niedziela, 18 stycznia 2015

EDMUND ZIELIŃSKI. WARSZTATY W SZKOLE W TYMAWIE - REFLEKSJEDrukujE-mail
niedziela, 18 styczeń 2015
Tyle lat już żyje, lecz nigdy przedtem nie byłem w Tymawie. Po raz pierwszy spotkałem się z nazwą tej wsi w 1969 roku, kiedy kupiłem książkę „Kociewie” opracowaną przez Gdańskie Towarzystwo Naukowe. To bardzo cenna pozycja, w której wielu autorów napisało swoje teksty do poszczególnych dziedzin życia i kultury Kociewia. Mnie szczególnie zainteresował rozdział poświęcony Juliuszowi Kraziewiczowi autorstwa Andrzeja Bukowskiego.









Juliusz Kraziewicz urodził się 20 maja 1829 roku w Lidzbarku Welskim, powiat Brodnica. To czysty przypadek, że urodził się w tej miejscowości, bowiem rodzice – Jan i Anna z Gorczyczewskich mieszkali w Rypinie. Anna będąc w stanie błogosławionym (w ciąży) przyjechała do swoich rodziców mieszkających w Lidzbarku, tutaj urodziła syna i zmarła. W tamtych czasach Rypin leżał w granicach Królestwa Polskiego, a Lidzbark w Prusach Zachodnich. Ojciec Juliusza w Rypinie pełnił funkcję zawiadowcy poczty. Myślę, że trudno było mu połączyć pracę zawodową z wychowaniem syna, więc rolę tę przejęli dziadkowie w Lidzbarku. Tutaj ukończył szkołę elementarną, zaś do nauki w gimnazjum przygotował go nauczyciel Michał Bieniszewski. Nadszedł trudny czas pożegnania i odjazdu do gimnazjum w Chełmnie. Do szkoły tej odwiózł go kierownik lidzbarskiej szkoły katolickiej Michał Dembski. Był to szczęśliwy zbieg okoliczności dla Juliusza, bowiem dnia następnego na dom Gorczyczewskich napadła banda zbójów i wymordowała całą rodzinę. 

Juliusz odszedł z przedostatniej klasy gimnazjum i przeniósł się do Elbląga, by zdobyć wykształcenie rolnicze w tamtejszej szkole. Znalazł się w środowisku całkowicie niemieckim. 17 października 1848 bierze ślub z Augustą Taube – ewangeliczką pochodzenia mazurskiego. Służba wojskowa i praktyka rolnicza w całkowicie zniemczonych okolicach sprawiły, że w znacznym stopniu zatracił swoje poczucie narodowe. W Pierławkach pod Działdowem prowadził własne gospodarstwo rolne, które zakupił dla niego ojciec, bądź otrzymał w spadku po dziadkach. Sprawował w tej wsi również urząd sołtysa.
W tym miejscu chcę wyjaśnić, co było powodem, że w czwartek dnia 27 listopada 2014 roku przybyłem do Tymawy. Otóż w ramach prowadzonych zajęć z malarstwa na szkle, również w szkołach, miałem poprowadzić lekcje dla dzieci w tutejszej szkole. Najpierw studiowanie mapy, co, gdzie, jak dojechać. Niby droga prosta, ale najwięcej błądzi się w małych wsiach. Wpisałem do mego GPS adres – Tymawa 47. Do Tymawy zajechałem bez problemu, ale numeru 47 mój przewodnik satelitarny już nie mógł znaleźć. Pytam pracownika remontującego drogę:
- Proszę pana, gdzie tu jest szkoła?
- Szkoła? Tu taki nima.
- A pan tu mieszka?
- Niy, Jezdóm ze Tczewa.
Idzie drogą młoda pani, pytam o szkołę, i uzyskuję dokładny adres: Tam, za kościołem, pod górkę w prawo. Zajechałem pod małą szkółkę na małe podwórko. Krótka rozmowa z panią dyrektor, mile zaskoczoną, że i o nich się pamięta. W małej salce, pełniącej rolę jadalni i sklepiku szkolnego zarazem, rozłożyłem dzieciaczkom szkła, wzory do malowania, objaśniłem co, jak, i rozpoczęła się praca twórcza. 


Zanim jednak to nastąpiło, wchodząc do klasy poczułem miłą woń, zachowaną w mojej świadomości. Woń z dawnych izb ogrzewanych piecem kaflowym. I widzę w kącie klasy ten stary środek grzewczy. Musiałem się do niego przytulić plecami, jak dawniej. Jakie ciepełko rozlało się po moim kręgosłupie, jak u dziadka i w domu w dawnych latach. Jeszcze powiem, że w danych piecach znajdowała się wnęka zamykana na drzwiczki ozdobne, a jakże, w której można było usmażyć jabłka, czy przechować ciepłą zupę dla spóźnionego domownika. Różnie tę wnękę nazywano. U nas mówiło się framuga, gdzie indziej dochówka, lub jeszcze inaczej. W każdym bądź razie piec kaflowy jeszcze ogrzewa izbę lekcyjną w maleńkiej szkole w Tymawie. 


Były dzieci przedszkolne i z klas 1-3. Radziły sobie świetnie, tym bardziej, jak dowiedziały się, że obrazki będą ich własnością. W pewnym momencie z ciekawości zapytałem, czy znają jakieś znane nazwisko mieszkającego kiedyś w tej wsi człowieka. Od razu zgłosiło się kilka osób wymieniając miejscowych przedsiębiorców. A kto to był Juliusz Kraziewicz? - cisza. Kiedy w kilku zdaniach przybliżyłem im tę postać, dopiero skojarzyli, że w pobliskiej Nicponi jest Osiedle J. Kraziewicza i ulica nosząca imię tego zasłużonego dla regionu człowieka. 
W roku 1857 Augusta i Juliusz Kraziewiczowie rozpoczynają nowy rozdział w swym życiu, bowiem obejmują w dzierżawę włóki proboszczowskie w Piasecznie, gdzie uczciwą pracą doświadczonego rolnika Juliusz zdobył uznanie społeczeństwa. Tutejsza ludność, w większości polska, przywracała Juliuszowi Kraziewiczowi poczucie swego pochodzenia.
Warto przypomnieć społeczeństwu dalsze życie Juliusza Kraziewicza, jego zabiegi o powołanie Kółka Rolniczego w Piasecznie, samo powołanie i działalność w Towarzystwie Rolniczym. Napiszę o tym innym razem. Na koniec przytoczę słowa widniejące na dyplomach wręczanych uczestnikom wystawy z okazji trzeciej rocznicy założenia Kołka Rolniczego w Piasecznie: "Kto kocha swoją ojczyznę, cnoty, obyczaje, niechaj strzeże tej ziemi, niech ją w skiby kraje."

Gdańsk 14 grudnia 2014 Edmund Zieliński

Ps. Na załączonych zdjęciach mego autorstwa dzieci ze szkoły w Tymawie malują na szkle.

wstecz dalej »