NA 10 DNI PRZED WERNISAŻEM ZAGÓRSKICH ZDRADZAMY CZYJE TO OCZY! | ![]() | ![]() |
wtorek, 14 styczeń 2014 | |
![]() OCZY OCZYWIŚCIE JASIA RADZEWICZA!
Irena w naszych kręgach miłośników sztuk plastycznej znana była jako pejzażystka, przedstawiająca olejami na płótnie wydawałoby się zwyczajną, najbliższą kociewską okolicę, np. drogę na Mały Bukowiec, łąki w Białych Błotach, Las baby Jagi – pod Rokocinem. Jako zdeklarowana 99-procentowa Kociewianka rodem z Gdańska poświęciła takim pejzażom blisko 30 płócien. Kilka lat temu ogłosiła, że będzie malować portrety znanych Kociewiaków, coś w rodzaju malarskiego plastycznego "who is who". Pomysł wydawał się mało realny, bo przecież zamawianie portretu to u nas rzadkość, no i przeważanie sprawa indywidualna. Tymczasem przez rok powstało 31 płócien! Przyzwyczajeni do fotografii szukamy w tych portretach fotograficznego sobowtóra, a tu faja! Irena rozmalowała swoich bohaterów, bardzo swobodnie traktując kwestie związane z anatomią głowy. Zdecydowanie skupiła się na oczach, zwierciadełkach duszy, oraz na wyrazie ust. Reszta – czoło, włosy, uszy, szczęka, szyja itp. - jest właściwie mało ważna. Podobnie elementy ubioru - koszula, bluzka, garnitur, okulary czy garnitur. A już zupełnie nieważne jest tło, maźnięte w pionie cienką farbą. Na ogół te portrety tak dalece odeszły od "pierwowzorów", że aż stają się dowcipne. Właściwie chciałbym, żeby poszły w tym kierunku jeszcze dalej, ale wiem, wiem – tu nie chodziło o zgadywankę, kto to jest, a o to, żeby od razu rozpoznawać. Bez tego owa seria byłaby nie do zaakceptowania przez ich bohaterów (i tak w niektórych przypadkach kilka razy Irena jeździła po akceptację). Defragmentację malarsko czyjegoś lica w poszukiwaniu duszy może sobie artystka robić na własny użytek. Podoba mi się niefrasobliwość pędza, trochę szkicowy charakter dzieł i owe deformacje; szkoda mi marginalnie potraktowanego tła, przez co obrazy stały się nieco płaskie. Wielka brawa za te trafione w dziesiątkę oczy i wyraz ust. Ja od razu rozpoznawałem. I na końcu zadumałem się - oto tacy niby jesteśmy jedni, a każdy z osobna tak bardzo inny - przez to, co dali nam tata i mama i co odłożyło się dzień po dniu, rok po roku w naszych steranych życiem facjatach.
![]() OCZY MARKA KOWALSKIEGO ![]() OCZY (I NOS) JERZEGO HOPPE ![]() OCZY EDMUNDA ZIELIŃSKIEGO ![]() OCZY MIROSŁAWA KALKOWSKIEG0 ![]() OCZY ANDRZEJA GRZYBA ![]() OCZY TOMASZA DAMASZKA ![]() OCZY STANISŁAWA POŁOMA ![]() OCZY LESZKA BURCZYKA ![]() OCZY NAM NIEZNANE, ALE SIĘ DOWIEMY ![]() OCZY RYSZARDA SZWOCHA ![]() ??? ![]() NIESAMOWICIE TRAFIONE OCZY JANA WIERZBY
Ileż to razy widziałem Marka pochylonego z dłutem w ręku nad kadłubem drewna. Wydaje się – nic prostszego iść na nie z tym ostrym narzędziem. Wydaje się. Spróbuj iść i wyrzeźbić w nim na przykład ruch albo miękkie rozwiane szaty. Będziesz miał problemy z prostym kwiatkiem. Bo nasze drewno - zgodnie z charakterem naszego pejzażu, drzew, oraz związaną z tym naszą narodową melancholią - stawia się w obróbce, chce w rzeźbie sobie odpocząć, znieruchomieć, chce mieć święty spokój jako przydrożny świątek, przydrożna kapliczka z utrwalonym na chwilę w umowną wieczność Chrystusem Niefrasobliwym czy świętym Franciszkiem zasłuchanym w mowę ptaszków. Drzewa na drewnianej emeryturze najchętniej chcą być świętymi na wsi, np. w Bytoni. Są takie kapliczki w zbiorze Marka, są też dostojne Madonny. Ale jest też i w tym zbiorze inna przygoda – twarze satyrów, gęby właściwie, nocnych filutów, leśnych gnomów, wyglądające na przedwieczerz ze spróchniałych wierzb, żeby postraszyć grzeczne dzieci zmarszczonymi brwiami i srogim spojrzeniem. Skąd wzięły się u Marka te maszkarony, Bóg jeden wie. Może z długiego snycerskiego okresu pracy? No i trzecia przygoda, najnowsza, z gliną, którą Marek miękko ukształtował w drobne postacie kobiet i parek. Mamy więc na przykład macierzyństwo, akt, erotykę, delikatnego anioła, o skrzydłach lekko podkreślonych złotem. Tu, w tym tworzywie, dało się wymodelować miękkość ciał, złapać rytm przylgniętych do siebie postaci. Chciałoby się takie figurki ujrzeć w powiększeniu gdzieś na ładnym skwerze, tylko skwerów u nas brak. Kto wie, może glina to kierunek, w którym pójdzie dalej Marek. A może, po przygodzie z gliną, dającej co do wyrażenia ekspresji o wiele więcej możliwości niż drewno, przyjdzie pora na coś z wiecznego brązu... I tego mu życzę.
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
wstecz | dalej » |
---|