Bóg nie tyle patrzy na wielkość naszych dzieł, ile na miłość, z jaką tych dzieł dokonujemy. Myślę, że w każdym z nas, który w jakikolwiek sposób przyczynił się do powstania Drogi Krzyżowej, była odrobina miłości, która utkwiła w naszej Drodze Krzyżowej.

Warto wymienić autorów poszczególnych stacji:

Stację I i V wykonał Jerzy Kamiński z Barłożna.
Stację II i IV wykonał Marek Pawelec ze Zblewa.
Stacja II i VI to dzieło Leszka Baczkowskiego z Franka.
Stacje VII i IX wyrzeźbiła Janka Gliszczyńska z Przęsina.
Stacje VIII wyrzeźbił Czesław Birr z Mściszewic.
Stację X i XI rzeźbił Marek Zagórski z Rokocina.
Stację XII wykonał ksiądz Robert Kierbic – wikary Zblewskiej parafii.
Stację XIV i XII rzeźbili bracia Zielińscy -Rajmund ze Zblewa i Edmund z Gdańska.

Wszystkie rzeźby pokryte zostały polichromią przez artystę malarza z Redy pana Macieja Tamkuna w myśl starej tradycji, bowiem dawne figury w przydrożnych kapliczkach były zawsze polichromowane.

W Bytońskim kościółku wisi Droga Krzyżowa namalowana na szkle, którą swego czasu podarowałem mieszkańcom tej wsi.

Hopowo, to niewielka wieś leżąca na Kaszubach przy szosie z Gdyni do Kościerzyny. Tam mieszka znany na Kaszubach artysta ludowy Jerzy Walkusz. Ten bardzo uzdolniony człowiek z zawodu jest kowalem, mieszka w chacie, jakich już trudno znaleźć na Kaszubach i Kociewiu. Tak bardzo związał się ze swoją ziemią, że ani myślał przeprowadzać się do nowego domu. Tu jest mu dobrze, tu żyje wśród swoich wspomnień, tu tworzy instrumenty ludowe, rzeźbi i pięknie opowiada o przeszłości tej ziemi, na gruntach której, stoją domy dzieci Krystyny i Jerzego Walkuszów. Tą część Hopowa nazywa swoiście Zwalkuszowice ( pochodząca z Walkuszów). To tutaj Jerzy wystawił wielką kamienną kapliczkę, która otoczona została Drogą Krzyżową wykonaną rękoma artystów ludowych Kaszub i Kociewia. Są wśród nich ci, co rzeźbili stacje do Dróg Krzyżowych w Sianowie i w Bytoni.

Czas upływa, razem z nim nasze życie. Dwóch rzeźbiarzy stacji Dróg Krzyżowych pożegnało już ten świat. Krótko po poświeceniu Drogi Krzyżowej w Sianowie zmarł twórca I stacji Henryk Dejk z Kościerzyny. Jesienią ubiegłego roku pożegnaliśmy Jerzego Kamińskiego z Barłożna, twórcę stacji I i V Drogi Krzyżowej w Bytoni, II i V w Sianowie i dwóch stacji w Hopowie. Ich nie ma, zostały ich dzieła.

Gdańsk 25 marca 2017 Edmund Zieliński


Zdjęcia:



Bytonia. Droga Krzyżowa w budowie



Bytonia. Droga Krzyżowa



E. Zieliński przy swojej stacji Drogi Krzyżowej



Bytonia. Tadeusz Gołuński buduje fundamenty pod Drogę Krzyżowa..



Ks. Robert Kierbic pracuje przy swojej XII stacji Drogi Krzyżowej w Bytoni











Droga Krzyżowa w Hopowie. Jerzy Kamiński tworzy swoją stację





Droga Krzyżowa w Hopowie - kloce przybierają odpowiednie kształty





Droga Krzyżowa w Hopowie - jej pomysłodawca Jerzy Walkusz




Droga Krzyżowa w Hopowie twórcza praca wre




Jerzy Walkusz w swoim warsztacie





Droga Krzyżowa w Sianowie. Edmund Zieliński na tle Drogi Krzyżowej








Rajmund Zieliński przy swojej stacji Drogi Krzyżowej w Sianowie





Sianowo 5 marca 2004  pierwsze nabożeństwo przy nowej Drodze Krzyżowej w Sianowie






Sianowo 5 marca 2004 prof. Brunon Synak i dr Eugeniusz Pryczkowski odmawiają modlitwy przy XV stacji



Część twórców Drogi Krzyżowej od lewej - Halina Krajnik z Kościerzyny, Jerzy Walkusz z Hopowa,  Czesław Birr z Mściszewic, Henryk Dejk z Żukowa, Edmund Zieliński z Gdańska i Janina Gliszczyńska z Przęsina.

piątek, 3 marca 2017

EDMUND ZIELIŃSKI. TRÓJMIEJSCY KOCIEWIACY. STANISŁAW PLATA

W Trójmieście mieszkam już 40 lat. Jednak nie o sobie chcę tu pisać. Będzie to cykl felietonów poświęcony moim rodakom, którym przyszło zamieszkać w Gdańsku, Gdyni czy Sopocie. Wszyscy oni byli mieszkańcami kociewskiej wsi Zblewo. Tam się urodzili, tam stawiali pierwsze kroki, w Zblewie chodzili do szkoły, a w miejscowym kościele przyjęli chrzest, I Komunię Świętą i sakrament bierzmowania. To ich wieś była miejscem pierwszego zauroczenia płcią odmienną. Wreszcie miejscowy cmentarz stał się ostatnim spoczynkiem dla ich rodziców i krewnych. I przyszedł czas, gdy trzeba było pożegnać swą wieś i osiąść w miejscu wyznaczonym przez koleje życia. Jednym z nich jest mój przyjaciel Stanisław Plata.  
Urodził się dnia 1 marca 1935 roku w Zblewie. Pochodzi z kupieckiej rodziny. Jego ojciec Franciszek urodził się w Chwarznie 1901 roku. Matka Helena z Kawskich urodziła się 1902 roku. Z tego małżeństwa urodziło się sześcioro rodzeństwa. Najstarsza Wanda, drugi Tadeusz, Urszula, Stanisław, Józef i Roman. Wychowywał się jeszcze w rodzinie kuzyn rodzeństwa, Tadeusz, którego rodzice przedwcześnie zmarli. Dziadek Stanisława ze strony mamy posiadał w Zblewie dwie piekarnie.

Z chwilą wybuchu II wojny światowej Stasiu miał dokładnie 4 i pół roku. Jednak mocnych chwil tamtego okresu się nie zapomina. Kiedy Niemcy wkraczali do Zblewa, a było to 3 września 1939 roku – niedziela, mały Stasiu wraz z rodziną przebywali w Białachowie u Osowskich. Stasiu pamięta, że chował się w redlinach kartofliska przed latającymi samolotami. Kiedy wrócili do Zblewa, nieświadom swego czynu obrzucił kamieniami niemiecki wojskowy samochód. W rewanżu rodzice „pogłaskali” Stasia rózgą po pupie za narażenie rodziny na możliwe represje okupanta. Cztery lata chodził do szkoły niemieckiej. Po wyzwoleniu Zblewa w dniu 6 marca 1945 roku, już 27. tego miesiąca poszedł do szkoły, by uczyć się języka polskiego. Tam był świadkiem tragicznego wypadku z udziałem dzieci szkolnych. 29 października 1946 roku chłopcy wracali ze zbiórki harcerskiej. Uczeń trzeciej klasy, Skwierawski, rzucił na ulicę znaleziony ręczny granat, a tych „pamiątek” po przechodzącym niedawno froncie było wszędzie pełno. Nastąpił wybuch. W wyniku odniesionych ran na miejscu umiera Kazimierz Reszczyński – uczeń czwartej klasy. Kilka dni później umiera ranny Henryk Kryger. Skwierawski stracił nogę, inni są ranni. I Stasiowi się oberwało drobnymi odłamkami.

Stasiu dość wcześnie opuścił rodzinne gniazdko. W 1950 roku rozpoczął naukę w Szkole Zawodowej w Gdańsku, a skończył ją w Szopienicach w 1952, dokąd została w międzyczasie przeniesiona. W tym samym roku rozpoczął pracę w Stoczni Gdańskiej. Mieszkał różnie. I u znajomych, i w hotelu robotniczy,m by w końcu zamieszkać w swoim mieszkaniu przy ul. Rybaki. W 1955 roku zostaje powołany do służby wojskowej, którą odbywa w Orzyszu, w broni moździerzy ciężkich jako mechanik samochodowy. Po jej ukończeniu wraca do stoczni, gdzie, dokształcając się w zawodzie, pracuje jako mistrz do 18 lipca 1982 roku i przechodzi na rentę inwalidzką. Jako rencista, zostaje zatrudniony na pół etatu w szkole podstawowej na Zaspie w charakterze konserwatora. Definitywnie kończy pracę 2004 roku.

Stasia znam od bardzo dawna. Był bardzo lubiany w swojej wsi. Kiedy przyjeżdżał na niedzielę do domu, koledzy go nie odstępowali. Był dla nich życzliwy i serdeczny. Zarabiał bardzo dobrze, toteż niejeden z kumpli zabiegał o jego towarzystwo. Miał powodzenie u dziewczyn. Wśród wielu panienek najbardziej spodobała mu się młodziutka Danusia Adamowska. Była fryzjerką w zakładzie pana Birny w Zblewie. To pewnie podczas strzyżenia czy golenia Danka wpadła Stasiowi w oko. Serce zabiło mocniej i w 1967 przyrzekli sobie miłość i wierność do końca życia. W tym szczęśliwym związku trwają do dziś. Owocem ich miłości jest córka Hania, która po wyjściu za mąż państwa Platów obdarzyła dwoma wnukami.

Że mieszkamy na tym samym osiedlu, często odwiedzamy się wzajemnie. Stasiu wiedział, że zajmuję się kulturą i sztuką ludową. Początkowo przyglądał się moim pracom. Namawiałem go do zainteresowania się rzeźbą, znając jego umiłowania  plastyczne i zdolności manualne. Długo się opierał. Wreszcie, przy kolejnych odwiedzinach pokazał mi swoją pierwszą pracę. Było to w 1988 roku. Już w następnym roku bierze udział konkursie o tematyce „Diabły w rzeźbie ludowej”, zorganizowanym przez skansen we Wdzydzach i otrzymuje I nagrodę. Zdobył jeszcze dwie pierwsze nagrody w konkursach na sztukę ludową Kociewia w Starogardzie. W innych konkursach były nagrody drugie, trzecie i wyróżnienia. Uzyskał uznanie wśród etnologów. 
        
Stasiu nie zerwał kontaktu z rodzinnymi stronami. Zawsze podkreśla, że jest Kociewiakiem i pozostanie nim do końca. Kiedy tylko się spotykamy, szybko nasza rozmowa schodzi na tematy związane ze Zblewem, jego byłymi mieszkańcami.  Wspomnieniami chętnie wracamy do zdarzeń   sprzed lat. Wspominamy koleżanki i kolegów oraz tych, co już odeszli do wieczności,  obcych i bliskich, bo i tacy już spoczywają na parafialnym cmentarzu w Zblewie. Oprócz Stasia rodziców leży tu jego trójka rodzeństwa.

Gdańsk dnia 1 maja 2006                                                         
Edmund Zieliński


PS.
We wtorek 24 stycznia 2018 roku o godzinie 14 na cmentarzu w Oliwie pochowaliśmy bohatera powyższego felietonu Stanisława Platę. Zmarł 17 stycznia w szpitalu na Zaspie po długiej chorobie. W ostatniej ziemskiej wędrówce towarzyszyła Mu najbliższa rodzina, krewni, znajomi  i przyjaciele. Obrządku pochowania ciała Stanisława Platy dokonał ksiądz Waldemar Ośka z kościoła Opatrzności Bożej na Zaspie.
Śpij w Pokoju drogi Przyjacielu  - gdzie my jesteśmy, Ty byłeś, gdzie Ty jesteś, my będziemy.
                                   





   
                                             Stanisław Plata na wystawie w muzeum w Oliwie w 2005 roku






                Stanisław Plata z kolegą Stanisławem Śliwińskim na kiermaszu w Oliwie 2005 roku



Pokonkursowa wystawa szopek bożonarodzeniowych. Szopkę na zdjęciu wykonał Stanisław Plata, która otrzymała I nagrodę w konkursie. To był rok 2014.





Trzej Zblewiacy - Stanisław Plata, Edmund Zieliński i Edmund Łącki na wystawie szopek przy kościele Opatrzności Bożej na Zaspie.



Zblewiacy - Stanisław Plata, Gerard Sulewski i Edmund Zieliński na wystawie szopek przy kościele Opatrzności Bożej na zaspie.




Edmund Zieliński wrecza Stanisławowi Placie dyplom z tytułu uzyskania I nagrody w konkursie szopek przy koościele Opatrzności Bożej na Zaspie  7 grudnia 2014 roku.




                   Pogrzeb Stanisława Platy na cmentarzu w Oliwie  24 stycznia 2017 roku




                                                        Pogrzeb Stanisława Platy


                                                        Pogrzeb Stanisława Platy



Rybałci pomorskich krain

Pod takim tytułem nadawana była w latach siedemdziesiątych z ośrodka  TV Gdańsk cykliczna audycja poświęcona twórcom kultury. Autorem tego programu był redaktor Jerzy  Partyka.                                             
Jesienią 1971 roku w Wojewódzkim Domu Kultury w Gdańsku przy ulicy Korzennej 33/35, miał miejsce Zjazd Twórców Ludowych woj. Gdańskiego. Większość uczestników tamtego spotkania już nie żyje, łącznie z organizatorką, panią mgr Stefanią Liszkowską - Skurową. W zjeździe uczestniczył pan Jerzy Partyka, który w swym wystąpieniu zaapelował do twórców, by podzielili się z nim swoimi osiągnięciami na drodze upowszechniania kultury i sztuki ludowej. Prosił o listy do redakcji TV Gdańsk. Nie jestem skory do wynurzeń, ale ujął mnie jego serdeczny stosunek do nas i zachęta. by dzielić się swymi osiągnięciami z innymi. 

Patrząc wstecz, jakież to ja mogłem mieć osiągnięcia? Pomimo dziesięcioletniego już stażu w kulturze ludowej, byłem ciągle żółtodziobem wobec takich rzeźbiarzy jak Alojzy Stawowy z Bietowa, Janek Giełdon z Czarnej Wody, Stanisław Rekowski z Więckowych, Apolinary Pastwa z Wąglikowic czy Izajasz Rzepa z Redy. Jednak napisałem o sobie długi list do pana Partyki. Sądziłem, że na tym się skończy. Po kilku tygodniach przychodzi zaproszenie do udziały w telewizyjnym programie Rybałci Pomorskich Krain. Miałem wystąpić w audycji poświęconej sztuce ludowej Kociewia, która została zatytułowana "Kociewie i...szachy”. 

Pan Partyka podał numer swego telefonu z prośbą o potwierdzenie mego udziału. Z jednej strony się ucieszyłem, bo nie każdemu zdarza się okazja zaistnienia na małym ekranie. Ale po drugiej stronie była trema przed kamerą i tysiącami widzów naszego województwa. Powątpiewałem, czy to się uda, czy nie czmychnę w ostatnim momencie? O ile się nie mylę,  wtedy audycje nadawane były na żywo i cokolwiek się powiedziało, poszło na antenę. 

Po rozmowie telefonicznej z red. Partyką umówiłem się  na spotkanie w redakcji przy ulicy Sobótki 15 we Wrzeszczu. Tam omówiliśmy przebieg audycji, pytania (w przybliżeniu), jakie mi zada, jak mam się ubrać. Wtedy dowiedziałem się, że będą występować moi ziomkowie z Kociewia; pan Roman Prabucki, nauczyciel z Borzechowa z zespołem dziewcząt, państwo Genowefa   i Izydor Rogowscy z Borzechowa, Alojzy Stawowy – rzeźbiarz z Bietowa.

Nadszedł zaplanowany dzień audycji, poniedziałek, 20 grudnia 1971 roku. Jeśli mnie pamięć nie myli, mieliśmy występować o godzinie 17.30 przed Panoramą. Z pracy urwałem się wcześniej, bo mieszkałem wtedy w Gdyni-Orłowie, a pracowałem w Gdańsku. Przecież trzeba się jakoś pokazać na szklanym ekranie. 

Pamiętam, że założyłem wtedy jasnobeżowy golf z anilany. Byłem grubo przed czasem w redakcji. Tam czekali już pozostali uczestnicy programu. Mieliśmy do swej dyspozycji pomieszczenie, gdzie odbywały się ostatnie przygotowania i próby. Coś tam śpiewały po kociewsku dziewczęta, pan Rogowski z żonką ćwiczyli swoją piosenkę, a ja się denerwowałem. Przywiozłem trochę swoich rzeźb, pan Stawowy również. Weszliśmy do studia, mnóstwo reflektorów, czarne kamery, mikrofony. Z naszych rzeźb przygotowano małą wystawkę, na tle której, będziemy występować. 

Wszystkich odpowiednio posadowiono i zaczęła się audycja. Słyszałem sygnał wywoławczy i zapowiedź programu. Tu przejął prowadzenie pan red. Partyka. Jaka była kolejność, już nie pamiętam.  Alojzy Stawowy mówił  o swojej rzeźbie przy partyjce szachów z red. Partyką (szachy wyrzeźbił pan Stawowy), dziewczęta śpiewały, potem chyba byłem ja i na koniec państwo Rogowscy. Zapamiętałem ich  piosenkę Łożaniył sia Jón / stara baba wzión / posadziył jó na kamnianiu / wiater mu ja wzión / klepta se co kto chce / ale to tak je. Pan Rogowski śpiewał z żonką przy akompaniamencie własnej gitary. Mnie pan Partyka pytał o moją twórczość. Wydaje mi się, że  dość składnie nakreśliłem swoją twórczą drogę. Na koniec zadał pytanie, którego się nie spodziewałem: Dlaczego pan do mnie napisał? Jakoś nie spanikowałem, tylko spokojnie odpowiedziałem: Kociewie to tak mało znany region, że czuję szaloną potrzebę jego popularyzacji spojrzałem w czarne oko kamery i dokończyłem – i o to apeluję.
To był koniec naszej audycji. Po cichutku opuszczaliśmy studio przechodząc obok stolika, przy którym redaktor Panoramy prowadził już tę audycję.

Na zabawie sylwestrowej w Zblewie Maryla Plata, z którą tańczyłem,  powiedziała: Wiesz, całkiem dobrze wyglądałeś w golfie. A więc widzieli mnie i w Zblewie.

Już na koniec powiem, że wtedy taki występ w TV skutkował przyzwoitym honorarium.



Gdańsk niedziela 26 sierpnia 

2007 Edmund Zieliński



P.S.

Od dłuższego czasu nurtowała mnie myśl, by napisać do TV Gdańsk – może w swoich archiwaliach mają nagranie tej audycji z 20 grudnia 1971 roku. Byłoby miło popatrzeć na obraz sprzed 46 lat!

We wczorajszej „Panoramie” TV Gdańsk podali smutną wiadomość, że zacny Pan Jerzy Partyka został pochowany na Łostowickim cmentarzu. Panie Jerzy, mile Pana wspominam, a dobry Bóg niech użyczy Panu odrobinę miejsca w bezkresie wiecznej szczęśliwości, by mógł Pan dalej tworzyć swoje muzyczne dzieła na Chwałę Bożą, czego szczerze życzy jeden z Rybałtów Pomorskich Krain.

Gdańsk 2 lutego 2017 roku Edmund Zieliński 

29 stycznia 2017 roku
w wieku 82 lat
zmarł

Jerzy Partyka

Kierownik redakcji muzycznej Telewizji Gdańsk.
Tworzył muzykę do takich
spektakli telewizyjnych jak: "Pelikan", "Kłopoty Panurga" czy "Justyna".
Wieloletni członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich.


Rodzinie i Najbliższym

składamy
wyrazy głębokiego współczucia

Prezes i Zarząd Główny
Stowarzyszenia Filmowców Polskich


Msza święta żałobna odbędzie się
1 lutego 2017 roku w środę o godzinie 14.00
w kościele pw. Chrystusa Króla
przy ul. Rogaczewskiego w Gdańsku.
Po czym nastąpi odprowadzenie trumny do grobu
na cmentarzu Łostowickim.