niedziela, 25 sierpnia 2013

EDMUND ZIELIŃSKI. MÓJ DOWÓDCA KAZIMIERZ POREDA NIE ŻYJEDrukujE-mail
niedziela, 25 sierpień 2013

W dniu 12 lipca 2013 roku w wieku 75 lat zmarł

płk Kazimierz Poreda
urodzony 12.01.1938 w Kobylnikach

Msza żałobna odbędzie się
22 lipca 2013 roku o godzinie 12.30
w kościele garnizonowym p.w. Matki Bożej Ostrobramskiej
przy ul. Kaliskiego 49,
po której nastąpi wyprowadzenie na Cmentarz Powązki Wojskowe.
O czym zawiadamia pogrążona w smutku
rodzina




Pół wieku temu na placu alarmowym Podoficerskiej Szkoły Łączności w Prudniku przed frontem naszego plutonu stanął młody oficer w stopniu podporucznika i przedstawił się – Jestem waszym dowódcą i nazywam się Kazimierz Poreda. Dalej powiedział mniej więcej tak - Mam zrobić z was żołnierzy i przyszłych dowódców drużyn. Będę wymagał od każdego przestrzegania regulaminu, współżycia koleżeńskiego i dyscypliny. Będą chwile ciężkie, ale wiedzcie, jak mówi stare żołnierskie przysłowie, im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju.
Stojąc w szeregu w tym momencie przypomniałem sobie, jak opowiadał mi pan Izydor Borzyszkowski, sierżant rezerwy Wojska Polskiego – zblewski organista, zdarzenie z 17 września 1939 roku. To było na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej w czasie ataku wojsk sowieckich na Polskę. Pakt Ribbentrop - Mołotow wojska sowieckie wykonywały z całą sumiennością. Powiadał pan Borzyszkowski, że w czasie szarży sowieckich czołgów na pozycje polskie nasi żołnierze zmuszeni zostali do odwrotu. I tu zaowocował kunszt dobrze wyszkolonego żołnierza polskiego. Jedna z tankietek upatrzyła sobie pana Izydora szarżując na niego. Pan Borzyszkowski umykał przed nią wykorzystując najmniejsze zagłębienia terenu i dobrze opanowaną umiejętność czołgania się, co uratowało mu życie.
I na naszym poligonie w Prudniku słynnym wzgórzu 107 wyciskaliśmy siódme poty podczas zajęć taktycznych. Prawdziwym przekleństwem dla żołnierza były marszobiegi w maskach p/gazowych. Tu niejeden miał serdecznie dość tych ćwiczeń i spod niejednej maski słychać było jęki i przekleństwa. Nie na darmo funkcjonowało w wojsku powiedzenie: dyscyplina wojskowa to maska gazowa. Kiedy zajęcia prowadził „Kazio” – taką miał ksywę Kazimierz Poreda - wszyscyśmy czuli przed nim respekt i padając na nosy wykonywaliśmy powierzone zadania. Żołnierze mieli przeświadczenie, że leserstwo nie wchodzi w rachubę, Kazio dotrze każdego łamagę. Sam, co prawda bez rynsztunku, nie szczędził sobie wysiłku fizycznego. Nasz pluton zajmował czołowe miejsce w wyszkoleniu bojowym, a przy tym wykazywał się najmniejszą liczbą ukaranych aresztem, Zakazem Opuszczania Koszar czy pracami poza kolejnością. Pamiętam przypadek, kiedy w czasie ćwiczeń polowych przybiegł łącznik oficera dyżurnego z rozkazem komendanta szkoły o natychmiastowe stawienie się u niego naszego dowódcy. Jego mina nie była najciekawsza, a my spodziewaliśmy wszystkiego najgorszego, a nuż, to z naszej przyczyny wezwano Kazia na dywanik komendanta? Riposty żadnej nie było, a my staraliśmy się nie podpadać. Nasz Kazio potrafił skarcić żołnierza, jednak czynił to czystym językiem bez używania wulgaryzmów, a te dość często i łatwo przechodziły przez usta innym przełożonym.
Kiedy odchodziłem do rezerwy, w drodze na dworzec w Prudniku poszedłem do mieszkania pana porucznika, by się z nim pożegnać. Drzwi otworzyła mi żona pana porucznika, informując, że męża nie ma. Poprosiłem, by pozdrowiła i pożegnała go ode mnie. To był ostatni pośredni kontakt z moim dowódcą.
13 lipca zadzwonił do mnie kolega Edmund Łącki z wiadomością, że Kazimierz Poreda nie żyje – zmarł w piątek 12 lipca 2013 roku. Zrobiło mi się bardzo smutno, że na tej ziemi już się nie zobaczymy.
Pogrzeb z ceremoniałem wojskowym odbył się 22 lipca 2013. Msza święta odprawiona została w kościele garnizonowym p.w. Matki Boskiej Ostrobramskiej przy ulicy Kaliskiego 49 w Warszawie. Jest mi niezmiernie miło, że podczas ceremonii pogrzebowej przeczytano fragment z mojej książki „Na ścieżkach wspomnień…” odnoszący się do mego dowódcy: Panie pułkowniku, pod Pana rozkazami służyło setki żołnierzy i ma Pan prawo nie pamiętać jakiegoś Zielińskiego. Zapamiętałem Pana jako wymagającego dowódcę i porządnego człowieka, który mógł być wzorem dla pozostałej kadry dowódczej. Takiego Pana zapamiętam prosząc Miłosiernego Boga o Wieczne Spoczywanie.
Pochowany został na Cmentarzu Powązki Wojskowe, a …nad grobem mu strzelali ołowiem i prochem…

Gdańsk 1 sierpnia 2013 Edmund Zieliński

PS. Do nekrologu pozwoliłem sobie dopisać datę i miejsce urodzenia ś.p. Kazimierza Poredy








Pułkownik Kazimierz Poreda 


Ciechocinek - Kazimierz Poreda z żonką na kuracji 



Spotkanie oficerów rezerwy - pierwszy z lewej pułkownik Kazimierz Poreda



W Prudniku. na przepustce - pierwszy z lewej Edmund Zieliński z kolegami z Tczewa. Najniższy nazywał się Jędrzejewski  



Pierwszy tydzień w wojsku  - kolega Artuna ze Zblewa  i ja. W tle budynek naszej kompanii 




Przysięga na sztandar jednostki - pierwszy z lewej E. Zieliński z kolegami z różnych kompanii Podoficerskiej Szkoły Łączności i Szkoły Podchorążych Rezerwy na stadionie w Prudniku



Drugi z prawej E.Zieliński - z kolegami na przepustce w Prudniku. Pierwszy z lewej Henryk Kisiel z Katowic. Najmniejszy - Jędrzejewski z Tczewa. 

To mój przyjaciel Rudolf Kuś z Katowic 

Kolega Henryk Orczechowski z Pinczyna

dalej »