poniedziałek, 9 kwietnia 2018


                               Wspomnienie o Bernardzie Damaszku


                                      Bernard Damaszk w portrecie Krzysztofa Bagorskiego

          Na świat przyszedł w Puzdrowie koło Sierakowic, w sobotę 17 maja 1947 roku z matki Bronisławy z Dawidowskich i ojca Franciszka. Po ukończeniu szkoły średniej dokształcał się w Studium Nauczycielskim i Wyższym Studium Nauczycielskim Uniwersytetu Gdańskiego. Studiował w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie, którą ukończył z tytułem magistra inżyniera.


                           Miejsce urodzenia Bernarda Damaszka już po modernizacji zabudowań

      15 sierpnia 1968 roku dostał skierowanie do pracy w Szkole Podstawowej w Zblewie. Tak się złożyło, że jego kolega z Sierakowic, świeżo wyświęcony kapłan -  Edmund Grzenkowicz, również skierowany został do pracy w zblewskiej parafii. Pan Damaszk miał problem z mieszkaniem, ponieważ budynek starej szkoły był w trakcie adaptacji na Dom Nauczyciela. Dlatego  ksiądz proboszcz Franciszek Wróblewski zaproponował mu zamieszkanie w plebanii. Pasowało – on i jego kolega zamieszkali u życzliwego proboszcza. To jednak nie spodobało się zwierzchnikom pana Damaszka (kłóciło się z ówczesnym systemem polityczno-ideologicznym), i otrzymał kącik w szkolnej harcówce. Zamieszkiwał w niej do chwili zakończenia remontu Domu Nauczyciela.
       Na pierwszym posiedzeniu Rady Pedagogicznej wypatrzył bystrym okiem, swoją przyszłą żonkę – młodą nauczycielkę – Renatę Gilla.  Ślub odbył się w niedzielę wielkanocną, 6 kwietnia 1969 roku. W zblewskim kościele przysięgę małżeńską przyjął ksiądz dziekan Franciszek Wróblewski w koncelebrze z księdzem Edmundem Grzenkowiczem i jego kolegą wikarym z Pinczyna. Był to prawdopodobnie  ostatni ślub jakiego udzielił ten, już ciężko chory, kapłan.  


       
 Bernard Damaszk z małżonką na zakończenie pleneru w Bytoni 18 sierpnia 2009 r.  
    
    
     Młodzi otrzymali od rodziców ojcowiznę Renaty po dziadku Wilhelmie i pradziadku Michale. Tu zbudowali nowy dom, w którym od lipca 1977 roku  razem zgodnie mieszkali.
     Mieszkałem już w Gdyni, gdy dowiedziałem się, że Przewodniczącym Prezydium Gminnej Rady Narodowej w Zblewie został Bernard Damaszk – najmłodszy szef tej instytucji w Polsce – miał zaledwie 23 lata. Zapewne mieszkańcy Zblewa zastanawiali się, jak sobie poradzi na tym stanowisku „szkólny” z miejscowej szkoły, zwłaszcza „obcy” bo z Kaszub. Poradził sobie i to doskonale, jeśli do  przejścia na rentę związany był z tym urzędem.
      Od 22 lipca 1970  do końca 1972 roku był Przewodniczącym Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej. W styczniu 1973 roku powierzono mu funkcję Naczelnika Gminy, którą  jako jedyny w Zblewie, pełnił  do października 1990. W II kadencji w latach 1994 – 1998 był przewodniczącym Rady Gminy.
Podczas jego włodarzenia gminą,  Zblewo i poszczególne wsie doczekały się wiele pożytecznych dla społeczeństwa inicjatyw przekutych w czyn. Ukończony został budynek Urzędu Gminy, wybudowano Gminny Ośrodek Kultury, powstały nowe osiedla mieszkaniowe, sieć wodociągowa, oczyszczalnia ścieków, nowe remizy strażackie. Zmodernizowano wiele ulic z oświetleniem włącznie. W Zblewie powstała nowa poczta z centralą telefoniczną – telefony na korbkę poszły do lamusa. W Bytoni powstał przystanek PKP. Rozwinięta została sieć budownictwa letniskowego z Ośrodkami Wczasowymi.
      Dobrze zapisał się również pan Damaszk na „podwórku” sakralnym. Przy ogromnych trudnościach z nabywaniem materiałów budowlanych i uzyskaniu pozwolenia na budowę, powstały dwie nowe kaplice w Radziejewie i Bytoni. W Zblewie wybudowano nową plebanię z salkami katechetycznymi, a podobny obiekt powstał również w Kleszczewie. Poszerzony został teren cmentarza parafialnego w Zblewie i wybudowany został dom pogrzebowy.
                Bernard Damaszk będąc już na rencie, był przewodniczącym  Społecznego Komitetu Remontu Dachu Kościoła w Zblewie. Wymienione zostało pokrycie z łupkowego na blachę miedzianą. Inwestycja ta była wielkim obciążeniem finansowym dla parafian. W inteligentny sposób kojarzył swą władzę z nieżyczliwym ówczesnym systemem politycznym dla tego rodzaju inwestycji poszczególnych parafii.
              Kiedy w 1989 nastąpiła zmiana ustroju w Polsce, nastał sprzyjający czas dla działalności organizacji pozarządowych. Pan Damaszk wystąpił, wraz z grupą miejscowych działaczy, o powołanie do życia Oddziału Kociewskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Wspólnie z zrzeszeńcami podjął wiele inicjatyw społecznych. Zorganizowano 15 „białych sobót”, podczas których lekarze specjaliści z Akademii Medycznej i innych ośrodków medycznych służyli radą i pomocą mieszkańcom gminy. Znaczna część mieszkańców gminy korzystała ze szczegółowych badań specjalistycznych. Osoby poważnie chore były hospitalizowane i operowane w Gdańsku.
          Ksiądz pułkownik Józef Wrycza, patriota, żołnierz, kapelan, znamienity Pomorzanin, doczekał się tablicy pamiątkowej we wsi, w której przyszedł na świat. Owa tablica wisi na murze kościoła przy głównym wejściu. Po wieloletnich staraniach (również o to apelowałem)  zrekonstruowano pomnik Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski przy ulicy Kościelnej, poświęcony ofiarom I i II wojny światowej i wojny polsko – bolszewickiej. Wykonawcą i projektantem tablicy pamiątkowej, jak również figury NMP, był znany artysta plastyk Wawrzyniec Samp z Gdańska.
      Kiedy Bernarda Damaszka dopadła  choroba o złych rokowaniach, nie ustawał w swej  działalności. Wielu miało mu za złe, że na dializy wożony był służbowym samochodem. Zawiść, brak współczucia czy niezrozumienie stanu rzeczy. Ja, w każdym bądź razie, nie chciałbym być w Jego sytuacji.
      Kiedyś, jadąc samochodem ulicą Leśną, powiedziałem do pana Damaszka, że powinien doprowadzić tę drogę do przyzwoitego stanu. A pan Bernard na to: - „Ale miałbym do słuchania”. Zrozumiałem.
     Pan Bernard do ludzi zdrowych nie należał. 25 października minęłoby 19 lat   lat od przeszczepu nerki. Od wielu lat walczył o swoje zdrowie. Przez szesnaście lat był dializowany, na które to zabiegi zakwalifikowany został przez specjalną komisję. Brano wtedy pod uwagę wiek, stan rodzinny, rokowania. Niezakwalifikowanie było jednoznaczne ze skazaniem na śmierć.  Dzięki nowym generacjom leków i życzliwości lekarzy, a najważniejsze – woli życia,  był wśród nas. Wielu by się załamało i przestało funkcjonować – Bernard nie. Miał trudności z chodzeniem – to uboczne działanie leków i wieloletnia dializoterapia, a mimo to angażował się w prace społeczne i uparcie walczył z chorobą. Miał opracowany do perfekcji plan zajęć na każdy dzień, w którym dominowała gimnastyka rehabilitacyjna. Pilnował odpowiedniego wyżywienia, w odpowiednich porach brał leki. W jego życiu nieustannie wspomagała go kochana rodzina, zwłaszcza najmilsza mu osoba żona Renata.  W rozmowie z nim, a rozmawialiśmy na różne tematy, często  mówiłem – Bernard, ja na Twoim miejscu już dawno bym nie żył. Podziwiam Cię – walcz dalej.
           Bernard Damaszk  uznał, że skoro tyle lat mieszka na Kociewiu, może również pokierować działalnością Oddziału Stowarzyszenia Kociewskiego w Zblewie, którego był prezesem. Był  wielkim orędownikiem kultury i sztuki ludowej na terenie gminy. Organizował miejscowym twórcom wystawy we współpracy z Gminnym Ośrodkiem Kultury. Kiedyś poprosił mnie bym poprowadził zajęcia z malarstwa na szkle dla młodzieży. Żywo interesował się odbywającymi się w szkole w Bytoni plenerami dla artystów ludowych Pomorza. Uczestniczący w nich malarze z Rumi – Leon Bieszke i Ali Zwara sprawiali mu wiele radości – mógł wreszcie swobodnie porozmawiać w języku kaszubskim, w którym się wychował i którego nie zapomniał. Współpracowaliśmy ( z wójtem też), nad postawieniem kapliczki na feralnym skrzyżowaniu koło młyna, która ostatecznie stanęła u zbiegu ulic Chojnickiej, Starogardzkiej i Leśnej.  




Wybrałem z Bernardem  na kapliczkę ten dąb z posiadłości pana Szarafina z Białachowa.


                                    Poświęcenie kapliczki 25 lipca 2009 roku. 
Od lewej stoją: harcerka z warty honorowej, Marta Puttkamer z Gilów, Franek Puttkamer, Erwin Dorawa, Renia Damaszk, Edmund Zieliński, Danuta Zielińska, Bożena Pawelec, Marek Pawelec i harcerka z warty honorowej. 
    
No i przyszedł dzień ostatni. 4 kwietnia przed południem zadzwoniła do mnie kuzynka Marlena z Białachowa i mówi – już wiesz? Co takiego – odpowiadam. Damaszk nie  żyje. Boże, który? Bernard – powiedziała. Znieruchomiałem, nogi sparaliżowane -  Bernard? Długo trwało zanim ta smutna wiadomość dotarła do mojej świadomości, że mój przyjaciel zmarł w poniedziałek  3 kwietnia 2018. Znaliśmy się wiele lat, bywałem w przyjaznym domu państwa Damaszków, często rozmawialiśmy przez telefon… To jest niemożliwe! A jednak.
        W piątek o godzinie 11 w Zblewskim kościele odprawiona została msza żałobna w koncelebrze sześciu księży, poprzedzona różańcem za duszę Bernarda w cmentarnej kaplicy. W nabożeństwie żałobnym uczestniczyło  wiele osób – zabrakło miejsc siedzących. Piękną homilię  wygłosił ksiądz proboszcz Zenon Górecki naświetlając trudne życie zmarłego Bernarda, jego umiejętne rządzenie w trudnych czasach niesprzyjających kościołowi. Podkreślał jego charyzmatyczną walkę z chorobą, dzięki czemu Bóg dał mu 70 lat życia. Również ksiądz Jan Kulas z Lubichowa, wójt gminy Zblewo Artur Herold, Gertruda Stanowska – z wielkim szacunkiem wspominali życie Bernarda Damaszka. Z sentymentem wysłuchałem pieśni „Salve Regina” wykonanej przez miejscowy chór pod wezwaniem świętej Cecylii. Pamiętam, jak w duecie w takich sytuacjach wykonywali ją dawno zmarli mieszkańcy Zblewa, też byli członkowie tego zespołu – Marian Sulewski i Leon Radkowski.  
            Każda śmierć to tragedia, zwłaszcza dla najbliższej rodziny. Reniu, Tomku, Aniu, Maksiu i Franiu –  serdecznie Wam współczuję. Tak mi smutno, że Bernarda nie ma już wśród nas. Pozostanie w niezatartej pamięci i wierzymy, że Dobry Bóg użyczy mu wiecznej szczęśliwości.
Gdańsk 6 kwietnia 2018                                             Edmund Zieliński