czwartek, 2 lutego 2012

EDMUND ZIELIŃSKI. JĘZYK NIEMIECKI W MOIM DOMUDrukujE-mail
środa, 01 luty 2012
Język Goethe’go na Pomorzu był w powszechnym użyciu. Uwarunkowania historyczne sprawiły, że ludność zamieszkująca te tereny, zmuszona była do posługiwania się językiem niemieckim w urzędach, szkołach i innych miejscach publicznych, zwłaszcza podczas II wojny światowej.  Zabory, okupacja, pozostawiły niezatarte ślady w mowie naszych przodków. Moi rodzice i starsze rodzeństwo posiadło umiejętność mówienia, pisania i liczenia po niemiecku. Mnie i młodszemu bratu język niemiecki był mniej znany...                      
Byliśmy raczej osłuchani w tej mowie i rozumieliśmy ją w znacznym stopniu. Przecież w czasie okupacji mowa polska na Pomorzu była zabroniona pod karą wywiezienia do K.L. Stuttchof – obozu koncentracyjnego (Konzentrazion Lager). Siłą rzeczy musieliśmy, chociaż szczątkowo, znać podstawy języka niemieckiego. Właściwie to żałuję, że rodzice nie nauczyli nas mówić perfekt po niemiecku. Fakt, że okupacja siała nienawiść Polaków do Schwabów, jak nazywaliśmy Niemców, i język niemiecki był złem koniecznym, ale myśląc przyszłościowo rodzice mogli spowodować, że bylibyśmy dziś dwujęzyczni. Mój brat, Jerzy, tylko dwa lata chodził do szkoły polskiej, resztę spędził na uczeniu się języka niemieckiego, gdzie w izbie szkolnej zamiast orła wisiała swastyka (hakenkreuz). Trzeba przyznać, że był bardzo dobry w „niemieckim”. Jeszcze w latach powojennych często posługiwał się zwrotami niemieckimi np. Wo ist Fater?  (gdzie jest tata?) czy w nazewnictwie poszczególnych przedmiotów, czynności, zwrotów. 


Mój dziadek Franciszek w czasie I wojny światowej. 

               Stałą zasadą było wyrażanie się w obecności dzieci w  języku niemieckim: achte Kinder, Achtung auf den Kindern, Kinder hören (uważaj dzieci, uwaga na dzieci, dzieci słyszą). Ojciec mój sumując jakieś liczby w gminnych sprawozdaniach używał wyłącznie j. niemieckiego. Codziennością było używanie nazw narzędzi, przyborów, czynności w j. niemieckim. Mój brat Jerzy w swoim warsztacie naprawczym używał bardzo wiele zwrotów i słów w języku niemieckim np. zdejmij keta, daj gumelejzung, odkręć brymza, weź schraubenzier, naostrz na szmerglu,wyczyść glaspapieremhalte fest ten pakiettreger i wiele innych. Wujkowie w gospodarstwie też podobnie mówili. Przez wiele lat  łopatę nazywałem szypą,  widły gablami a zęby u brony czy grabi cynkami. Chcąc młócić wujek mawiał: będzim draszować. Maszyna do młócenia była zawsze dreszmaszynó, krowa uwiązana była do koryta halzketó, naszyjnik u konia był koplym. Zimą w podkowy kowal wkręcał sztole. Wychodząc wieczorem do sąsiada brało się taszlampe.

                  Niemieckie piosenki o nostalgicznym wydźwięku czy marsze wojskowe (a nie wszystkie były o faszystowskiej treści) często były w repertuarze spotkań, zabaw czy w prywatnym odtwarzaniu starych płyt. Osoby, które miały na sobie mundur wojsk niemiecki, obojętnie w jakim okresie często śpiewały starą wojskową niemiecką pieśń, która i dziś śpiewana jest w wielu armiach świata jako pieśń pogrzebowa w ceremoniale wojskowy. Napisał ją Ludwig Uhland w 1809 roku, zaś muzykę utworzył Friedrich Silcher w 1825 roku. Jej tytuł to Ich hatt` einen Kameraden. Przytoczę ją w całości.

Ich hatt‘ einen kamera den,                                   Miałem kiedyś brata broni 
Einen bessern findst du nit.                                    Najlepszego z wszystkich w kół
Die Trommel schlug zum Streite,                         Gdy zagrały surmy zbrojne
Er ging an meiner Seite                                          Razem poszliśmy na wojnę
In gleichen Schritt und Tritt.                                 Całość tworzyliśmy z pół

Eine Kugel kam geflogen,                                      Gdy świstały wokół kule    
Gilt‘s mir oder gilt es dir?                                      Te do niego i do mnie
Ihn hat es weggerissen,                                        Jedna w cel swój utrafiła
Er liegt mir vor den Füssen.                                    Mego brata powaliła
Als wär`s ein Stück von mir.                                 Upadł wprost pod nogi me

Will mir Hand noch reichen,                                 Gdy wyciągnął do mnie rękę
Der weil ich eben lad.                                            Ładowałem swoją broń
Kann dir die Hand nicht geben,                            Nie na długo się żegnamy
Bleib du im ew‘gen Leben                                     W Życiu Wiecznym się spotkamy
Mein guter Kamerad                                              Tam uścisnę Twoją dłoń.

                     Kawalerka zblewska lat pięćdziesiątych  bardzo często śpiewała stare niemieckie piosenki, zwłaszcza po jednym głębszym. Były  to: Wo die nordseewellen, Junge komm bald wieder, Drei weisse birken,  o, mein Papa i wiele innych. Pewnie gdybyśmy zamieszkiwali tereny wschodniej Polski, zaszłości historyczne byłyby przyczyną śpiewania czastuszek czy innych pieśni kultury rosyjskiej i używania wtrętów języka wschodniego sąsiada. Mam przyjaciela z tamtych stron. Opowiadał mi, że jego ojciec bardzo dobrze posługiwał się językiem rosyjskim pod trzema postaciami – w mowie, piśmie i rachunkach. Na przestrzeni dziejów, w wyniku ekspansji sąsiadów na nasze tereny, przenikała do naszego życia kultura niemiecka i rosyjska. A jak to będzie w przyszłości? Bóg raczy wiedzieć. Pewnie będzie jakaś mieszanina języków. Powód? Globalizacja. Obym się mylił.  

 4 stycznia 2011