środa, 29 czerwca 2016

EDMUND ZIELIŃSKI. WSPOMNIENIA ZE STAREGO GRAMOFONUDrukujE-mail
środa, 29 czerwiec 2016
W domu mojego dziadka wujek Benek był posiadaczem pięknego gramofonu, napędzanego sprężyną. Mieścił się w zdobionej intarsją skrzynce rezonansowej. Jego właściciel sam go obsługiwał, dbając o niego pieczołowicie. Miał cały stos płyt węglowych o różnej treści muzycznej. Były pieśni patriotyczne, religijne, muzyka taneczna i ludowa. Wszystkie wyprodukowane przed II wojną światową, przeważnie przez firmę „Odeon”.

Często latem, w niedzielne popołudnie, wujek Benek „puszczał” melodie z gramofonu. Siadałem z bratem Rajmundem w ogrodzie na ławce przylegającej do szczytu domu, z którego okna na poddaszu płynęły melodie ze starego gramofonu.

Starszy brat Jerzy z siostrą Danusią byli u samego źródła muzyki, bo mieli już odpowiedni wiek. W tamtych czasach dzieciom nie wszystko było wolno. Tam. gdzie bywali starsi – dzieciom wara! Nie to co dziś, że dzieci są pierwsze do stołu i na wszystko się im pozwala.



Byliśmy bardzo zadowoleni, że w ogrodzie pod oknem mogliśmy słuchać tych pięknych melodii. A śpiewała Hanka Ordonówna, Konrad Tom czy Albert Harys, który śpiewał "dziś panna Andzia ma wychodne". Wtórował mu Mieczysław Fogg, zapraszając "pannę Florę do kina". Śpiewał też "taka jest miła moja dziewczyna" czy "pamiętasz Capri tę wyspę kochanków". Aleksander Żabczyński przymilał się do pani słowami "całuję Twoją dłoń, madame", a Andrzej Bogucki powiadał w pieśni – "gdyby to w życiu było tak jak w kinie, ja bym majątek zrobił w dziesięć dni". Były i melodie ludowe, w których słowa brzmiały;

Chodzi bocian chodzi

po zielonym lesie

pewnie ci dziewczyno

znowu coś przyniesie.

Oraz;

Mam ci ja czarną krowę

która mi daje białe mleko

pokochałem jedną dziewczynę

za lasem hen daleko.

Gdy chcę zanurzyć się w ten odległy czas, wyciągam z szafy stary gramofon, nakręcam korbką sprężynę i puszczam starą węglową płytę. Płynie z niej piosenka Marty Mirskiej o siwym włosie, bardzo pasującym do mych skroni. Przenoszę się na chwilę w tamte odległe lata do rodzinnych mych stron, w których być może do dziś snują się wśród pól i sosnowego lasu niezapomniane melodie. Dobrze, że został stary gramofon i głosy tych, których nie ma już wśród nas.

Gdańsk, sierpień 1997, Edmund Zieliński

Ps. Dziś mamy dzień 15 czerwca 2016 roku. Minęło prawie 20 lat od napisania powyższego tekstu. Pisałem go do "Gazety Kociewskiej". Musiałem zmieścić się w pewnych ramach z uwagi na ograniczone miejsce na łamach tej gazety. Po latach chciałbym poszerzyć powyższe wspomnienia o inne melodie płynące z tego starego gramofonu. Były to stare niemieckie piosenki. Zapamiętałem dwie. Jedna zaczynała się od słów "Es war einmal zur schönen Meienzeit" (był kiedyś piękny majowy czas). Natomiast druga mówiła o zielonej łące i biegającej po niej dziewczynie, która miała na imię Aluise. Oryginalnego tytułu nie zapamiętałem w przeciwieństwie do pięknej melodii. Przez wiele lat starałem się gdzieś znaleźć te piosenki. Gdyby nie Internet, powoli umykałyby z pamięci wraz z upływającym czasem. Niedawno wpisałem w Google tytuł pierwszej piosenki… i popłynęła z głośnika prawie zapomniana melodia. Ucieszyłem się bardzo, bo wraz z nią jakby mi lat ubyło. Drugiej znaleźć nie mogę.



A co się stało ze starym intarsjowanym gramofonem? Podzielił los wielu innych starych przedmiotów pozornie nieprzydatnych we współczesnym życiu. Na szczęście w mojej szafie znajduje się stary gramofon, nie tak piękny jak wujka Benka, ale jeszcze całkiem dziarsko odtwarza stare melodie z zapomnianych już płyt węglowych marki Odeon, Telefunken, Melodia czy Muza. 




wtorek, 28 czerwca 2016

                                                  

             KOCIEWIACY W OLIWIE


            W ramach Letniego Jarmarku Etnograficznego  organizowanego przez Oddział Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku, w niedzielę, dnia 19 czerwca 2016 miał miejsce Dzień Kociewski. Pogoda wyśmienita, słonecznie i bardzo ciepło. W ogródku etnograficznym otworzyli swe kramy Kociewiacy i ich sympatycy. Przyjechał „Malczewski z Kociewia” czyli Marek Zagórski z Rokocina z mnóstwem dzieł tworzonych  w drewnie i ceramice. Stoisko dzielił z Panem Zenonem Pląskowskim również z Rokocina, który zajmuje się wyjątkową dziedzina sztuki, mianowicie intarsją. Dobierać odpowiednie drewno w całej gamie kolorystycznej i z tego układać odpowiednie wzory, obrazy i inne dzieła, to już wyższa szkoła jazdy. Stoisko prezentowało się pięknie i bogato.
              Nieopodal kram swój rozłożyły znakomite hafciarki – Katarzyna Nowak z Tczewa i Maria Leszman z Pelplina. Podziwiam u tych pań kunszt wykonanych prac. Przepiękne serwety z bajecznie kolorowym haftem kociewskim i mnóstwo drobiazgów z motywami naszego haftu. Pani Katarzyna i Pani Maria doskonale wpisują się w krajobraz rękodzieła ludowego Kociewia.
              Moja wnuczka Monika, wolontariuszka naszego muzeum, opiekowała się skromnym stoiskiem z książkami muzealnymi. Pani spod Lubawy oferowała smaczne ciasteczka o różnych konfiguracjach i smakach.  Z Jeżewa leżącego na skraju południowego Kociewia przyjechał Pan Marek Klonecki z wyrobami masarskimi i nabiałowymi, które produkuje w swoim Gospodarstwie Ekologicznym „Zagroda Pod Lipami”. Owszem, smakowałem, wyśmienite sery. Były i inne stoiska, już mniej związane z Kociewiem, również cieszące się powodzeniem.
             Szkoda, że nie było żadnego zespołu folklorystycznego, czy jakiegoś muzyka. Wiem, że czyniono starania. Ale i tak było przyjemnie.

Gdańsk 20 czerwca 2016                                               Edmund Zieliński







Moja wnuczka Monika





Marek Zagórski i Zenon Pląskowski


















                                                                           

                                                  Katarzyna Nowak i Maria Leszman


                                                                             






Moje ptaki-dziwaki