środa, 15 stycznia 2014

EDMUND ZIELIŃSKI. JANEK STACHOWIAK I JEGO RÓD - CZĘŚĆ VIDrukujE-mail
wtorek, 14 styczeń 2014
Franciszek Stachowiak miał dwóch braci, Jana i Stanisława, oraz siostrę, Helenę. Siostrzyczka była drugim dzieckiem Barbary i Stanisława Stachowiaków, urodziła się 15 stycznia 1912 roku w Barmen. Chrzest odbył się 25 stycznia 1912 i krótko po tym zmarła. Jan urodził się 15 października 1913 roku w Barmen i tam dnia 26 października 1913 został ochrzczony. Najmłodszym był Stanisław urodzony w Zblewie w 1924 roku.







Po przyjeździe w marcu 1915 roku do Zblewa,  do domu przy ulicy Chojnickiej 3, jako kilkunastomiesięczny chłopiec zaczął wrastać w nowe środowisko. W Barmen mówiono po niemiecku, a tutaj mieszkała ludność dwujęzyczna, z przewagą języka polskiego. Po kilku latach poszedł do siedmioklasowej Publicznej Szkoły Powszechnej w Zblewie, którą ukończył 31 sierpnia 1927 roku z wynikiem ogólnym dobrym.
W szesnastym roku życia Janek podjął naukę zawodu piekarza. Pomimo że kopia umowy znajduje się na załączonym zdjęciu, wypiszę niektóre fragmenty z uwagi na nieistniejące już dziś słownictwo. 
Dnia 18 kwietnia 1932 roku miedzy uprawnionym do kształcenia uczniów pryncypałem p. Pawłem Kamińskim właścicielem zakładu rzemieślniczego pod firmą znajdującą się w Zblewie w domu nr 9 przy ulicy Główna wykonywującym samoistnie przemysł rzemieślniczy piekarski z jednej strony, a kandydatem na ucznia Jan Stachowiak (…) pryncypał zobowiązuje się wyuczyć na ucznia rzemiosła piekarskiego w ciągu 3 i pół roku t. j. w ciągu czasu, wymaganego do wyuczenia się tego rzemiosła.
Pryncypał zobowiązuje się przy wystawianiu kandydatowi świadectwa, stwierdzającego przebyty czas nauki, zaliczyć czas próby, który trwał od dnia 1 stycznia 1932 do dnia 1 lipca 1935.
Ucząc się praktycznej nauki zawodu u pana Kamińskiego pan Jan Stachowiak od 1 stycznia 1932 uczęszczał do Publicznej Szkoły Dokształcającej Zawodowej w Zblewie, którą ukończył 15 czerwca 1934. Kierownikiem tej szkoły był pan Władysław Kuczkowski, później zamordowany przez nazistów niemieckich w Lesie Szpęgawskim.
Z zachowanych dokumentów wynika, że Jan Stachowiak zdał egzamin czeladniczy dnia 21 sierpnia 1935 roku o godzinie 14. Legitymacja czeladnicza wystawiona została przez Zarząd Cechu w Starogardzie, którego zwierzchnictwo, czyli Pomorski Związek Cechów Piekarskich znajdował się w Grudziądzu. Sztyft, jak na Kociewiu nazywano ucznia, stał się fachowcem. Przez jakiś czas Janek pracował jako czeladnik u pana Kamińskiego. Później pracował u pana Bielińskiego w Piecach w zakładzie cukierniczo-piekarskim. Wyobrażam sobie, jak codziennie siadał na rower i pokonywał trasę ze Zblewa do Pieców i z powrotem. Zaraz przypominam sobie ucznia pana Stanisława Bąkowskiego, do którego warsztatu codziennie przyjeżdżał na rowerze uczeń z Lubichowa. Deszcz nie deszcz, śnieg nie śnieg. To samo doświadczał pan Jan Stachowiak.
W 1939 roku pan Jan podjął pracę w piekarni pana Laseckiego, gdzie produkowano również wyroby cukiernicze. Pamiętam, że kiedy chodziłem do podstawówki przy ul. Chojnickiej w Zblewie, na dużej przerwie często biegliśmy do sklepu pana Laseckiego po cukierki. Jeszcze przez długie lata po wojnie na szczytowej ścianie domu widniał napis Bäckerei (piekarnia). I tutaj mała ciekawostka odnośnie niemieckich napisów na domach. Niedawno odrestaurowano w Gdańsku starą kamienicę. Kiedy zaczęto stawiać rusztowania, zdążyłem jeszcze zrobić zdjęcie szyldów informujących, że tu można było kupić chleb, jaja i inne produkty spożywcze. Przejeżdżałem tamtędy po remoncie i o dziwo, napisy zostały odrestaurowane. To też część naszej historii.
Pan Janek pomimo pracy zawodowej był również członkiem Zblewskiego „Sokoła” i jak jego brat Franciszek czynnie uczestniczył we wszelkiego rodzaju zajęciach sportowych – biegach przełajowych, wyścigach rowerowych i pokazach gimnastycznych.
Jak wspomniałem w którymś z poprzednich odcinków, Stanisław Stachowiak za namową swojej drugiej żony zamienił gospodarstwo z ul. Chojnickiej na ul. Kościerską. Rodzice Janka, Franciszek i Gertruda, wynajęli mieszkanie u pana Jaworańskiego przy ul. Północnej 1, i tu w jednym z pokoi zamieszkał brat Franciszka i szwagier Gertrudy – Jan. Mieszkanie było obszerne – trzy pokoje z kuchnią i dużym korytarzem nad schodami. Państwo Stachowiakowie mieli wtedy jednego syna, Henryka, ur. w 1936 roku, więc miejsca było dość dla wszystkich. W 1937 urodził się Franuś, w 1938 Janinka, a w 1945 Janek.
Po napadzie Niemców na Polskę w 1939 roku nastały w Zblewie zupełnie inne czasy. Zakaz używania języka polskiego, wywózki na roboty do Niemiec, rozstrzeliwania inteligencji, groźby wywiezienia do obozów koncentracyjnych czy Generalnej Guberni. I tutaj zaczyna się wojenna historia pana Jana Stachowiaka.
W 1940 roku Niemcy wywieźli na roboty wielu zblewiaków i bytoniaków. Ze Zblewa zabrali Jana Stachowiaka, szewca Bolesława Ossowskiego, montera telefonów Józefa Śliwę, gospodarza Michnowskiego i wielu innych. Wywieźli ich na pogranicze niemiecko-francuskie. Zostali wcieleni do Bauzugu (budowa kolei). Ich grupa nazywała się Feldzug Westen. W grudniu 1941 roku przeformowano ich w Feldzug Osten i przetransportowano do Rosji w okolice Witebska. Trwały walki niemiecko-radzieckie, potrzebne były nowe trasy kolejowe, jak i remonty uszkodzonych bombardowaniami. Tam przebywali do końca 1942 roku i z ostatniego miejsca postoju, jakim był Dorogobusch (pisownia niemiecka – E.Z.), na początku stycznia 1943 roku przewiezieni zostali na budowę linii kolejowych w dolinie rzeki Moseli we Francji.
Przed przymusową wywózką na roboty, gdy pracował w zakładzie pana Laseckiego, poznał bliżej jego córkę Anelię. Janek na ten temat pisze tak: 
Przymusowa rozłąka wzmocniła ich uczucia – sam to przechodziłem i wiem, że rozłąka gasi mierne uczucia a wzmaga wielkie. Tak, jak wiatr gasi świecę a wzmaga pożar. Na kolejnym urlopie wujek Jan postanowił oświadczyć się Aneli. Na początku czerwca 1943 roku przyjechał na tygodniowy urlop. Już 3 czerwca odbyły się zaręczyny, na których byli moi rodzice, mój najstarszy brat Heniek, brat Franuś i siostra Janinka. Był też dziadek Stanisław z macochą Moniją i wujek Stasiek najmłodszy brat mojego Tatusia. Tego dnia była tylko najbliższa rodzina Stachowiaków i Laseckich. Uroczystość zaręczynowa trwała do późnych godzin wieczornych.
Następnego dnia odbyły się poprawiny, na których byli koledzy wujka Janka i niektórzy dobrzy sąsiedzi. Byli też znajomi państwa Laseckich. Poprawiny zaczęły się około godziny 13 obiadem, potem podano ciasto, kawę i alkohole. Ktoś przyniósł spirytus, który pan Lasecki wymieszał z lodami śmietankowymi i po obiedzie niektórzy uczestnicy poprawin go spożywali. Około godziny 21 spotkanie dobiegło końca, bo kilku z uczestników poczuło się źle i poszli do domu. Źle się poczuł mój wujek Jan i po powrocie do domu powiedział do mojej Mamusi – Trudka, ja coś mam z oczami, nie wiem co się dzieje. Myślę, że ten spirytus z lodami mnie zaszkodził. Mamusia szybko podała mu mleko, które zwymiotował, potem kazała mu zjeść suchych fusów z kawy zbożowej, które na pewien czas mu pomogły. Pił dużo mleka i kawy zbożowej. Zasnął i rano 5 czerwca 1943 roku przyszedł lekarz, dał zastrzyk i powiedział – jak nie będzie poprawy w widzeniu do południa, to trzeba do szpitala w Starogardzie. Po zastrzyku zasnął. Obudził się 20 minut po 11 i wypowiedział słowa, które często w naszym domu we wspomnieniach o wujku Janku powtarzano – Trudka, ja nic nie widzę, ja umieram! Westchnął głęboko, a lekarz, który był przy nim, powiedział – on nie żyje.
Kiedy mój wujek już zmarł, w kilku innych zblewskich domach też pomagano odzyskać zdrowie uczestnikom poprawin. W ratowanie ich bardzo zaangażował się aptekarz Holfeldt, który dostarczał środki medyczne. Już do południa 5 czerwca cały czas był u państwa Laseckich i ratował Anelię (mówili na nią Ane). Niestety, narzeczona wujka Janka zmarła o 17.30. Następnego dnia,  czyli 6 czerwca 1943 roku o godzinie 4 rano zmarł Szarafiński.
Pogrzeb wujka Jana Stachowiaka i jego narzeczonej odbył się 9 czerwca 1943 roku o godzinie 16.45. Pochowani zostali w jednym grobie na zblewskim cmentarzu. Tego samego dnia pochowany został kolega wujka Janka – Szarafiński. 11 czerwca zmarł drugi kolega wujka – Stanisław Weisbrodt, którego pogrzeb odbył się 14 czerwca 1943 roku. Wszyscy spoczęli na zblewskim cmentarzu.
Konkludując swoją tragiczną opowieść Janek zauważył, że dzięki pozycji, jaką piastował w Zblewie aptekarz Holfeldt, nie doszło do żadnych aresztowań. To on fakt zbiorowego zatrucia wyciszył.
Dzięki Jankowi, mojemu przyjacielowi, dopisałem kolejna kartę historii sagi Stachowiaków, mieszkańców naszej wsi. Że tragiczna? Nasze życie nie jest usłane różami.

Gdańsk 12 stycznia 2014 Edmund Zieliński
Cdn.

Zdjęcia




                     Świadectwo urodzenia Jana Stachowiaka







                    Świadectwo szkolne Jana Stachowiaka








Świadectwo szkolne Jana Stachowiaka




Umowa o naukę w rzemiośle zawarta pomiędzy pryncypałem Pawłem Kamińskim a uczniem Janem Stachowiakiem 










                                         Cd. Umowy





                                        Cd. Umowy




Świadectwo Pawła Kamińskiego o ukończeniu nauki zawodu przez Jana Stachowiaka










                            Wpis do ewidencji Cechowej






                                Świadectwo ukończenia Szkoły Zawodowej












                  Legitymacja czeladnicza Jana Stachowiaka





               Świadectwo kupna roweru od pana Bielińskiego z Pieców








Jan Stachowiak




Jego narzeczona Anelia Lasecka




Koledzy – od lewej Szarafiński, Jan Stachowiak i Stanisław Weisbrodt





W Bauzugu we Francji – w środku z papierosem w ręku Bolesław Ossowski. Siedzi po prawej Jan Stachowiak










                  W Bauzugu przy budowie linii kolejowej





                   W Bauzugu też były przyjemniejsze chwile











W Bauzugu – jest choinka, piwko, pewnie święta Bożego Narodzenia





                  Akt zgonu Jana Stachowiaka.


dalej »

środa, 1 stycznia 2014

POLECAMY! WSPANIAŁA SAGA ZBLEWSKIEJ RODZINY PISANA PRZEZ EDMUNDA ZIELIŃSKIEG0!DrukujE-mail
wtorek, 31 grudzień 2013


Polecamy jeszcze w starym roku! Wspaniała saga zblewskiej rodziny, pieczołowicie spisywana przez Edmunda Zielińskiego. Tylko on, świadek i uczestnik niektórych opisywanych wydarzeń, literat i zblewski kronikarz, może to pisać. Mnóstwo rewelacyjnych starych zdjęć przedstawiających Zblewo, jakiego materialnie w dużej części już nie ma, ale które tworzy nasze DZISIAJ, naszą zblewską tożsamość. Zapraszamy do lektury jeszcze w tym starym roku!