Na świat przyszedł w Puzdrowie koło
Sierakowic, w sobotę 17 maja 1947 roku z matki Bronisławy z Dawidowskich i ojca
Franciszka. Po ukończeniu szkoły średniej dokształcał się w Studium
Nauczycielskim i Wyższym Studium Nauczycielskim Uniwersytetu Gdańskiego.
Studiował w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie, którą ukończył z tytułem
magistra inżyniera.
Miejsce urodzenia Bernarda Damaszka już po modernizacji zabudowań
Miejsce urodzenia Bernarda Damaszka już po modernizacji zabudowań
15 sierpnia 1968
roku dostał skierowanie do pracy w Szkole Podstawowej w Zblewie. Tak się
złożyło, że jego kolega z Sierakowic, świeżo wyświęcony kapłan - Edmund Grzenkowicz, również skierowany został
do pracy w zblewskiej parafii. Pan Damaszk miał problem z mieszkaniem, ponieważ
budynek starej szkoły był w trakcie adaptacji na Dom Nauczyciela. Dlatego ksiądz proboszcz Franciszek Wróblewski
zaproponował mu zamieszkanie w plebanii. Pasowało – on i jego kolega
zamieszkali u życzliwego proboszcza. To jednak nie spodobało się zwierzchnikom
pana Damaszka (kłóciło się z ówczesnym systemem polityczno-ideologicznym), i
otrzymał kącik w szkolnej harcówce. Zamieszkiwał w niej do chwili zakończenia
remontu Domu Nauczyciela.
Na pierwszym posiedzeniu Rady Pedagogicznej wypatrzył bystrym
okiem, swoją przyszłą żonkę – młodą nauczycielkę – Renatę Gilla. Ślub odbył się w niedzielę wielkanocną, 6
kwietnia 1969 roku. W zblewskim kościele przysięgę małżeńską przyjął ksiądz
dziekan Franciszek Wróblewski w koncelebrze z księdzem Edmundem Grzenkowiczem i
jego kolegą wikarym z Pinczyna. Był to prawdopodobnie ostatni ślub jakiego udzielił ten, już ciężko
chory, kapłan.
Bernard Damaszk z małżonką na zakończenie pleneru w Bytoni 18 sierpnia 2009 r.
Bernard Damaszk z małżonką na zakończenie pleneru w Bytoni 18 sierpnia 2009 r.
Młodzi otrzymali od rodziców ojcowiznę Renaty po dziadku Wilhelmie i pradziadku Michale. Tu zbudowali nowy dom, w którym od lipca 1977 roku razem zgodnie mieszkali.
Mieszkałem już w Gdyni, gdy dowiedziałem się, że Przewodniczącym
Prezydium Gminnej Rady Narodowej w Zblewie został Bernard Damaszk – najmłodszy
szef tej instytucji w Polsce – miał zaledwie 23 lata. Zapewne mieszkańcy Zblewa
zastanawiali się, jak sobie poradzi na tym stanowisku „szkólny” z miejscowej
szkoły, zwłaszcza „obcy” bo z Kaszub. Poradził sobie i to doskonale, jeśli
do przejścia na rentę związany był z tym
urzędem.
Od 22 lipca
1970 do końca 1972 roku był
Przewodniczącym Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej. W styczniu 1973 roku
powierzono mu funkcję Naczelnika Gminy, którą
jako jedyny w Zblewie, pełnił do
października 1990. W II kadencji w latach 1994 – 1998 był przewodniczącym Rady
Gminy.
Podczas jego włodarzenia gminą, Zblewo i poszczególne wsie doczekały się wiele
pożytecznych dla społeczeństwa inicjatyw przekutych w czyn. Ukończony został
budynek Urzędu Gminy, wybudowano Gminny Ośrodek Kultury, powstały nowe osiedla
mieszkaniowe, sieć wodociągowa, oczyszczalnia ścieków, nowe remizy strażackie.
Zmodernizowano wiele ulic z oświetleniem włącznie. W Zblewie powstała nowa
poczta z centralą telefoniczną – telefony na korbkę poszły do lamusa. W Bytoni
powstał przystanek PKP. Rozwinięta została sieć budownictwa letniskowego z Ośrodkami
Wczasowymi.
Dobrze zapisał się również pan Damaszk na
„podwórku” sakralnym. Przy ogromnych trudnościach z nabywaniem materiałów
budowlanych i uzyskaniu pozwolenia na budowę, powstały dwie nowe kaplice w
Radziejewie i Bytoni. W Zblewie wybudowano nową plebanię z salkami
katechetycznymi, a podobny obiekt powstał również w Kleszczewie. Poszerzony
został teren cmentarza parafialnego w Zblewie i wybudowany został dom
pogrzebowy.
Bernard Damaszk będąc już na rencie, był
przewodniczącym Społecznego Komitetu
Remontu Dachu Kościoła w Zblewie. Wymienione zostało pokrycie z łupkowego na
blachę miedzianą. Inwestycja ta była wielkim obciążeniem finansowym dla
parafian. W inteligentny sposób kojarzył swą władzę z nieżyczliwym ówczesnym
systemem politycznym dla tego rodzaju inwestycji poszczególnych parafii.
Kiedy w 1989 nastąpiła zmiana ustroju w
Polsce, nastał sprzyjający czas dla działalności organizacji pozarządowych. Pan
Damaszk wystąpił, wraz z grupą miejscowych działaczy, o powołanie do życia
Oddziału Kociewskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Wspólnie z zrzeszeńcami
podjął wiele inicjatyw społecznych. Zorganizowano 15 „białych sobót”, podczas
których lekarze specjaliści z Akademii Medycznej i innych ośrodków medycznych
służyli radą i pomocą mieszkańcom gminy. Znaczna część mieszkańców gminy
korzystała ze szczegółowych badań specjalistycznych. Osoby poważnie chore były
hospitalizowane i operowane w Gdańsku.
Ksiądz pułkownik Józef Wrycza,
patriota, żołnierz, kapelan, znamienity Pomorzanin, doczekał się tablicy
pamiątkowej we wsi, w której przyszedł na świat. Owa tablica wisi na murze
kościoła przy głównym wejściu. Po wieloletnich staraniach (również o to
apelowałem) zrekonstruowano pomnik
Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski przy ulicy Kościelnej, poświęcony
ofiarom I i II wojny światowej i wojny polsko – bolszewickiej. Wykonawcą i
projektantem tablicy pamiątkowej, jak również figury NMP, był znany artysta
plastyk Wawrzyniec Samp z Gdańska.
Kiedy Bernarda Damaszka dopadła choroba o złych rokowaniach, nie ustawał w
swej działalności. Wielu miało mu za
złe, że na dializy wożony był służbowym samochodem. Zawiść, brak współczucia
czy niezrozumienie stanu rzeczy. Ja, w każdym bądź razie, nie chciałbym być w
Jego sytuacji.
Kiedyś, jadąc
samochodem ulicą Leśną, powiedziałem do pana Damaszka, że powinien doprowadzić
tę drogę do przyzwoitego stanu. A pan Bernard na to: - „Ale miałbym do
słuchania”. Zrozumiałem.
Pan Bernard do
ludzi zdrowych nie należał. 25 października minęłoby 19 lat lat od
przeszczepu nerki. Od wielu lat walczył o swoje zdrowie. Przez szesnaście lat
był dializowany, na które to zabiegi zakwalifikowany został przez specjalną
komisję. Brano wtedy pod uwagę wiek, stan rodzinny, rokowania.
Niezakwalifikowanie było jednoznaczne ze skazaniem na śmierć. Dzięki nowym generacjom leków i życzliwości
lekarzy, a najważniejsze – woli życia,
był wśród nas. Wielu by się załamało i przestało funkcjonować – Bernard
nie. Miał trudności z chodzeniem – to uboczne działanie leków i wieloletnia dializoterapia,
a mimo to angażował się w prace społeczne i uparcie walczył z chorobą. Miał
opracowany do perfekcji plan zajęć na każdy dzień, w którym dominowała
gimnastyka rehabilitacyjna. Pilnował odpowiedniego wyżywienia, w odpowiednich
porach brał leki. W jego życiu nieustannie wspomagała go kochana rodzina,
zwłaszcza najmilsza mu osoba żona Renata. W rozmowie z nim, a rozmawialiśmy na różne
tematy, często mówiłem – Bernard, ja na Twoim miejscu już dawno bym
nie żył. Podziwiam Cię – walcz dalej.
Bernard
Damaszk uznał, że skoro tyle lat mieszka
na Kociewiu, może również pokierować działalnością Oddziału Stowarzyszenia
Kociewskiego w Zblewie, którego był prezesem. Był wielkim orędownikiem kultury i sztuki ludowej
na terenie gminy. Organizował miejscowym twórcom wystawy we współpracy z
Gminnym Ośrodkiem Kultury. Kiedyś poprosił mnie bym poprowadził zajęcia z malarstwa
na szkle dla młodzieży. Żywo interesował się odbywającymi się w szkole w Bytoni
plenerami dla artystów ludowych Pomorza. Uczestniczący w nich malarze z Rumi –
Leon Bieszke i Ali Zwara sprawiali mu wiele radości – mógł wreszcie swobodnie
porozmawiać w języku kaszubskim, w którym się wychował i którego nie zapomniał.
Współpracowaliśmy ( z wójtem też), nad postawieniem kapliczki na feralnym
skrzyżowaniu koło młyna, która ostatecznie stanęła u zbiegu ulic Chojnickiej,
Starogardzkiej i Leśnej.
Wybrałem z Bernardem na kapliczkę ten dąb z posiadłości pana Szarafina z Białachowa.
Poświęcenie kapliczki 25 lipca 2009 roku.
Od lewej stoją: harcerka z warty honorowej, Marta Puttkamer z Gilów, Franek Puttkamer, Erwin Dorawa, Renia Damaszk, Edmund Zieliński, Danuta Zielińska, Bożena Pawelec, Marek Pawelec i harcerka z warty honorowej.
Wybrałem z Bernardem na kapliczkę ten dąb z posiadłości pana Szarafina z Białachowa.
Poświęcenie kapliczki 25 lipca 2009 roku.
Od lewej stoją: harcerka z warty honorowej, Marta Puttkamer z Gilów, Franek Puttkamer, Erwin Dorawa, Renia Damaszk, Edmund Zieliński, Danuta Zielińska, Bożena Pawelec, Marek Pawelec i harcerka z warty honorowej.
No i przyszedł dzień ostatni. 4 kwietnia przed południem
zadzwoniła do mnie kuzynka Marlena z Białachowa i mówi – już wiesz? Co takiego – odpowiadam. Damaszk nie żyje. Boże,
który? Bernard – powiedziała. Znieruchomiałem,
nogi sparaliżowane - Bernard? Długo
trwało zanim ta smutna wiadomość dotarła do mojej świadomości, że mój
przyjaciel zmarł w poniedziałek 3
kwietnia 2018. Znaliśmy się wiele lat, bywałem w przyjaznym domu państwa
Damaszków, często rozmawialiśmy przez telefon… To jest niemożliwe! A jednak.
W piątek o godzinie 11 w Zblewskim
kościele odprawiona została msza żałobna w koncelebrze sześciu księży,
poprzedzona różańcem za duszę Bernarda w cmentarnej kaplicy. W nabożeństwie
żałobnym uczestniczyło wiele osób –
zabrakło miejsc siedzących. Piękną homilię
wygłosił ksiądz proboszcz Zenon Górecki naświetlając trudne życie
zmarłego Bernarda, jego umiejętne rządzenie w trudnych czasach niesprzyjających
kościołowi. Podkreślał jego charyzmatyczną walkę z chorobą, dzięki czemu Bóg
dał mu 70 lat życia. Również ksiądz Jan Kulas z Lubichowa, wójt gminy Zblewo Artur
Herold, Gertruda Stanowska – z wielkim szacunkiem wspominali życie Bernarda
Damaszka. Z sentymentem wysłuchałem pieśni „Salve Regina” wykonanej przez
miejscowy chór pod wezwaniem świętej Cecylii. Pamiętam, jak w duecie w takich
sytuacjach wykonywali ją dawno zmarli mieszkańcy Zblewa, też byli członkowie
tego zespołu – Marian Sulewski i Leon Radkowski.
Każda śmierć to tragedia, zwłaszcza dla
najbliższej rodziny. Reniu, Tomku, Aniu, Maksiu i Franiu – serdecznie Wam współczuję. Tak mi smutno, że
Bernarda nie ma już wśród nas. Pozostanie w niezatartej pamięci i wierzymy, że
Dobry Bóg użyczy mu wiecznej szczęśliwości.