środa, 28 sierpnia 2013

EDMUND ZIELIŃSKI. NA LUDOWO NA ZASPIE I W BYTONIDrukujE-mail
środa, 28 sierpień 2013
Tak się złożyło, że w bieżącym 2013 roku przypada 35. rocznica powołania do życia Oddziału Gdańskiego Stowarzyszenia Twórców Ludowych im dr Longina Malickiego i 25 lat mego prezesowania tej instytucji. Postanowiłem jakoś zaakcentować te wydarzenia. Skrzyknąłem się z moimi przyjaciółmi z muzeum, Zrzeszenia Kaszubsko – Pomorskiego i Stowarzyszenia „Moja Wspólnota”, by zorganizować w pomieszczeniach parafii Opatrzności Bożej na Zaspie wystawę rękodzieła ludowego poświęconą naszemu Świętemu Ojcu Janowi Pawłowi II. Do udziału w wystawie poprosiliśmy twórców ludowych i artystów nieprofesjonalnych z Kaszub i Kociewia. Odpowiedzieli na nasz apel rzeźbiarze, malarze i hafciarki.

. Efekt przeszedł nasze oczekiwania. Dnia 15 sierpnia 2013, w Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, o godzinie 14 nastąpiło otwarcie wystawy z udziałem organizatorów, autorów prac i gości. Otwarcia dokonał ksiądz prałat Kazimierz Wojciechowski, proboszcz kościoła pw. Opatrzności Bożej na Zaspie, w pomieszczeniach którego znajduje się Instytut Pamięci i Dokumentacji Jana Pawła II i nasza wystawa. Ksiądz Kazimierz był bardzo wzruszony, widząc dzieła rąk ludzkich dedykowane Janowi Pawłowi II i licznie zgromadzonych. W rozmowie ze mną powiedział, że spełniliśmy jego marzenie. Dziękujemy księże Kazimierzu za serce oddane kulturze ludowej, za dobre słowa i modlitewne wsparcie. Wystawa cieszy się ogromnym powodzeniem wśród społeczeństwa Trójmiasta i gości z zewnątrz.
Zaproponowałem uczestnikom pleneru artystów Pomorza, który odbywał się w Bytoni w dniach 16 - 24 sierpnia 2013, by przyjechali obejrzeć prace ich koleżanek i kolegów zgromadzone na wystawie. W czwartek 22 sierpnia powitałem kilkanaście osób z bytońskiego pleneru na progu naszego kościoła. Zwiedzili wystawę podziwiając wystawione prace, zachwycali się wystrojem górnej świątyni i pomodlili się w Kaplicy Adoracji Jana Pawła II. W przykościelnej kawiarence posililiśmy się kuchem i chlebem ze smalcem smażonym według mojej receptury. Odwiedziliśmy pomnik Jana Pawła II i Ronalda Reagana w przymorskim parku i muzeum etnograficzne w Oliwie.


W sobotę, 24 sierpnia, pojechałem do Bytoni na zakończenie VII pleneru artystów Pomorza. Po drodze zabrałem do mego auta dyrektora Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Andrzeja Błażyńskiego. W Bytoni zastaliśmy uczestników pleneru znoszących prace na wystawę poplenerową i gotujących się do zakończenia imprezy. Trzeba przyznać, że plener przyniósł bardzo ciekawe rezultaty w malarstwie, rzeźbie i hafcie. Wjeżdżając na teren szkoły wita nas kilkumetrowa rzeźba Marka Zagórskiego, o ile dobrze zapamiętałem - Marek nazwał ją „Duowid”. Jest Światowid patrzący na cztery strony świata, a tutaj ten witacz (jak ja nie lubię tej nazwy) patrzy na dwie strony.
Malarze wykonali obrazy o tematyce historycznej pochodzenia miejscowego. Chcieli malować sceny historyczne ogólnie wszystkim znane. Podpowiedziałem, że w najbliższej okolicy są miejsca noszące ślady ostatniej wojny światowej, jak rozstrzelanie Żydówek za szkołą w Białachowie pod koniec wojny w 1945 roku czy zamach na pociąg pod Strychem (z 8 na 9 czerwca 1942 roku), którym miał podróżować sam herszt III Rzeszy Adolf Hitler. Moja propozycja została przyjęta i Brygida Śniatecka namalowała rozstrzelanie Żydówek w Białachowie, Terenia Marzec przedstawiła w swoim obrazie marsz śmieci więźniów z Konzentrationslager Stutthof, a Jacek Albrecht zamach na pociąg pod Strychem. Natomiast Ali Zwara, znakomity malarz marynista, zostawił wielki obraz przedstawiający nasz „Dar Pomorza” z rozpiętymi żaglami. Ale prawdziwym mistrzostwem wykazał się pan Krzysztof Bagorski z Małego Bukowca, pozostawiając po sobie portrety honorowych obywateli gminy Zblewo dla Urzędu Stanu Cywilnego i szkoły w Bytoni. Hafciarki pozostawiły piękne serwety z haftem kociewskim. Wspaniała rzeźbiarka z Przęsina wykonała maszkarę konia, jako rekwizyt kolędniczy dla miejscowej młodzieży. Również Alicja Serkowska z Kartuz wzbogaciła zbiory szkoły o kolejne obrazki namalowane na szkle. Nasz akordeonista Józek Śniatecki przeprowadził konserwację alejki edukacyjnej w przyszkolnym lesie, a Jerzy Kamiński wykonał kamienną obudowę miejsca, gdzie płonie ognisko i smażą się kiełbaski na zakończenie plenerów.

O godzinie 11 w reprezentacyjnej sali szkoły w Bytoni zasiedli uczestnicy pleneru i goście. Swą obecnością zaszczycili zebranych ksiądz prałat proboszcz zblewski Zenon Górecki z wikarym - księdzem Piotrem Wietrzykowskim. Przybył też wójt gminy Krzysztof Trawicki, oczywiście dyrektor szkoły pan Tomasz Damaszk, dyrektor muzeum w Starogardzie Andrzej Błażyński, sołtys wsi Bytonia pan Janusz Schützmann, pan Zenon Usarkiewicz organizator plenerów w Wycinkach i moja skromna osoba. Były gratulacje, podziękowania i życzenia dalszej twórczej pracy w pięknej dziedzinie, jaką jest rękodzieło sercem tworzone. Szczególne uznanie należy się nestorce hafciarek obecnej na plenerze pani Felicji Kołakowskiej z Tucholi, lat 88. Ja również w kilku zdaniach podsumowałem moją współpracę z zaprzyjaźniona szkołą w Bytoni, bowiem ostatni raz byłem tutaj jako prezes Oddziału Gdańskiego Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Za kilka dni kończę swoją działalność we władzach STL.
Zapewne nie byłoby pleneru, gdyby nie pomoc finansowa ze strony Urzędu Gminy w Zblewie i Starostwa Powiatowego w Starogardzie, za co w imieniu organizatorów serdecznie dziękuję.

Gdańsk 25.08.2013 Edmund Zieliński
Ali Zwara i Edmund Zieliński na wystawie na Zaspie 



Ogólny widok wystawy 



Janka Gliszczyńska i jej rzeźba na wystawie na Zaspie 



Na pierwszym planie Ania Leszman z Pelplina 




Uczestnicy pleneru w Bytoni na wystawie na Zaspie




Przy tronie papieskim z 1987  na Zaspie 





Tabernakulum w kościele na Zaspie 





Pomnik Jana Pawła II i Ronalda Reagana w parku przymorskim 




Goście z Bytoni przy pomniku 



Wesoło rozpoczął się pierwszy dzień pleneru przy muzyce E.Zielińskiego, Józka Śniateckiego i Alicji Serkowskiej.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

                                                                                                                 Gdańsk dnia 26 sierpnia 2013    




                                                  Szanowny Pan
                                                  Andrzej Błażyński
                                                  Dyrektor Muzeum Ziemi Kociewskie
                                                  w Starogardzie-Gdańskim


                            Proszę przejąć w darze ode mnie figurę św. Floriana, która miała stanąć przed Komendą Powiatową Państwowej Straży Pożarnej w Starogardzie – Gdańskim. Z nieznanych mi powodów, pomimo wcześniejszych uzgodnień,  Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej odstąpiła od zamiaru wystawienia mojej figury, o czym świadczy fakt  postawienia w kapliczce  figury św. Floriana innego autora. Szanuję wolę decydentów w tej kwestii. Jednocześnie decyduję, że mój dar dla mieszkańców Starogardu – rzeźba św. Floriana zostanie przyjęta na stan do zbiorów Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie – Gdańskim.

                                                                                                                          
                                                                                                                           

                                                                                                                    Edmund Zieliński

Do wiadomości:

Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Starogardzie - Gdańskim
Szanowny Panie Komendancie!
W związku z tym, że przed KP PSP w Starogardzie postawiona została figura św. Floriana, a tym samym zrezygnowano z mojego daru, postanowiłem, że moja rzeźba znajdzie miejsce w zbiorach Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie, o czym informuje moje pismo (w załączniku).
Z pozdrowieniem
Edmund Zieliński











niedziela, 25 sierpnia 2013

EDMUND ZIELIŃSKI. MÓJ DOWÓDCA KAZIMIERZ POREDA NIE ŻYJEDrukujE-mail
niedziela, 25 sierpień 2013

W dniu 12 lipca 2013 roku w wieku 75 lat zmarł

płk Kazimierz Poreda
urodzony 12.01.1938 w Kobylnikach

Msza żałobna odbędzie się
22 lipca 2013 roku o godzinie 12.30
w kościele garnizonowym p.w. Matki Bożej Ostrobramskiej
przy ul. Kaliskiego 49,
po której nastąpi wyprowadzenie na Cmentarz Powązki Wojskowe.
O czym zawiadamia pogrążona w smutku
rodzina




Pół wieku temu na placu alarmowym Podoficerskiej Szkoły Łączności w Prudniku przed frontem naszego plutonu stanął młody oficer w stopniu podporucznika i przedstawił się – Jestem waszym dowódcą i nazywam się Kazimierz Poreda. Dalej powiedział mniej więcej tak - Mam zrobić z was żołnierzy i przyszłych dowódców drużyn. Będę wymagał od każdego przestrzegania regulaminu, współżycia koleżeńskiego i dyscypliny. Będą chwile ciężkie, ale wiedzcie, jak mówi stare żołnierskie przysłowie, im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju.
Stojąc w szeregu w tym momencie przypomniałem sobie, jak opowiadał mi pan Izydor Borzyszkowski, sierżant rezerwy Wojska Polskiego – zblewski organista, zdarzenie z 17 września 1939 roku. To było na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej w czasie ataku wojsk sowieckich na Polskę. Pakt Ribbentrop - Mołotow wojska sowieckie wykonywały z całą sumiennością. Powiadał pan Borzyszkowski, że w czasie szarży sowieckich czołgów na pozycje polskie nasi żołnierze zmuszeni zostali do odwrotu. I tu zaowocował kunszt dobrze wyszkolonego żołnierza polskiego. Jedna z tankietek upatrzyła sobie pana Izydora szarżując na niego. Pan Borzyszkowski umykał przed nią wykorzystując najmniejsze zagłębienia terenu i dobrze opanowaną umiejętność czołgania się, co uratowało mu życie.
I na naszym poligonie w Prudniku słynnym wzgórzu 107 wyciskaliśmy siódme poty podczas zajęć taktycznych. Prawdziwym przekleństwem dla żołnierza były marszobiegi w maskach p/gazowych. Tu niejeden miał serdecznie dość tych ćwiczeń i spod niejednej maski słychać było jęki i przekleństwa. Nie na darmo funkcjonowało w wojsku powiedzenie: dyscyplina wojskowa to maska gazowa. Kiedy zajęcia prowadził „Kazio” – taką miał ksywę Kazimierz Poreda - wszyscyśmy czuli przed nim respekt i padając na nosy wykonywaliśmy powierzone zadania. Żołnierze mieli przeświadczenie, że leserstwo nie wchodzi w rachubę, Kazio dotrze każdego łamagę. Sam, co prawda bez rynsztunku, nie szczędził sobie wysiłku fizycznego. Nasz pluton zajmował czołowe miejsce w wyszkoleniu bojowym, a przy tym wykazywał się najmniejszą liczbą ukaranych aresztem, Zakazem Opuszczania Koszar czy pracami poza kolejnością. Pamiętam przypadek, kiedy w czasie ćwiczeń polowych przybiegł łącznik oficera dyżurnego z rozkazem komendanta szkoły o natychmiastowe stawienie się u niego naszego dowódcy. Jego mina nie była najciekawsza, a my spodziewaliśmy wszystkiego najgorszego, a nuż, to z naszej przyczyny wezwano Kazia na dywanik komendanta? Riposty żadnej nie było, a my staraliśmy się nie podpadać. Nasz Kazio potrafił skarcić żołnierza, jednak czynił to czystym językiem bez używania wulgaryzmów, a te dość często i łatwo przechodziły przez usta innym przełożonym.
Kiedy odchodziłem do rezerwy, w drodze na dworzec w Prudniku poszedłem do mieszkania pana porucznika, by się z nim pożegnać. Drzwi otworzyła mi żona pana porucznika, informując, że męża nie ma. Poprosiłem, by pozdrowiła i pożegnała go ode mnie. To był ostatni pośredni kontakt z moim dowódcą.
13 lipca zadzwonił do mnie kolega Edmund Łącki z wiadomością, że Kazimierz Poreda nie żyje – zmarł w piątek 12 lipca 2013 roku. Zrobiło mi się bardzo smutno, że na tej ziemi już się nie zobaczymy.
Pogrzeb z ceremoniałem wojskowym odbył się 22 lipca 2013. Msza święta odprawiona została w kościele garnizonowym p.w. Matki Boskiej Ostrobramskiej przy ulicy Kaliskiego 49 w Warszawie. Jest mi niezmiernie miło, że podczas ceremonii pogrzebowej przeczytano fragment z mojej książki „Na ścieżkach wspomnień…” odnoszący się do mego dowódcy: Panie pułkowniku, pod Pana rozkazami służyło setki żołnierzy i ma Pan prawo nie pamiętać jakiegoś Zielińskiego. Zapamiętałem Pana jako wymagającego dowódcę i porządnego człowieka, który mógł być wzorem dla pozostałej kadry dowódczej. Takiego Pana zapamiętam prosząc Miłosiernego Boga o Wieczne Spoczywanie.
Pochowany został na Cmentarzu Powązki Wojskowe, a …nad grobem mu strzelali ołowiem i prochem…

Gdańsk 1 sierpnia 2013 Edmund Zieliński

PS. Do nekrologu pozwoliłem sobie dopisać datę i miejsce urodzenia ś.p. Kazimierza Poredy








Pułkownik Kazimierz Poreda 


Ciechocinek - Kazimierz Poreda z żonką na kuracji 



Spotkanie oficerów rezerwy - pierwszy z lewej pułkownik Kazimierz Poreda



W Prudniku. na przepustce - pierwszy z lewej Edmund Zieliński z kolegami z Tczewa. Najniższy nazywał się Jędrzejewski  



Pierwszy tydzień w wojsku  - kolega Artuna ze Zblewa  i ja. W tle budynek naszej kompanii 




Przysięga na sztandar jednostki - pierwszy z lewej E. Zieliński z kolegami z różnych kompanii Podoficerskiej Szkoły Łączności i Szkoły Podchorążych Rezerwy na stadionie w Prudniku



Drugi z prawej E.Zieliński - z kolegami na przepustce w Prudniku. Pierwszy z lewej Henryk Kisiel z Katowic. Najmniejszy - Jędrzejewski z Tczewa. 

To mój przyjaciel Rudolf Kuś z Katowic 

Kolega Henryk Orczechowski z Pinczyna

dalej »

niedziela, 4 sierpnia 2013

EDMUND ZIELIŃSKI. KOCIEWSCY TWÓRCY NA JARMARKU ŚW. DOMINIKADrukujE-mail
niedziela, 04 sierpień 2013
Tutaj ukłon w stronę Zenka Usarkiewicza z Wycinek, który zrobił wiele, by w tej imprezie uczestniczyli twórcy regionalni z Kociewia.
Przed kościołem Mariackim, w wielkim namiocie z logo Urzędu Marszałkowskiego, wśród wielu innych możemy spotkać też Kociewiaków. Jest Ania Ledwożyw – hafciarka z Osowa Leśnego i Krystyna Engler z Pinczyna – dziergająca szydełkiem misterne koronki. Jest Jerzy Kamiński z Barłożna i Marek Zagórski z Rokocina – obaj rzeźbiący w drewnie. Towarzyszą im twórczynie z Kaszub, jak Regina Białk z Kościerzyny ze swoimi plecionkami z korzenia i pani, z Kartuz ze sklepu z artykułami hobbistycznymi – jak pisze na wizytówce.








W tym namiocie można nasycić wzrok różną twórczością, można też napełnić żołądki regionalnym wyrobami. Kiedy tam byłem, nasze panie – Ela Górnowicz z Osówka omawiała jak upiec szandara – starą potrawę ziemniaczaną, występującą na Kociewiu i Kaszubach. Pani z Łęga przygotowywała swojski ser smażony, a właściwie gotowany, bo zamiast patelni używany był garnek z twarogiem, wstawiony w większy garnek z wodą. Tak długo się gotowało, aż ser rozpłynął się w jednolitą masę. Do tego moja mama dodawała kminku – pychota na chlebie z masłem. Konia z rzędem temu, kto dziś przyrządzi taki ser z twarogu kupionego w supermarkecie. Inna pani częstowała smacznymi bitkami, które cieszyły się takim powodzeniem, że na koniec ostał się tylko sos – również bardzo smaczny.
A to co jest?
W odpowiedzi na pytanie, jak się handluje, nikt nie narzekał, a że ludziska nie mają pieniędzy, to sprzedaje się raczej drobiazgi. Dla Ani, Krysi, Jerzego i Marka ważnym jest sam pobyt na 753. Jarmarku św. Dominika, jednej z największych tego typu imprez w Europie. Mnie osobiście ta wielka impreza handlowa nie imponuje – tłok, drożyzna i hałas. Żeby porozmawiać z Jerzym, musiałem do niego prawie krzyczeć. Czy bez nagłośnienia handlować już nie można? Można, można. Dawniej kramarze przekrzykując się zachwalali swój towar i zachęcali do kupna. Pamiętam, jak na odpuście w Zblewie, dawno, bo w latach 50-tych, jeden z kramarzy wykrzykiwał: Dziadki do matki po pieniądze do szufladki.Inny zaś: Do Jana do Jana, bo Jan stoi od rana. Obsługujący koło szczęścia zachęcał do wzięcia udziału w grze słowami: Czy mały, czy duży, każdemu szczęście służy.

Regina Białk i jej plecionki JD 2013
Chusta Ani Ledwożyw

Jarmark Dominikański 1973
Wrócę pamięcią do 1973 roku. W dniach od 5 do 19 sierpnia, po wielu latach przerwy na ulicach Gdańska znów gościł Jarmark Dominikański. Początek tej imprezy datuje się na rok 1260, kiedy papież Aleksander IV nadał Dominikanom przywilej udzielania odpustów w dniu święta ich założyciela. Jarmark z 1973 roku dla wielu był imprezą zupełnie nieznaną. Dla niewielkiej liczby byłych obywateli Wolnego Miasta Gdańska zamieszkujących nasze miasto wróciły wspomnienia jarmarków ich młodości. Czy jarmark z 1973 roku był tym samym z okresu międzywojennego – zapewne nie. Czasy zmieniły się diametralnie, a wiele ulic tamtego Gdańska z zabudową włącznie przestało istnieć. 

Danka Zielińska i Jerzy Kamiński JD 2013
Stoisko  Retro. Szafa z Kartuz
Ania Ledwożyw i Krystyna Engler JD 2013
Twórcy ludowi i rzemieślnicy na czas tamtego jarmarku otrzymali do dyspozycji przedproża reprezentacyjnej ulicy Mariackiej. Pozwolę sobie wymienić ich nazwiska: Izajasz Rzepa z Redy, Alojzy Stawowy z Bietowa, Adam Zwolakiewicz z Kościerzyny, Edmund Zieliński z Orłowa, Wilhelm Kujawski z Jasnej. Był Stanisław Białczak i Józef Guldziński z Fromborka. Władysław Szulc z Kościerzyny (brat Jana Szulca, muzyka ze Starogardu – urodzeni w Zblewie), Jan Giełdon z Czarnej Wody, Władysław Lica z Wdzydz Tucholskich, Jan Brzeski z powiatu bytowskiego. Był Alfons Senska ze Złotowa i Stefan Lateński z Sopotu. Byli też Stanisław Ciszka z Pyrzyc, Teodor Kałuski z Małego Krówna, Eugeniusz Michalski z pow. Słupskiego, Jan Kowalski z Iławy i Stanisław Żyrek z Prabut. Wymienieni zajmowali się rzeźbą. 
Bardzo proszę i smacznego JD 2013
Smaki z Kociewia JD 2013
W kolejce po coś smacznego z Kociewia JD 2013
Byli też twórcy innych dziedzin rękodzielniczych. Najwspanialszą spośród nich była urocza babcia Józefa Masewicz z Wrzeszcza, demonstrująca wyrób palm, tych wileńskich. Bo takie palmy wykonywano w jej rodzinnych stronach, a tysiące ludzi z Kresów Wschodnich wcale nie z własnej woli osiedlono w Gdańsku. 
Jarmark Dominikański i wnuki Zenka Usarkiewicza
Proszę  zraziki
Krysia Engler na niebiesko po smaczki z Kociewia
Jeszcze wiele dni na ulicach Gdańska będziemy mogli przeciskać się miedzy kramami z przeróżnymi wyrobami. Będzie można próbować regionalnych potraw, nawet z Wileńszczyzny. A na „starociach” może wypatrzymy coś wartościowego? Ja tam coś znalazłem.
Gdańsk 1 sierpnia 2013 Edmund Zieliński