czwartek, 11 września 2014

OPOWIEŚCI JERZYKA ZIELIŃSKIEGO Z BIAŁEGO BUKOWCA - MATERIAŁ ARCHIWALNYDrukujE-mail
czwartek, 11 wrzesień 2014


Gospodarstwo Zielińskich leży niecałe 300 metrów od oddanego kilka dni temu do użytku mostu na Piesienicy. 
Jedziemy do Zielińskich porozmawiać o moście i okolicy. Po ciemku nierówna droga z Miardowa do Białego Bukowca strasznie się dłuży. 

Wreszcie zjeżdżamy po stromiźnie - zjeździe w dolinę rzeczki. Reflektory w ciemnościach wymacują most, położone obok niego na wzgórku gospodarstwo i drogę w lewo. Tam majaczą światła domu Zielińskich.

Ty Jerzyk nie gań

Rodzina Zielińskich siedzi w obszernej kuchni. Jerzy, głowa rodziny, zaprasza do wielkiego stołu. Przedtem jednak oglądamy święty obraz na ścianie. Jest jakby trójwymiarowy, z Matką Boską i Dzieciątkiem z porcelany. Na oko ma ze 100 lat. 

- Macie wreszcie nowy most, panie Zieliński. A hektarów ile?
- Most - w prostej linii patrząc - znajduje się od nas ze 250 metrów. Ile ziemi? Do orania 17 hektarów. Po tamtej stronie Piesienicy niecałe 9 hektarów, po tej stronie reszta, łajno nie ziemia. Bo leży na stoku do rzeki. Chciałem zalesić, ale w starostwie mi prawdy nie powiedzieli, co trzeba zrobić, by dać pod las. Co dwa tygodnie mnie wołali, a to znaczek trzeba kupić, a to co innego, tylko nie, jak przekwalifikować. Tyle, że sobie zrobiłem prawo jazdy. Po drugiej stronie rzeczki jest nawet i III klasa.
- Ty Jerzyk nie gań. Oni wszystko napiszą - upomina pana Jerzego żona.
- Nowy most, ale w tym miejscu jest pal na palu. Ja pamiętam cztery mosty - ciągnie Jerzyk.

Woda inaczej stała 

- Jestem stąd. Mój ojciec, 1904 rocznik, tu był rodzony. Ożenił się w 1932. Ja jestem 1946 rocznik. Co ja pamiętam, chłopie? Że to teraz będzie czwarty mostek za mojego życia. Byłem gówniarzykiem i stał na szynach. A pod dołem Niemcy zawiesili miny. Widziałem. Nie udało im się wysadzić. Obok była wielka stodoła. Przy mostku woda inaczej stała jak tera. Rozlewisko stało aż po krzakory, woda sięgała wysoko, po brzegi. A rybów ile było. Pamiętam też, jak taki dziadek z Gołębiewa kafarem wbijał pale pod nowy most.




Osiem lat po pierwszej wizycie u państwa Zielińskich. Pani Zielińska również pozuje z psem. Fot. Tadeusz Majewski  

Którędy bym jeździł
- A tym ostatnim mostem kiedy pan jeździł?
- Jeszcze przed wyświęceniem - środa to była. Ten poprzedni most wytrzymał 15 lat. Był niższy od nowego i miał betonowe słupy. 
- Ciągnikiem?
- I ciągnikiem i kombajnem Klaasem. Z pół metra węższym od Bizona. Zje połowa tego, co Bizon. 
- To znaczy - ile zje?
- 7- 8 litrów ropy na godzinę. A Bizon 14 zje... oj 16 potrafi. 
- A jakby ten stary most się zawalił, to jakby pan jeździł na pole? Przez Piesienicę?
- Piesienice są trzy.

- ?!
- Piesienica Młyn, Piesienica i Piesienice. Jeździłbym przez Egipt (tutejsza nazwa części Karolewa), Karolewo, Młyn, na Pinczyn i do rzeki przy Piotrowskim. Razem z 8 kilometrów. Ale szło jeszcze po starym jechać (tego pan nie szrajbuj), choć dziura już była. 
- A ile czasu by panu zabrał taki dojazd naokoło, gdyby nie ten most?
- Z godzina trzeba burczyć, a nazad też. Powoli, bo nie możesz szaleć kombajnem. W sumie dwie godziny. To w jeden dzień, ale trzeba by dojeżdżać kilka dni. To 10 hektarów, 3 morgi po naszemu... Przez ten mostek dojeżdża też dwóch chłopaków z Miradowa do pracy do Pinczyna. 



Piękny, stary święty obraz. W figurkach była pozytywka. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy.

Daleko od dróg

- Żyjecie tu z daleka od dróg utwardzonych, w kwartale między berlinką, szosą z berlinki na Skarszewy, z Piesienicy do Pinczyna. Ile stąd jest do większych miejscowości?
- Do Pinczyna jest 3,5 kilometra, ale żeby dojechać, trzeba dojść do Karolewa na autobus - 1,5 km. Do Miradowa jest dokładnie 2,150 km. Tak wyliczyli, jak do mnie 12 lat temu zakładali telefon. Daleko od szos, ale choć cichutko... A te drogi nierówne? Zawsze zrobią wtedy, jak jest już po czasie. Po żniwach równiarka przeleci, tedy są deszcze i robi się jeszcze gorsze diabelstwo jak było.

Dawna Piesienica
- Jak jeszcze istniał w Zblewie Bakutil, to po Piesienicy chodził "Waryński" i wybierał. Od czasu, kiedy ruszyła oczyszczalnia na Piesienicy pod Zblewem, jakby diabeł strzelił. Od tego czasu ani razu nie pogłębiano. A wszystkie ścieki tą rzeczką lecą. Nie dość, że się nimi zamuli, to jeszcze korzenie robią swoje. Teraz pieniądze mam dołożyć, żeby odmulić. A kto to zamulił, ja? 

- Ale ta rzeczka nie jest taka brudna. Nie śmierdzi.
- Śmierdzi, tylko zależy kiedy. A kiedyś tu się kąpali, w tej rzece. 
- Rybek nie ma?
- Ani żaby chłopie nie zobaczysz. A kiedyś z mostku widziałeś jak chodzą. Galikowscy nieraz wybierali duża balija ryb. Wtedy sobie wzięli szczupaki, a resztę wysypali. A raki - teraz mówią, że hodują szlachetne - to takie skurczybyki chodzili, że nieraz pół kosza żem wziął. Ale to było wtedy, jak byłem gówniarzykiem. To się skończyło, kiedy raz wsadziłem palec między korzenie i mnie chwycił. Myślałem, że mam dużego raka, a to był szczur wodny. Latem, kiedy tu był dupny zalew, przyjeżdżało wielu ludzi. Zresztą teraz też dużo jeździ. Kiedyś ludzie chodzili wędkować do Zblewa, gdzie przy młynie była woda i tu, niedaleko, do Piesienicy. Tu drugi młyn kręcił. Zalew był aż po Biały Bukowiec. Kiedy były burze, to dwa razy turbinę zatrzymywało. Mój ojciec przyniósł wtedy z tej turbiny cały worek węgorzy. 
- Jaki związek mają burze z węgorzami?
- Węgorz nie wytrzymuje burzy. Uciekał z zalewu. I wkręcał się w turbinę. Ojciec obciągał te węgorze. Z zewnątrz były całe, ale w środku połamane. Ojciec miał nerw na te węgorze. Ale smakowały.




Powojenna książka meldunkowa będąca w posiadaniu pani Zielińskiej. Biały Bukowiec należał kiedyś do gromady Karolewo 

Legendy 
- Koło mostku jest ładny dom na wzgórzu. Ma ciekawe okna. Są wypukłe jak ekran telewizora. Kiedy świeci słoneczko, to z daleka zobaczysz je jak lustra. Na tym wzgórzu prawdopodobnie mieszkał jakiś rycerz. Wzgórze było otoczone wodą w fosie. Kiedyś znajomy spychał kawałek ziemi i mówi do mnie: "Jerzyk,
to nie jest normalnie nasypane. Tam są ludzkie kości". A studnia jaka tam jest. Z cegły murowana, średnica jak stąd do pana (przez stół, ze 2 metry).
Ziemi w konia nie zrobisz
- Jak po dotacjach unijnych?
- Źle nie jest. Mam 30 świniaków, kur z dziesięć. Siedzą, gdaczą, jaja niesą. Wszystkiego mam po trochu. Te ziarka... Ja to wszystko przetworzę. Ziarka przerobię i lepiej wyjdę na tym, niż ci, którzy sprzedają. Bo tucznik idzie w górę, a ziarka w dół. Mądrze mnie uczyli - "To, co z pola zwiezione, powinno być przerobione i z powrotem wywieziony obornik na pole. Ale to je roboty kupa. Ziemi w konia nie zrobisz, kobieta możesz. 

Pan Jerzy śpiewa
Wychodzimy z domu, wsiadamy do samochodu. Pan Jerzy wychodzi z nami i śpiewa radosną pieśń o ziemi, świecie. Śpiew podobno dobrze wentyluje płuca, zwłaszcza po papierosach. Może Jerzyk jeszcze zaśpiewa o Piesienicy pełnej raków i zalewie węgorzy? Czy da się odbudować przeszłość?
Tekst i foto Tadeusz Majewski i Tomasz Galewski

W tekście tym, opublikowanym w styczniu 2005 r., zamieszczono zdjęcia, które niestety przepadły na skutek awarii serwera. Pozostały podpisy, które też coś mówią. Jedynie z tamtej sesji zachowało się zdjęcie nieżyjącego już Jerzego Zielińskiego. Pozostałe zdjęcie wykonała Oliwia Nowak 2 lata temu.      

1. Rodzina Zielińskich: Karol (wnuk), Marcin, Jerzy, Anna, Joanna (wnuczka) i Barbara.
2. Jerzy Zieliński ma pomyślunek. Lubi konstruować. Pokazuje nam przyrząd do znakowania świń "na dupa". - Z tyłu jak ucieka, to chlapniesz i masz. 14 numerów - PL, numer gospodarstwa. 13,50 zł kosztuje taki jeden numerek fabryczny. Sama rączka - 80 zł. A ja przez 3 godziny żem sobie powyginał. Za całość bym zapłacił 260 zł. Igiełek na te numerki musiałem zrobić ze 200. W trzy dni to miałem zrobione.
3. Piękny, stary święty obraz. W figurkach była pozytywka. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy.

Powyższy tekst Tadeusza Majewskiego  przeniosłem ze strony Wirtualnego Kociewia, bowiem pośrednio dotyczy on także mojej rodziny. Józef Zieliński, ojciec Jerzego, był rodzonym kuzynem mojego ojca. Ojcem Józefa był Antoni Zieliński z Białachowa, brat mojego dziadka Franciszka Zielińskiego. 
Ja nigdy nie byłem w Białym Bukowcu, a ile razy miałem chęć tam pojechać, do moich krewnych? Wielokrotnie jechałem ze Skarszew do berlinki i zawsze korciło mnie by skręcić do Białego Bukowca. Nie lubię odwiedzać nikogo bez uprzedzenia. Nic by się jednak nie stało, gdybym to uczynił. Przynajmniej spotkałbym się z moja dalszą rodziną i zobaczył się z kuzynem z drugiej linii. Niestety - już go nie zobaczę. Że zmarł dowiaduję się z tekstu pana Tadeusza Majewskiego. Bardzo mi przykro i żałuję, że tak się stało. Nieraz łapię się na tym, by niczego nie odkładać na jutro. Tutaj też odkładałem wizytę i z Jerzykiem się już nie spotkam. Śpij w Pokoju Drogi Kuzynie, a rodzinie składam najszczersze wyrazy ubolewania.
Gdańsk 12 września 2014                                                           Edmund Zieliński

wstecz dalej »