środa, 31 października 2012

EDMUND ZIELIŃSKI. KOLEJNE CENTRUMDrukujE-mail
wtorek, 30 październik 2012
Centrum Drzwi Rozsuwanych, Centrum Ogrodniczo-Pszczelarskie, Centrum Sadownictwa, Centrum Kopernik, Centrum Matarnia, Centrum Kaszuby i wiele, wiele innych „centrów”. Ostatnio wyczytałem w Kociewskim Magazynie Regionalnym, że w Lalkowach otwarto Centrum Kultury Kociewia. I masz babo placek. To czym jest Starogardzkie Centrum Kultury, czy Tczewskie Centrum Kultury? A tak w ogóle, czy „centrum” nie ma ładniejszego odpowiednika? Przecież może być Skład Drzwi Rozsuwanych, Przedsiębiorstwo Ogrodniczo-Pszczelarskie, Zespół Handlowy Matarnia itp. Włodarzom wsi Lalkowy proponuję zmianę nazwy na Małe Muzeum Regionalne w Lalkowach, lub coś w tym rodzaju. Nazwa powinna być adekwatna do charakteru placówki, a tu są zbiory kultury materialnej tej pięknej wsi. Przy okazji gratuluję pomysłu stworzenia tej placówki na bazie starej kuźni, która dzięki temu przetrwa następne pokolenia i świadczyć będzie o zanikającym zawodzie kowala. Zgromadzone wokół stare narzędzia rolnicze mówić będą młodemu pokoleniu o znojnej pracy naszych ojców.
Chciałbym się zatrzymać przy kolejnym Centrum Edukacji i Promocji Regionu, które mieści się w Szymbarku na Kaszubach i powstało na bazie najdłuższej deski świata. A to najwyższe drzewa rosną tylko na Kaszubach? Kolejną wątpliwą ciekawostką jest dom postawiony do góry nogami. Jeszcze chwila, a stanie przy nim najwyższy krasnal świata – pewnie na głowie. Przywieziono z Syberii chałupę zesłańców a z Kanady domek trapera. Jest też bunkier partyzantów i wagon kolejowy wysiedleńców. Ani to muzeum, ani skansen, no to co? Ostatnio organizuje się tam zloty mikołajo - podobnych postaci. Święty Mikołaj był biskupem i na głowie miał mitrę a nie jakąś szlafmycę czy nakrycia głów sympatycznych krasnali Żwirka i Muchomorka z dobranocki. To jest prawdziwe przegięcie. Jak to się ma do kultury regionu? Czy widział kto takie stwory kolędujące w okresie Bożego Narodzenia na Kaszubach? Namawiam CEPR do organizacji konkursu na najpiękniejszy strój św. Mikołaja, a wywodził się on z bogatej rodziny. Zobaczymy czy będzie wtedy chociaż 30 Mikołajów. Boże, co się wyprawia z nasza tradycją!!! Byle myce z pomponem nałoży na głowę i chce uchodzić za św. Mikołaja. Jechałem kiedyś do Gdyni i po drodze spotkałem zmotoryzowanych „mikołajów” . Widok? Szkoda gadać. I tu kłania się nasza demokracja w której wszystko wolno. Wolna amerykanka w strojach świetlicowych, palmy wielkanocne rodem z Wilna czy Kurpi na dobre się już zadomowiły, a nigdy ich tu nie było, i można by tak wymieniać jeszcze wiele innych przykładów. Powstrzymam się, by zachować chociaż pozory prawideł w naszej kulturze regionalnej.
Jeśli CEPR chce promować kulturę regionu, a o tym mówi nazwa tego ośrodka, to trzeba trzymać się odpowiedniej zasady wypełnionej treścią spraw dotyczących kultury Kaszub. Tymczasem zgromadzone tutaj obiekty mają proweniencję ogólnoświatową. Bo domek trapera z Kanady, inny z Syberii i jeszcze jedna chata z Turcji. Prawda, że te obiekty mają w swej przeszłości ślady polskości, jednak zaistniałe w innej kulturze i innym regionie świata. Daleko im do kultury regionu Kaszub.
Wczoraj w TV Gdańsk (23.12.2010) pokazano największy fortepian świata, oczywiście znajdujący się w CEPR. Zupełnie nie wiem jak to się ma do kultury kaszubskiej i komu jest to potrzebne. Pomieszanie z poplątaniem, a jednym ze składników tego galimatiasu jest brak rozeznania w kulturze regionu.
Bardzo spodobał mi się felieton pana Kazimierza Ostrowskiego zamieszczony w „Pomeranii” w kwietniu 2009 roku. Chociaż minęło ponad dwa lata, jego treść nie straciła na aktualności. Przytoczę go w całości.
Do góry nogami
Jakie jest najsłynniejsze miejsce na Kaszubach? Nie ma wątpliwości, największą sławą od kilku lat cieszy się Szymbark. Przewodniki piszą wprawdzie, że jest to najwyżej położona wieś kaszubska u podnóża Wieżycy, ale nie chodzi przecież o jej walory krajobrazowe i wypoczynkowe. Zainteresowanie i rozgłos zawdzięcza Szymbark Centrum Edukacji i Promocji Regionu, jak nazywa się stworzone tu przedsięwzięcie poznawczo-biznesowe. Mówiąc w skrócie, tłumy wycieczkowiczów przyciąga dom stojący na głowie, najdłuższa deska świata (przy piłowaniu tejże obecny był Lech Wałęsa!), a na dodatek parę innych rzeczy podlanych patriotycznym sosem. Nb. projektant domu stojącego kominem w dół pokpił sprawę, powinien był pomysł opatentować i miałby z tego sporo grosza. W Niemczech bowiem, opodal polskiej granicy, jakiś cwaniak zbudował taki sam budynek i na dodatek przechwala się, że to jego oryginalne dzieło, a każdy wie, że musiał wprzódy obejrzeć szymbarski pierwowzór. Podobno i tam ludzie stoją godzinami w kolejce, żeby za pieniądze doświadczyć zawrotu głowy.
Nie każdemu jednak taki chwilowy stan nieważkości dobrze robi. Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi pewien bardzo prominentny polityk pokazał się na Kaszubach (przy okazji kategorycznie wypowiedział się na temat krzyża w Gołubiu, nie mając o sprawie zielonego pojęcia) i pokazano mu atrakcje Szymbarka. Jeden z obecnych przy tym Kaszubów przestrzegał wówczas dygnitarza przed wchodzeniem do domku, mówiąc: „Wasto, Wë môce już dosc pòkrācóne w głowie”. Za autentyczność sytuacji własnej głowy nie dam, ale opowiastkę słyszałem już dzień po wizycie owego polityka i był to najlepszy komentarz do jego działalności oraz dowód zdrowego rozsądku Kaszubów.
W przeciwieństwie do beztroski panującej w domku, w pełen powagi nastrój wprowadza turystę wizyta w kościółku św. Rafała Kalinowskiego, gdzie spotka nagromadzenie zdumiewających pamiątek. Wśród takich relikwii jak belka z łagru na Kołymie z kawałkiem drutu kolczastego, belka pamiętającą obronę Jasnej Góry przed Szwedami, 300 – letnia belka z Żurawia Gdańskiego. Człowiek wprost nie śmie oddychać, nie mówiąc o siadaniu na 180 – letnich ławkach pochodzących z sanktuarium MB w Sianowie. Nabożnym wzrokiem ogarnia kamienie, na które patrzyli już piersi Piastowie w katedrach Krakowa, Gniezna i Poznania, kamień z Zamku Królewskiego w Warszawie, a nawet kamień – uwaga – spod krzyża na Giewoncie, ponoć docelowego miejsca najdłuższych w Polsce pielgrzymek.
Zwiedziwszy jeszcze „ międzynarodowy [!] dom Sybiraka”, o którym złośliwi mówią, że to chata z Podlasia, rekonstrukcje bunkra Gryfowców, wagony wzorowane na tych, którymi deportowano Polaków na Sybir czy do Kazachstanu, model dworku (z napisem nad wejściem: „Jam dwór Polski”), można już zwolnić się od buchającego patriotycznymi frazesami przewodnika i swawolnie odetchnąć. Po wielkim ładunku duchowej strawy można zwyczajnie posilić się w gospodzie i przy najdłuższym na świecie stole zrobionym z jednej deski kontemplować ogrom wrażeń.
A siedząc tam warto też zastanowić się nad edukacyjną ofertą ośrodka, przez który dzień w dzień przetaczają się tysiące ludzi. Nad wciskaną turystom historyczną papką opakowaną w klasyczny kicz czystej wody. I zadumać się głęboko, co to wszystko ma wspólnego z deklarowaną w nazwie promocją regionu. Chyba, że za taką uznać reklamę „Milki” na środku trawnika oraz namalowane na płycie postacie kobiety i mężczyzny w ludowym ubiorze, z wyciętymi miejscami na głowy. Z fioletową krówką i z głową wystawioną z malowanej dykty chętnie fotografują się wycieczkowicze, lecz po powrocie do domu i tak opowiadają przede wszystkim o chwiejnych krokach na suficie przedziwnego domku. Wszystko postawione na głowie. Ja też tak twierdzę.
Gdańsk maj 2011 Edmund Zieliński