TADEUSZ MAJEWSKI. ALBUM ZBLEWSKIEGO DWUDZIESTOLECIA II RP |
wtorek, 17 styczeń 2012 | |
Nieraz odkrywamy czy znajdujemy coś przypadkowo. Skamienielinę, odcisk palca na gotyckiej cegle, stare zdjęcie. Ale najbardziej cieszy, gdy jest to odkrycie jakby przez nas wywołane. Tak było z odkryciem niezwykłych i bardzo istotnych dla historii Zblewa zdjęć, jakie znajdują się w albumie rodziny Piotrzkowskich. Po publikacji materiału Edmunda Zielińskiego pt. „Zblewski handel w połowie XX wieku” w grudniowym numerze „KZ” zgłosił się Krystian Piotrzkowski. Był rozżalony, że w tekście nie ma mowy o jego pradziadku Leonardzie – przedwojennym zblewskim rzeźniku (nie było mowy, gdyż pan Edmund pisał o handlu powojennym)... Pojechałem do Jezierc - do rodziny Piotrzkowskich. Przeglądałem zdjęcia w rozłożonym na stole rodzinnym albumie z rosnącym zdumieniem. Takie odkrycie w ciągu 20 lat zdarzyło mi się tylko raz – u pani Rybickiej w Bobowie. O tym, co przedstawiają zdjęcia, mówili mi Waldemar Piotrzkowski – wnuk Leonarda i Wiktorii, Halina (ur. w 1936 r.) – synowa oraz wspomniany wyżej Krystian – wnuk Haliny. Porobiłem zdjęcia ze zdjęć. Najciekawsze umieściłem już na stronie www.zblewo.pl, z grubsza starając się zachować układ chronologiczny (po doprecyzowaniu czasu ich powstania przestawię kolejność). Niemniej już wyszła z tego 20-letnia historia polskiego Zblewa jak gdyby w niemieckiej ramówce. Leonard i Wiktoria Jedno z najstarszych zdjęć przedstawia dom Wiktorii Brzoskowskiej („ulica Główna, za Maksem Gillą”), w którym mieściła się piekarnia. Po wyjściu za mąż za Leonarda Piotrzkowskiego, który przybył z Nowej Wsi Rzecznej do Zblewa w nieznanym rodzinie roku, piekarnię zlikwidowano, a otworzono sklep mięsny, natomiast od strony podwórza - co wynika ze zdjęć - ubojnię. Wiktoria i Leonard wzięli ślub w dniu 5 listopada 1919 r. w USC w Zblewie. Akt ślubu informacje, że Leonard urodził się w dn. 28 czerwca 1889 r. i był rzeźnikiem, natomiast Wiktoria urodziła się 26 lutego 1899 r. Na stronie internetowej gminy jako pierwsze dałem zdjęcie przedstawiające żołnierzy pruskiej armii z 1916 roku. Najprawdopodobniej jest na nim Leonard, gdyż co by to zdjęcie robiło w albumie? Brzoskowscy byli majętną rodziną. W tamtych czasach zapewne piekarnia ze sklepem przynosiła niezłe dochody. Leonard Piotrzkowski też nie narzekał na brak pieniędzy. „Kiedyś tak było – komentowała zdjęcia ślubne pani Halina – że zawsze bogaty żenił się z bogatym”. Na takie dictum odpowiedziałem pytaniem: „Czy dziś jest inaczej? Czy kiedykolwiek było”. Leonard Piotrzkowski był postawnym mężczyzną o regularnych rysach twarzy i przenikliwym spojrzeniu. Nic mu nie odbierała przedwczesna łysina. Wiktoria z 1918 roku była kobietą puszystą. Na zdjęciu wykonanym w jakimś atelier około 1914 roku jest jeszcze szczupła. Nieźle im się powodziło Zakład masarski ze sklepem musiał znakomicie prosperować. Według rodziny Piotrzkowscy byli jednymi z najbogatszych zblewiaków. O ich zamożności świadczą zdjęcia przedstawiające dwa samochody. Osobowy był podobno pierwszym w Zblewie. Na zdjęciu stoi na podwórzu, na zapleczu masarni, a siedzi w nim aż siedem osób (czwarty od lewej to Brunon, syn Leonarda, później mąż pani Haliny). Te siedem osób to drużyna strażaków. Niektórzy mają niespotykane dziś sumiaste wąsy. Strażacy podobno przyszli na podwórze Piotrzkowskich, by sobie zrobić takie właśnie paradne zdjęcie w aucie. Znawcy starych samochodów z pewnością określą, jaki to model. Zdjęcie przedstawiające samochód dostawczy bardzo wyblakło. Zupełnie jakby nie chciało trzymać wyrazistości utrudzonego pojazdu, który regularnie rozwoził produkty z masarni do Starogardu i Tczewa. Firma musiała być spora. „Była ubojnia, masarnia i sklep, tak jak aktualnie firma Heroldów” – zauważyli Piotrzkowscy. Zaskakują nietypowe pamiątkowe zdjęcia z bykami. Zapewne miały one uwiecznić chwałę przedsiębiorstwa. Przy okazji - to jeszcze jedno świadectwo zamożności, no bo kogo wtedy było stać na robienie takich zdjęć czy wynajmowanie fotografa? Niezwykły dokument Zdjęcia w rodzinnym albumie Piotrzkowskich są z uwagi na swoją tematyczną różnorodność niezwykłym dokumentem pod każdym względem. Niektóre przedstawiają architekturę miejscowości, która już wtedy będąc miasteczkiem udawała wieś, inne to świadectwa ważnych wydarzeń państwowych obchodzonych w w Zblewie – na przykład przemarsz patriotyczny bodajże Związku Powstańców i Wojaków czy uroczystość z okazji dziesięciolecia II Rzeczpospolitej (Leonard stoi drugi od prawej), jaka miała miejsce w dużej sali z teatralną sceną, o czym świadczy budka suflera. Jeszcze inne to świadectwo życia codziennego: przejażdżka bryczką ulicą Główną, spotkanie towarzyskie – rozmowa Leonarda Piotrzkowskiego z księdzem („Leonard dużo dawał na kościół”), zrobione na pamiątkę przed pomnikiem Matki Boskiej postawionym w 1922 roku po wojnie z bolszewikami („przy pomniku stoi Leonard – musiała być jakaś rocznica”). Zdaje się, że pomnik był wyższy niż ten dzisiejszy – można porównać. Wreszcie ten album to kapitalny katalog mody. Na jednym ze zdjęć w białym stroju stoi Wiktoria, w ciemnym pani Kamińska ze Starogardu, jej siostra. Podobnie jak na innych zdjęciach dokładnie widać zdobienia sukni, niemające nic wspólnego ze strojami regionalnymi. Jakieś zdobione kołnierzyki, koronki, różnej długości korale. Na niektórych zdjęciach fascynują długie, obszerne płaszcze, czapki, muszki, wysokie obuwie, no i oczywiście jakże inne niż dzisiaj fryzury pań. Wiktoria dała Leonardowi sześcioro dzieci Leonard miał tytuł rzeźnika. Zatrudniał czeladnika i trzech uczniów. To on najprawdopodobniej prowadził interes. Wiktoria zajmowała się dziećmi. Na jednym ze zdjęć siedzi na krześle trzymając chłopca, a stoją przy niej trzy kobiety – według Piotrzkowskich były to: opiekunka do dzieci, kucharka i sprzątaczka. Wiktoria urodziła Leonardowi sześcioro dzieci: córkę i pięciu synów. Oto kolejność według starszeństwa. Kazimierz („podczas wojny szedł z polskim wojskiem, jako polski żołnierz dostał się do Anglii, nie wrócił” - mówiła pani Halina), Wiktor („był w czasie okupacji w Jugosławii, wrócił do Zblewa po wojnie”), Henio („musiał pójść do armii niemieckiej w wieku 18 lat, a zginął w wieku 19 lat – przysłali zdjęcie na pamiątkę; wygląda jak Niemiec”), Łucja („wyszła za mąż za Jerzego Filipowskiego, zmarła w Starogardzie”), Brunon („urodził się w 1932 roku, a ożenił się ze mną w 1955 r.”), Zygfryd – podczas okupacji był dzieckiem, ożenił się, pracował w Polfie. Był już tak blisko W czasie okupacji Leonard Piotrzkowski normalnie prowadził swoją działalność. By tak było, podpisał w 1939 r. listę. Gdyby tego nie zrobił, straciłby firmę i dom. Taki był jego wybór. Oczywiście nie wszyscy mieszkańcy Pomorza otrzymywali takie propozycje. Jedynie ci, którzy mieli "pruskie" korzenie. Tu wróciłem myślami do pierwszego zdjęcia – kim był Piotrzkowski w 1916 roku w armii pruskiej? Wybór, który zemścił się po pięciu latach, gdy do Zblewa weszli Rosjanie. Został z kilkudziesięcioma innymi wywieziony do łagru. Waldemar zna przejmującą historię jego powrotu. Opowiedział mu ją ojciec Józefa Stypy z Pałubinka, który przesiedział w łagrze razem z Leonardem niecałe dziesięć lat (przyjmijmy te niecałe dziesięć lat jako prawdopodobne, może to mieć związek ze śmiercią Stalina). Wracali do Polski wagonami towarowymi. Przed Piesienicą Leonard zmarł (z wycieńczenia, choroby, wzruszenia? - nikt już tego nie powie), a jego ciało wyrzucono z wagonu. A był tak blisko. Wiktoria za ladą Piotrzkowscy z Jezierc nie bardzo wiedzą, co działo się po wojnie z masarnią. Nie ma żadnych opowieści. Pani Haliny nie było przez dłuższy czas w Zblewie. Gdy miała 4 latka, zmarł jej ojciec. Jej matka wyszła drugi raz za mąż za wojskowego i w 1945 roku wyjechali na Śląsk. Gdy jej ojczym przeszedł na emeryturę wojskową, wróciła do Zblewa w 1951 roku. W 1955 r. wyszła za mąż za Brunona Piotrzkowskiego. Wiktoria, zapewne nieświadoma, że jej mąż żyje, przez pierwsze lata socjalizmu pracowała w swoim sklepie mięsnym za ladą. Próbowała prowadzić cały interes, ale bolały ją nogi. Kazimierz, syn mieszkający w Anglii pisał listy, przysyłał paczki i pieniądze, bo nie miała emerytury. W końcu została z córką i zięciem. W 1957 roku sprzedała dom, a GS-y otworzyły w jego części handlowej, czyli w miejscu sklepu mięsnego, sklep monopolowy. Niech pan sprawdzi Takie to wszystko powikłane. Przewijają się zdarzenia, uroczystości, dramaty, zmieniają twarze, mody, kłócą mundury – niemieckie: pruskie, hitlerowskie, polskie. Niby w tych stronach powikłania typowe i przez niektórych potraktowane jako swoista jednoznaczna niejednoznaczność wyboru w tamtym koszmarnym czasie. Waldemar, ostrożnie odrywając jedno ze zdjęć, żeby znaleźć informację o tym, co przedstawia, mówił coś o patriotyzmie Leonarda. No i o tym zdarzeniu... Był czas okupacji. Do domu Piotrzkowskich przyszli jacyś Szarmachowie z synkiem, Henrykiem. Chyba z okolic Starej Kiszewy. Poprosili Leonarda Piotrzkowskiego o przechowanie synka. Sami musieli się ukrywać przed Niemcami. Chłopiec przebywał do końca wojny. W dzień siedział w piwnicy, w nocy pomagał z wdzięczności przy produkcji. To słynny później dermatolog, profesor. Po latach chciał zdjęcie Leonarda Piotrzkowskiego. Waldemar wyjął jedno z albumu i mu je zawiózł. Profesor chciał swoim dzieciom pokazać, kto mu uratował życie. „Jeżeli on żyje, to sporo opowie. Niech pan sprawdzi” - namawiał mnie Waldemar. Fotoreportaż zamknąłem w internecie zdjęciem Henia Piotrzkowskiego w mundurze niemieckim czy hitlerowskim, jak kto woli. Wahałem się, czy je dać. No bo jakoś tak dziwnie. Rzeczywiście, chłopakowi w tym mundurze całkiem do twarzy. Ale to zdjęcie związane z tragedią, przysłane na pamiątkę śmierci, zamykające niemiecką klamrą piękną, 20-letnią historię zblewskiej rodziny Wiktorii i Leonarda Piotrzkowskich. Jeszcze wklepałem w Google wyrazy: profesor Henryk Szarmach dermatolog. Wyszło: prof. dr hab. n. med. Henryk Szarmach Gdańsk. Teraz trzeba zdobyć numer telefonu... Tadeusz Majewski Komentarz Edmunda Zielińskiego e-mailem pisany Dzień dobry Panie Tadeuszu. Gdy Pan pierwszy raz wspomniał o Piotrzkowskich w Jeziercach, ani przez myśl mi nie przeszło, że to może być ród zacnej rodziny ze Zblewa. Pana bardzo interesujący reportaż wszystko wyjaśnił. Wiktoria Brzoskowska - moja ciocia Maria Redzimska była wdową po Brzoskowskim i ponownie wyszła za mąż za brata mej mamy, Franciszka Redzimskiego. Mieszkali przy ulicy Starogardzkiej po lewej stronie (w kierunku Starogardu) zaraz za skrzyżowaniem koło młyna. Nadal mieszkają tam Redzimscy. Pamiętam, że zaraz po wojnie, jeszcze w latach czterdziestych, przyjeżdżał do mojej babci Redzimskiej Pauliny w Białachowie wujek Franek. Przyjeżdżał ciekawym wozem. Była to mała platforma z siedziskiem dla woźnicy, otoczona ażurowymi burtami. Dowiedziałem się, że tym wozem przywoził do swojej ubojni świniaki rzeźnik Piotrzkowski, po uprzednim zakupie u gospodarzy. Samochód ciężarowy służył pewnie do rozwozu przerobów mięsnych. Brzoskowscy mieszkają w Zblewie. Na nowym osiedlu hydraulik Brzoskowski, syn Bolesława, którego mamą była właśnie ciocia Maria. Bolesława brat, Leon, mieszkał w Trzcińsku. Co do samochodu osobowego, czy był pierwszy w Zblewie? Trudno będzie sprawdzić, bowiem znanym przewoźnikiem i właścicielem samochodów był pan Guziński. Miał nawet autobus i woził pasażerów Wolnego Miasta Gdańska i Gdyni - sam mi o tym opowiadał na początku lat 60 XX wieku. Muszę poszperać w moich archiwaliach, może skojarzę z jakimś starym zdjęciem osobę księdza (nazwisko). Wydaję mi się (mogę się mylić), że jest to ksiądz Stanisław Hoffman, wikariusz zblewski, późniejszy proboszcz w Pinczynie (poseł na Sejm II RP). Uroczystości jubileuszowe, scena i budka suflera - to może być u pana Perszonki lub Jasińskiego. Wielu zblewiaków wywieźli Rosjanie do łagrów po wyzwoleniu. Jedni wracali po kilku tygodniach, inni po miesiącach i po latach. Z panem Leonardem mogło tak być, ale nie 10 lat. I z tym wyrzuceniem ciała z wagonu? Kto miał to zrobić, nasi kolejarze? 6 kilometrów od Zblewa? Wiem, że przez jakiś czas masarnia Piotrzkowskich była czynna. Ale czy prowadziła ją pani Wiktoria? Wracając ze mszy świętej szedłem z ojcem do tego rzeźnika i od zaplecza kupowaliśmy "kiszkę", najczęściej wątrobianą (do dziś bardzo ją lubię, ale wyrobioną na starej recepturze). Pamiętam ojczyma Pani Haliny, byłego oficera Wojska Polskiego. Miał sprężysty chód, jak na oficera przystało. Przez jakiś czas jako emerytowany oficer pracował na stanowisku komendanta Straży Przemysłowej w Zakładach Płyt Pilśniowych w Czarnej Wodzie. U Pani Wiktorii Piotrzkowskiej byłem ostatni razem z jej synem a moim kolegą Zygmuntem (Zygfrydem) około 1965 roku. Wyprowadziłem się do Gdyni i kontakty z Brunonem i Zygmuntem były rzadkością. Oczywiście dobrze znałem panią Łucję i Jerzego Filipowskich. Mieszkali w domu przy Bożej Męce na przeciw domu rodzinnego pani Łucji. Co do volkslisty - to był trudny wybór. Moi rodzice i ich rodziny z tej "propozycji" nie skorzystali. Panie Tadeuszu - musi Pan się skontaktować z Panem prof. Henrykiem Szarmachem - będzie to fascynujący reportaż. Pozdrawiam serdecznie Edmund Zieliński |