czwartek, 20 lutego 2014

DWIE OPOWIEŚCI ZWIĄZANE Z WIEŻĄ ZBLEWSKIEGO KOŚCIOŁA. OPOWIEŚĆ DRUGADrukujE-mail
środa, 19 luty 2014
Widok na Zblewo
Lubię wspinać się na rozmaite wieże. Ze szczytów wież widać porządek (lub nieporządek) rzeczy. Oczywiście można to zdanie, kiedy niżej będę pisał o wspinaczce na wieżę kościoła p.w. św. Michała Archanioła w Zblewie (aż na wysokość zegara, aż ponad trzy wielkie dzwony, aż ponad gniazda gawronów), odczytać jako metaforę, ale tu akurat nie ma metafizyki, tu chodzi mi o widziany z góry przyziemny porządek: o rozplanowanie ulic, skwerów, parków, placów, bryły budynków, o ogólną harmonię lub dysharmonię. Tak spoglądałem na Zblewo i okolice miasteczka.






















Wspinaczka na wieżę tego neogotyckiego kościoła po solidnych schodach i drabinach ze stopniami z ocynkowanej kraty nie nastręcza żadnych trudności. Poziomy na poszczególnych kondygnacjach też są z kraty, więc ktoś, kto wędruje do góry, może czuć się pewnie. Wspinaczka kończy się nad dzwonami, na wysokości zegarów. Niestety, okna są tu zamontowane na trwałe i do tego wysoko przesłonięte drewnianymi żaluzjami. W czasie mojej wędrówki widać było jeszcze między drewnianymi obramowaniami okien a cegłami muru mocno i starannie wciśniętą uszczelniającą piankę. Nie ma niestety żadnej platformy widokowej, a więc zdjęcia mogłem robić jedynie przez brudne szyby górnych części okien zakończonych ostrołukami i to ze stalowej drabiny. Szkoda – pomyślałem - to jedna z nielicznych wież kościelnych w powiecie, która mogłaby pełnić funkcję wieży widokowej, a właśnie z braku platformy i otwieranych okien jej nie pełni. Są jeszcze ewentualnie dostępne wieże w Klonówce, Lalkowach, Piecach (byłem), wspaniały widok roztacza się z wieży kościoła św. Katarzyny w Starogardzie (byłem aż na samej galeryjce), ale tam wspinaczka jest ryzykowna, drabinami z powyłamywanymi szczeblami - bodajże 1992 r. 
Inna sprawa, że nie po to zaczęto w 1970 r. budować kościół w Zblewie, by turyści mogli sobie oglądać z wieży świat. Przypominają o tym dzwony. Jeden z nich w pierwszej osobie (napisem na swoim dostojnym płaszczu ze spiżu) mówi, że głosem będzie wzywał itd... w sprawie błogosławieństwa dla żywych, łaskawego sądu dla umarłych i wiecznego odpoczynku. 
Nie cytuję dosłownie, bo stojąc ostrożnie na stalowej drabinie trudno mi było zrobić zdjęcie całego tekstu. W każdym bądź razie w tym napisie chodzi oczywiście o sprawy ponadczasowe i nadprzyziemne. Te dzwony mówią o porządku kosmicznym, boskim. Czyli jednak – hmm – metafizyka.
Chociaż... Właściwie ich dostojny dźwięk, skierowany na dół, łączy jakby oba porządki, bo ci z dołu, z przyziemia, chcąc nie chcąc myślą o Górze, Kosmosie, nieskończoności, fenomenie czasu i naszym jakże nędznym wobec tego niepojętego ogromu Kosmosu żywocie. 
Dzwony - właściwie kto i kiedy je wymyślił? Czy aby człowiek? Muszę sprawdzić w Google. 
Zrobiłem więc zdjęcia skromnych fragmentów czterech stron świata i zacząłem schodzić. Ostrożnie przesunąłem się koło dzwonów, by nie zbudzić ich z popołudniowej sjesty, słonecznego snu, by któregoś nie dotknąć, bo co to by było, gdybym trącił i wydałby jakiś senny jęk albo jeszcze gorzej - spiżowy pomruk, dźwięk zupełnie nierozkołysany, dla dzwonów całkiem niestosowny. 
Zszedłem piętro niżej, gdzie czekał na mnie Michał Spankowski. Został tu nagle unieruchomiony przez kleszcze lęku wysokości i nie mógł za mną iść już ani stopnia wyżej. Ale i tak był dzielny -  trzymał za mnie kciuki. 
Kiedy to mogło być? W którym to roku, Panie Michale?