EDMUND ZIELIŃSKI. JANEK STACHOWIAK I JEGO RÓD CZĘŚĆ IV |
poniedziałek, 23 grudzień 2013 | |
Gdyby tak wszystko napisać, co przeżył w czasie okupacji Franciszek Stachowiak, byłaby z tego spora książka. Był skrupulatnym człowiekiem, dokładnym, co w znacznej mierze przyczyniło się do odtworzenia części jego wojennych przeżyć. Nie wszystkie notatki się zachowały, niektóre są wręcz nie do odczytania, ale te, które pozostał,y w jakieś mierze przybliżą potomnym rodu Stachowiaków jego postać.
Pod koniec wojny spotkało pana Franciszka straszliwe przeżycie. Znalazł się w grupie osób oskarżonych o dezercję. Pan Stachowiak był zatrudniony jako osoba cywilna i nie podlegał rygorom wojskowym. A było tak.
Od 1 do 12 lutego 1945 roku pan Franciszek przebywał w obozie dla robotników przymusowych w Zoppot (Sopot). 8 lutego otrzymał dwudziestoczterogodzinną przepustkę na odwiedzenie rodziny. Już następnego dnia miał stawić się z powrotem. Jaki miał zamysł pan Stachowiak, skoro nie wrócił na czas do obozu? Pewnie był przeświadczony, że zbliżający się front (Zblewo wyzwolone zostało 6 marca 1945) narobi tyle zamieszania w administracji niemieckiej i nieobecność pana Franciszka nie zostanie zauważona. Niestety „Ordnung muss sein” (porządek musi być), jak mawiali Niemcy, i 10 lutego po uciekiniera przyjechała Feldgendarmerie (Żandarmeria Polowa).
Tego dnia zostawili go na posterunku Gestapo (jak pisze Janek) w Zblewie. Rano 11 lutego przewieziony został do komendantury Geheime Feldpolizei (Tajna Policja Polowa) w Starogardzie. Po przesłuchaniu został zakwalifikowany jako dezerter skazany na rozstrzelanie. To miało się stać w miejscu kaźni tysięcy Polaków w Lesie Szpęgawskim. Czekali na dowóz innych dezerterów ze Skórcza i to pewnie uratowało panu Franciszkowi życie. W międzyczasie bowiem usilnie starali się uchronić od śmierci pana Franciszka jego ojciec Stanisław i siostra matki pana Franciszka – Franciszka Szklarska. Ubłagali komendanta tajnej policji w Zblewie Holfeldta, by ten z ojcem pana Franciszka udał się do Starogardu interweniować w tej tragicznej sprawie. Wstawiennictwo Holfeldta było na tyle skuteczne, że pan Franciszek został zwolniony z nakazem natychmiastowego stawienia się w obozie w Sopocie, co stało się 13 lutego. Bardzo pomocnym w uwolnieniu pana Stachowiaka okazał się też dokument stwierdzający, że zatrudniony był jako cywil i tym samym nie podlegał rygorom wojskowym. Po ponownym, ostatecznym przesłuchaniu w obozie w Sopocie i wyjaśnieniu wszelkich wątpliwości musiał podpisać dokument stwierdzający, że nigdy nie będzie łamał dyscypliny, nie będzie sabotował poleceń, szpiegował. W tutejszym obozie przebywał do 12 marca i odtransportowano go do Pilau (Pilawa).
Mam przed sobą notatki pana Franciszka z ostatnich miesięcy II wojny światowej. Od 19 do 29 marca 1945 przebywał w Frische Nehrung ( Mierzeja Wiślana) nad Frisches Haff (Zalew Wiślany) na południe od Pilawy. Bardzo wyraźnie słychać było grzmot armat zbliżającego się frontu. Wokół Królewca zgromadzone były znaczne siły niemieckie, mogące jeszcze stawiać opór Armii Czerwonej. Na kierunku Berlina front stał już nad Odrą, a tu na północy wojska niemieckie mogły w desperacji kontratakować i przebijać się do stolicy Rzeszy. Gdyby nie padł Berlin, gdyby herszt nazistów nie palnął sobie w łeb, wojna mogła jeszcze trochę potrwać.
Dla bezpieczeństwa brygady OT przerzucono do miejscowości Fischausen na wschód od Pilawy w kierunku Królewca. Kolejnym etapem było zgrupowanie się w Pilau (obecnie Bałtyjsk). Przebywał tam od 15 do 17 kwietnia 1945. Celem następnym było przerzucenie robotników OT barkami do Swinemünde (Świnoujście) przez Hel. 17 kwietnia, późnym wieczorem - z pewnością pod osłoną nocy łatwiej było się skryć przed nalotami czy okrętami wojennymi - zostali załadowani na trzy barki, które holowano w kierunku Helu. Niestety, samoloty radzieckie zaatakowały konwój. Jedna z barek została odcięta z holu dla zwiększenia szybkości pozostałych. Co się z nią stało? Nie wiemy.
18 kwietnia o godzinie 7.30 znaleźli się w porcie na Helu. Tam przebywali do 20 kwietnia i tego dnia o godzinie 13 wypłynęli do Swinemünde. Udało się szczęśliwie pokonać tę morską trasę i 22 kwietnia 1945 roku zawinęli do portu w dzisiejszym Świnoujściu (Swinemünde). Ich „szefostwo” planowało dalszy rejs do Lübeck (Lubeka), jednak na zagrożenia ze strony Royal Navy (Królewska Marynarka Wojenna Wielkiej Brytanii) postanowiono uformować kolumnę marszowo- samochodową i zwyczajnie dać nogę przed ruskimi. 26 kwietnia dotarli do Pasewalk, 28 kwietnia do Neubrandenburga i dalej forsownym marszem 2 maja 1945 osiągnęli miejscowość Schönberg. Do Lubeki, zamierzonego celu, już nie dotarli. Z 3 na 4 maja 1945 roku „wodzowie” ogłosili, że są wolni, ich rozkazom już nie podlegają – mogą opuścić kolumnę lub kontynuować marsz z żołnierzami do Lubeki. A więc WOLNOŚĆ!
Co dalej. Jak zwarta była grupa byłych robotników przymusowych, ile liczyła, pewnie już się nie dowiemy. Pan Franciszek zanotował, że od 6 do 8 maja przebywali w miejscowości Wahlsdorf koło Lubeki. Od 9 do 14 maja przebywali w majątku Wahrsow. Tutaj zatrzymani zostali przez oddział żołnierzy angielskich, którzy rozlokowali ich w okolicy Lüdersdorf, gdzie przebywali do 8 lipca. Z jakichś powodów ponownie rozlokowano ich w majątku Wahrsow, gdzie przebywali do 24 lipca. Tego dnia mieli zostać załadowani do pociągu, którego jednak nie podstawiono. Siłą rzeczy musieli pozostać w Wahrsow do 1 sierpnia 1945 roku. Tego dnia o godzinie 22 Anglicy samochodami przewieźli ich do węzła kolejowego Bad Kleinen. Tutaj załadowali się do pociągu, którym przez Bützow, Güstrow dnia 2 sierpnia dojechali do Szczecina. Wyobrażam sobie zniecierpliwienie pana Franciszka, który z każdym kilometrem zbliżał się do swego domu w Zblewie. Wraz z dwoma kolegami uciekł z transportu w Szczecinie. Miał dość nadzoru, chciał być rzeczywiście wolny. Przez Bydgoszcz, Tczew, Starogard dnia 10 sierpnia dotarł do Zblewa. Z pewnych powodów w domu zawitał dopiero 26 sierpnia 1945 roku – była to niedziela.
Gdańsk 24 listopada 2013 Edmund Zieliński
Cdn.
Zdjęcia
Dokument urodzenia i chrztu rodzeństwa Franciszka i Heleny Stachowiaków Dowód ubezpieczenia domu Stachowiaków przy ul. Chojnickiej 3 Przy jeziorze w Twardym Dole przed wojną. Pierwszy z prawej siedzi Franciszek Stachowiak. Nazwa lokalna jeziora -Miedacek. Właściwa - Niedacz. Z piłką Franciszek Stachowiak. Za plecami pana Franciszka siedzi komendant Sokoła pan Marian Zalewski. W środkowym rzędzie drugi z prawej Wiktor Piątek. Pierwszy z prawej stoi komendant Sokoła pan Marian Zalewski, drugi z prawej stoi Franciszek Stachowiak. W górnym rzędzie szósty od prawej pan Wiktor Piątek (późniejszy prezes Gminnej Spółdzielni w Zblewie). Przy sztandarze z prawej stoi pan Gustaw Kołodziejczyk. Drugi z prawej siedzi Franciszek Stachowiak, obok z żoną siedzi pan Gustaw Kołodziejczyk. Pierwszy z lewej siedzi pan Wiktor Piątek, w środku siedzi pan Marian Zalewski. Towarzystwo „Sokół”
Budowa autostrady w Zblewie, lub okolicach tej wsi.
Dokument Franciszka Stachowiaka z robót przymusowych z zaznaczoną lokalizacją Ostrzeżenie Franciszka Stachowiaka o możliwości zastosowania wobec niego represji wojennych na wypadek dokonania sabotażu, zdrady tajemnicy, szpiegostwa po zaniechaniu powrotu z przepustki w lutym 1945 roku Świadectwo ślubu Gertrudy i Franciszka Stachowiaków podpisane przez okupacyjnego wójta w Zblewie Hoffmanna Stara zabudowa ulicy Głównej w Zblewie (naprzeciw dzisiejszego Urzędu Gminy)
Chór "Cecylia" w Zblewie przed wojną – w drugim rzędzie drugi od lewej stoi Franciszek Stachowiak. W środku przed trzema paniami siedzi organista i dyrygent chóru pan Izydor Borzyszkowski. W pierwszym rzędzie czwarta z lewej to Gertruda Gulgowska. Na ziemi pierwsza z prawej to pani Firyn. Z tyłu pana Borzyszkowskiego siedzi pani Jasińska z męża. Stojący panowie od lewej to bracia Wolnik, Leon Radkowski, Marian Sulewski, Jan Wierzba, trzeci z prawej to pan Brunon Wolnik.
|
dalej » |
---|