EDMUND ZIELIŃSKI. Z WIOSENNĄ WIZYTĄ U MOICH ZIOMKÓW |
wtorek, 15 maj 2012 | |
Pogada jak na zamówienie. Pełne słońce, świergot ptaków, tu i ówdzie bocian i budząca się do życia zieleń pól i łąk. To obraz naszego Kociewia z środy dnia 18 kwietnia 2012. Tego dnia odwiedziliśmy dziewięciu twórców rękodzieła naszego regionu: Zenona Miszewskiego, Tomasza Bednarczyka i Edward Rychlickiego ze Starogardu. Byliśmy też u Reginy Matuszewskiej w Czarnymlesie, u Jerzego Kamińskiego w Barłożnie, Michała Ostoja-Lniskiego w Czarnej Wodzie, Leszka Baczkowskiego we Franku oraz Marka Pawelca i Rajmunda Zielińskiego w Zblewie.... Odwiedziny miały charakter specjalny, bowiem Nadbałtyckie Centrum Kultury w Gdańsku, Oddział Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku, Oddział Gdański Zrzeszenia Kaszubsko Pomorskiego i Oddział Gdański Stowarzyszenia Twórców Ludowych podjęły się zorganizowania dużej wystawy sakralnej w kościele św. Jana w Gdańsku Będzie tam eksponowana rzeźba sakralna oraz malarstwo olejne i na szkle. Zaprosiliśmy ponad czterdzieści osób do wystawienia swoich prac. By dowiedzieć się, co twórcy chcą prezentować, by móc porozmawiać, porobić zdjęcia i ustalić terminy odbioru prac, potrzebna była wizyta w pracowniach artystów. Tego zadania podjęły się etnografki z muzeum w Oliwie – Barbara Maciejewska i Iwona Świętosławska w moim towarzystwie. Dla pani Iwony wyjazd na Kociewie miał szczególne znaczenia. Od niedawna jest zatrudniona w naszym muzeum, a przedtem pracowała w Łodzi. Wszystko tutaj jest dla pani Iwony obce, zwłaszcza ukształtowanie terenu, obyczaje, gwara. Szybko jednak przyswaja sobie to, co w pracy etnografa jest niezbędne. Zenon Miszewski. Odwiedzaliśmy artystów według uzgodnionych godzin. Pierwszego odwiedziliśmy pana Zenona Miszewskiego. Starogard, moje miasto, a miałem problem z trafieniem na właściwy adres. Za moich młodych lat, tam gdzie dziś mieszka nasz artysta, rosło zboże. Musiałem prosić przechodniów o pomoc w ustaleniu adresu. Podjechaliśmy pod dom, na podwórku którego stały pięknie polichromowane rzeźby pana Zenona. Jest rozpoznawalnym artystą. Wypracował swój styl. To cośmy ujrzeli na podwórku, to nic w porównaniu z wieloma setkami rzeźb zalegających galerię i pracownie artysty. Tyle prac zgromadzonych u jednego autora jeszcze nie widziałem. Całe eskadry aniołów, Chrystusów i innych postaci sakralnych, no i oczywiście zbrojne szeregi rycerzy zakonu joannitów, którymi zafascynował się pan Zenek, dając tym samym początek twórczej pasji. Regina Matuszewska. Kolejną osobą oczekującą na naszą wizytę była Regina Matuszewska z Czarnegolasu. Ta Kurpianka z Kociewia, jak ją swego czasu nazwałem, od 1958 roku mieszka u nas, ale nie zapomniała swoich rodzinnych stron. Jak powiedziała, tam urodziłam się z talentem do wycinania. Kurpiowskie leluje wycinała od dziecka. Kiedy zamieszkała z rodziną na Kociewiu, wycinanie się skończyło, a rozpoczęła się mozolna praca przy odbudowie podupadłego gospodarstwa i wychowaniu sześcioro dzieci. Było bardzo, bardzo ciężko. Do rękodzieła ludowego powróciła na początku lat sześćdziesiątych XX wieku. Przytoczę tu fragment wypowiedzi pani Reginy z mojej książki „Na ścieżkach wspomnień…” str.442 (…) ciągnęło mnie do ludzi. Udzielałam się społecznie (…) byłam zaproszona do Gdańska na Dzień Kobiet. Siadłyśmy za stoły, a pani z przeciwka wyjęła takie duże nożyce, jak u mego ojca, co był krawcem. Ja się pytam, do czego ma pani takie duże nożyce. Ona mówi, że wycina wycinanki, jeździ na jarmarki i inne okazje. Tak mnie ta pani zafascynowała, że jak wróciła do domu, to zaraz po swojemu wycięłam kilkanaście wycinanek. I tak zaczęła się twórcza praca pani Reginy. W 1993 roku spotkałem panią Matuszewską na Jarmarku Kociewskim, gdzie prezentowała swoja wycinankę i obrazy. Tak ujęła mnie swoją osobowością i zdolnościami artystycznymi, że zaproponowałem jej złożenie dokumentów o przyjęcie do Stowarzyszenia Twórców Ludowych i od 10 stycznia 1997 roku jest członkinią STL. O pani Reginie można napisać książkę, bo czego to nie robi nasza artystka? Wycina, maluje na płótnie, desce, szkle i pięknie rzeźbi. Jej największym sukcesem życiowym na artystycznej drodze był udział w budowie ołtarza papieskiego w Sopocie w 1999 roku. Pani Regina pięknie też opowiada o przeszłości. Wówczas jej wzrok sięga daleko poza horyzont do rodzinnych stron, do swojej wsi. Chociaż mieszka tu tyle lat, dla niej jej ojczyste strony są najpiękniejsze. Jerzy Kamiński (od lewej) i autor tekstu. Pożegnaliśmy gościnne progi domu państwa Matuszewskich i pojechaliśmy do Barłożna, gdzie mieszka i tworzy Jerzy Kamiński. Droga dobra, asfaltowa prawie pod dom Kamińskich. A jeszcze niedawno jeździłem do Jerzego polną drogą wśród łanów zbóż. Była taka urocza, że zatrzymywałem auto, siadałem na skarpie, by rozkoszować się widokiem skąpanych słońcem pól, zapachem kwitnących ziół i świergotem ptaszków gnieżdżących się w przydrożnych krzakach dzikiego bzu, jaśminu i dzikiej róży. Dziś pod asfaltową drogą do Jerzego biegnie nowoczesna autostrada, a stara droga została tylko we wspomnieniach. Dobrze, że państwo Kamińscy odgrodzili się lasem od mknących po autostradzie aut. Tu, w zaciszu podwórka, czas jakby się zatrzymał. Słychać tylko ptaszki, cieszą oczy kwitnące truskawki, szemrzący strumyk wody spadający kaskadą do przemyślnie wybudowanego oczka wodnego i altana zatopiona w zieleni. Oczywiście stoi kapliczka świętego Franciszka i grota Matki Bożej z Lourdes. To przed nią usiadłem z Jerzym, a pani Iwonka uwieczniła nas na fotografii. W rozmowie z Jerzym na temat jego początków na twórczej drodze powiedział, że zawsze w nim coś takiego siedziało. Impulsem były dłuta podarowane przez krewniaka i kloc ściętej lipy u sąsiada. No i zaczęło się. Dziś Jerzy znany jest nie tylko na Kociewiu, ale i w innych regionach naszego kraju. Jest twórcą wielu przydrożnych kapliczek i krzyży. Był wielokrotnie nagradzany w konkursach na szopkę bożonarodzeniową, a w tym temacie jest naprawdę mistrzem. Bierze udział w plenerach, wystawach, spotyka się z młodzieżą szkół podstawowych i ze studentami. Opowiadając o swojej twórczości używa naszej gwary, co podnosi koloryt jego opowieści o naszym Kociewiu. Komu w drogę, temu czas. Przez Skórcz i Starogard jedziemy do Rokocina. Tam, w Domu Pomocy Społecznej, pracuje Tomasz Bednarczyk. Jest instruktorem terapii zajęciowej w kierunku rzeźby. W tajniki rzeźbienia w drewnie wprowadził go pan Ferdynand Hładyn, nauczyciel Zespołu Szkół Drzewnych w Starogardzie. W 2002 roku podjął pracę w DPS w Rokocinie. Jak powiada, miał szczęście, że połączył pracę z życiową pasją. Bardzo chce uczestniczyć w artystycznych przedsięwzięciach, stąd jego zgłoszenie do udziału w wystawie w kościele św. Jana w Gdańsku.
Michał Ostoja-Lniski
I dalej, przez Zblewo, Bytonię i Piece zajechaliśmy do przydrożnej oberży Michała Ostoja-Lniskiego w Czarnej Wodzie. Naszego upartego Michała znam wiele lat. Dlaczego upartego? No bo niesamowitym uporem doszedł do dzisiejszego stanu. Zaistniał na konkursach Ludowe Talenty organizowanych przez Oddział Gdański Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Prowadził szkółkę rzeźbiarską, zbudował Galerię Ostoja. Mało, na jej bazie wystawił okazałą restaurację, w której ściany spełniają rolę wystawienniczą. Wiszą na nich obrazki malowane na szkle, płótnie, desce, płaskorzeźby, aniołki. Wystrój pomieszczeń nawiązuje do dawnych naszych chat. Miły personel, serdeczna atmosfera i przepyszne pierogi dopełniają reszty. Michał powiada, że twórcza pasja nadała mu sens życia. Jego prace rozjechały się po całym świecie sławiąc autora i nasze Kociewie. Bogata jest jego karta twórcza i nie sposób wszystkiego wymienić.
Leszek Baczkowski.
Wracamy berlinką w kierunku Starogardu. Po drodze zajeżdżamy do Leszka Baczkowskiego we Franku. Jego dziadek i mój byli kuzynami, a więc krewniak. Zaczął rzeźbić w latach siedemdziesiątych, razem z braciszkiem Andrzejem. Na moim archiwalnym filmie kręci się karuzela napędzana rozgrzanym powietrzem, a obok niej siedzą jej autorzy, dwaj chłopcy – Leszek i Andrzej. Później były lata przerwy, bo praca zawodowa w policji, wyjazd na misję do Kosowa, gdzie w żołnierskiej kaplicy powiesił wykonany przez siebie krzyż. Po powrocie do kraju zaczął ponownie rzeźbić i robi to z ogromną pasją i wysokimi umiejętnościami manualnymi. Jego polichromowane prace nawiązują do dawnej rzeźby ludowej. Jest w tym dobry. W jego okazałym domu było miło, gościnnie i swojsko. Ale mieliśmy jeszcze kilka wstępów, tym razem w mojej wsi w Zblewie. Marek Pawelec ze Zblewa przy swojej kapliczce.
Rajmund Zieliński przy swojej stacji Drogi Krzyżowej w Sianowie.
Przyszła kolej na mojego brata Rajmunda. Na pytanie, jak to się zaczęło powiedział, że klocek lipowego drewna dał mi do ręki mój starszy brat. To prawda. Mieszkałem wtedy w Gdyni-Orłowie. Odwiedził nas Rajmund z rodziną i tam właśnie wyrzeźbił swoją pierwszą figurkę. Był okres, że swoje prace odstawiał do Cepelii. Brał udział w Ogólnopolskim Festiwalu Folklorystycznym w Płocku, Jarmarku Dominikańskim i w konkursach, gdzie nagradzany był czołowymi nagrodami. Jest współtwórcą krzyża cmentarnego w Zblewie, Drogi Krzyżowej w Bytoni i Sianowie. W zblewskim kościele stoi jego figura Pana Jezusa Miłosiernego. Wykonał też figurę Matki Bożej na zamówienie księdza proboszcza z Kleszczewa. Jego figury do szopek bożonarodzeniowych są w kościołach: św. Wawrzyńca na Wielkim Kacku i Opatrzności Bożej na Zaspie. Również w kruchcie kościoła na Wielkim Kacku stoi Pan Jezus – chłopiec i wita wchodzących do świątyni. Edward Rychlicki. Św. Michał - rzeźba Edwarda Rychlickiego z ołtarza papieskiego. Robiło się już ciemnawo, gdy jechaliśmy do Starogardu do pana Edwarda Rychlickiego. Urodził się w 1957 roku. Od wczesnej młodości zajmuje się snycerstwem. Impulsem do rozbudzenia artystycznych działań w tym kierunku były rysunki jego mamy. Kiedy tworzy, zupełnie wyłącza się z otaczającej go rzeczywistości. Jego monumentalna rzeźba św. Michała Archanioła dominowała wśród rzeźb autorów tworzących ołtarz papieski w Sopocie. Jest autorem prac składających się na wystrój kościoła Świętej Trójcy w Elblągu. Oglądaliśmy publikację z tym związaną, w której nie było wzmianki o autorze prac. Często tak bywa, że autorzy różnych publikacji zapominają o obowiązku umieszczania informacji o wykonawcy dzieła, nawet tego najmniejszego, jak świąteczna kartka z ludową wycinanką. Pan Edward Rychlicki jest bardzo znanym i cenionym snycerzem i brak tej informacji nie zaważy na jego reputacji, ale zawsze trzeba oddać to, co się komu należy. Dzień był za krótki, a nocą wizyt nie należy składać, toteż kolejne odwiedziny u artystów na Kociewiu odłożyliśmy na dzień 23 kwietnia – poniedziałek. Tym razem jechaliśmy autem państwa Iwony i Witolda Świętosławskich. Pan Witold w pisał w pamięć GPS miejscowość Maliki, gdzie przez całe lato mieszka i tworzy pan Czesław Kasperowicz z Gdańska. No to jedziemy za wskazaniami tego urządzenia nawigacyjnego autostradą do zjazdu na Kościerzynę. Jedziemy przez Skarszewy, Pogódki, Kobyle… i tu nawigator się pogubił. Przy pomocy przygodnych informatorów zajechaliśmy w las do posiadłości pana Kasperowicza. Czesiu nic się nie zmienił. Dalej brodaty, dowcipny i rozmowny. Pięknie mieszka w otoczeniu szumiącego lasu, wśród zwalonych lipowych kloców czekających na jego dłuto. Pan Czesław lubi rzeźbić wielkie figury. Pamiętam jego figurę Pana Jezusa Frasobliwego z ołtarza papieskiego w Sopocie. Dorównywała naturalnej postaci. A zaczęło się bardzo wcześnie na obozie harcerskim w Zawoi w Bieszczadach. Miał wtedy 11 lat. Widział tam rzeźbiarza mozolącego się z kamieniem. Stwierdził, że w nim też coś siedzi i też chyba tak potrafi. Zresztą miał wielkie zamiłowanie do rysunków. Był takim plastykiem na zawołanie. Jak trzeba było udekorować świetlicę, to Czesiu. Jak zrobić jakich napis nad bramą wejściową do obozu, też Czesiu. Blok miał zawsze przy sobie i nanosił w nim przedmioty i postacie z otoczenia. I tak to zostało. Wiele rzeźb ma w swoim dorobku. Niedaleko Malik stoi jego przydrożna kapliczka. Jest skromna postacią, nie umie się chwalić. Jeśli jest się czymś pochwalić powiada, niech uczynią to inni. Z Malik pojechaliśmy do Małego Bukowca, gdzie ma swój domek letniskowy pan Krzysztof Bagorski z Gdańska. Jest artystą po Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych. Jego centralnym punktem zainteresowania w plastyce był i jest portret. Zajmuje się również snycerką. Nie mnie oceniać prace pana Krzysztofa, jednak według mnie, to bardzo zdolny artysta. Kiedy miał 11 lat, otrzymał od rodziców „Poczet Królów Polskich” Jana Matejki, co zrobiło na nim ogromne wrażenie. W kościele w Borzechowie jest portret bł. Jana Pawła II autorstwa pana Krzysztofa. Pierwszy raz spotkałem się z panem Bagorskim na moich zajęciach z malarstwa na szkle w muzeum w Oliwie, gdzie i z tym rodzajem sztuki pan Krzysztof chciał się zapoznać. Na wystawie w kościele św. Jana będą portrety świętych wykonane przez pana K. Bagorskiego. Pan Krzysztof umiłował nasze Kociewie i jest pilonym obserwatorem życia mieszkańców, zwłaszcza w gminie Zblewo. Kolejnym celem naszych wizyt był pan Roman Samorowski w Wycinkach. Ta bardzo sympatyczna wieś jest bardzo aktywna na mapie kulturalnej Kociewia. Tutaj pan Zenon Usarkiewicz organizuje plenery dla twórców, a w byłej szkole otworzył muzeum, w którym gromadzi sprzęty kultury materialnej regionu i wyroby rękodzieła ludowego. Pana Romana Samorowskiego znam od kilku lat. Jest tak bardzo skromnym człowiekiem, że aż za skromnym. Jego domek, w którym samotnie mieszka, to czysta perełka. Schludne podwórko, czyściutkie i pachnące mieszkanie, zdawać by się mogło, że wokół tego krząta się gdzieś żonka Romka. Nic z tego – jest samotnym człowiekiem. Rzeźbi, bo sprawia mu to ogromną radość. Był na plenerze w Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym we Wieżycy. Pewnie, gdyby nie praca zawodowa, która daje chleb, byłby bardziej płodnym rzeźbiarzem. Ale i tak jego figury są przedniej marki, a udział pana Romka w wystawie umocni jego wiarę w siebie, czego szczerzę życzę. Żonki również. Ostatnim z odwiedzanych był tego dnia pan Marek Zagórski z Rokocina. Tak nasze wizyty się przedłużyły, że u pana Marka byliśmy około 21. Oczywiście czekał na nas z małżonką na tarasie swego przestronnego domu. Zazdroszczę twórcom posiadania domków jednorodzinnych, bo mają pracownię na miejscu i składzik na drewno. Pana Marka znam od kilku lat, kiedy wziął udział w plenerze w Wycinkach i Bytoni. Tutaj stał się współwykonawcą Drogi Krzyżowej przy miejscowym kościele. Jest autorem płaskorzeźb w sanktuarium w Trąbkach Wielkich przedstawiających tajemnice różańca świętego.
Rzeźba Piotra Tyborskiego ze Skórcza.
Na Kociewiu pozostał jeszcze pan Piotr Tyborski ze Skórcza. Wizytę u tego pana połączyliśmy z odwiedzinami rzeźbiarzy na Kaszubach i w Borach Tucholskich. Do Skórcza zajechaliśmy w południe dnia 25 sierpnia. Pogoda nie była łaskawa – padał deszcz. Tym razem poruszaliśmy się samochodem z Muzeum Narodowego w Gdańsku. Przywitała nas miła pani, mama pana Piotra i jego dwaj synowie – oczka w głowie babci. Pan Piotr to już inna klasa artystów. Ukończył szkołę Kenara w Zakopanem i Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku. Jest artystą wysokiej klasy. Nie jest mu obce żadne tworzywo. Rzeźbił XII stację do ołtarza papieskiego w Sopocie. Chrystus Frasobliwy znajdujący się w kaplicy Matki Bożej w Skórczu to też jego dzieło z ołtarza. To samo dotyczy figury Święty Antoniego stojącej w kapliczce państwa Borzyszkowskich w Łubianie. W centrum Skórcza na krzyżu umieszczona jest pasyjka pana Piotra, również z ołtarza pieskiego. Św. Jakub z tego samego miejsca znajduje się obecnie w Łebie. To tylko część prac tego niezwykle skromnego artysty. Widzieliśmy jego pracownię, galerię. Wszystko godne uwagi. Tak było na Kociewiu. Przed nami jeszcze setki kilometrów po drogach Kaszub od Bytowa po Puck i od Ustki po Rumię. O tym też napiszę, ale już na www.kaszuby.pl. Edmund Zieliński |