poniedziałek, 23 maja 2022

Regina Matuszewska nie żyje

 

Droga Pani Regino!

Głośno żyłaś, cichutko odeszłaś. Pozostawiłaś po sobie bardzo bogaty dorobek twórczy. W licznych muzeach, kapliczkach przydrożnych, w kolekcjach prywatnych, a szczególnie w Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie pozostał dorobek Twego artystycznego życia.

Bogu dziękuję, że postawił na drodze mego życia tak zacną osobę, pełną ciepła i dobroci. Nasze liczne spotkania na ścieżkach folkloru i sztuki ludowej to były prawdziwe perełki wspomnień o rodzinnych stronach.  Mile wspominam spotkania w Twoim ogródku wśród kwiecia i opowiadań Twego kochanego Stasia o latach minionych, o Waszych stronach.

Kiedyś nazwałem Cię „Kurpiowską Kociewianką”, bo taką byłaś. Wspominając swoja rodzinną Ziemię kierowałaś wzrok gdzieś za horyzont, do swojej ukochanej wsi Łączki. Dziś spoczniesz w Ziemi której większość swego życia poświęciłaś. Niech Ci ona lekką będzie, a dobry Bóg da przytulny kącik w Niebie i trochę miejsca,  byś dalej Tworzyła kurpiowskie leluje i Kociewskie Madonny.

                                                Spij w Pokoju

                                                                         Edmund Zieliński

 

Ps. Pani Regina Matuszewska z Czarnegolasu zmarła w nocy 5 maja 2022. Pogrzeb miał miejsce w Czarnymlesie  w poniedziałek 9 maja 2022



                         Z pamiętnika Reginy Matuszewskiej.                                            

 

                                                       Część XVIII

                   Stryjek po jakimś czasie uciekł z niemieckiej niewoli, nie sam,  ze starszym kolegą panem Rorkowskim. W nocy przyszli do moich rodziców. Stryjek został u nas, bo na rzece Pisie była granica. Stryjenki zabudowania  stały blisko rzeki, po jej drugiej stronie. Za rzeką byli i rządzili Ruski. Stryjek nie miał możliwości wrócić do rodziny. Babka mieszkała bliżej traktu i tam gorzej  było się ukryć. Stryjek został u nas. Pana Rorkowskiego rodzice skierowali do Galicjanki. Ona była wdową i jej córka też była wdową  - miała czworo dzieci. Musiały sami obrabiać gospodarstwo, a czasem kogo przynająć. Mieszkały na uboczu, przy górkach i laskach. Tam u nich chyba  całą wojnę   nie byli żandarmi. W tych górkach ukrywało się  pięciu desantów. Wykopali sobie jakieś podziemie,  to było trochę później. Tymczasem wymarzone miejsce dla pana Rorkowskiego. Był  dobrym człowiekiem, a rodzinę miał pod Ruskiem i dobrze, że takie miejsce znalazł. Stryjek przepytywał znajomych, czy w pobliżu by nie dostał pracy u Niemców. Poszykowało się nad samą granicą. Tego Niemca pole i łąki szły aż do granicy. Znajomi, stryjka zaprowadzili  do tego gospodarza. Długo tam nie był, może ze dwa miesiące i znów uciekł. Mówił, że tak tam było wszystko niechlujne i brudne, że  nie mógł dłużej wytrzymać. Myśmy się dziwili,  Niemcy to czyściochy. Myśleliśmy, że wszyscy lubią porządek.

                  Znów  stryjek  u nas zamieszkał.   Trochę się bojał, bo u nas różni ludzie przebywali. W końcu znajomi znów wystręczyli  służbę u Niemców. Trochę dalej od nas, może z osiem kilometrów. Niemiec często z frontu przyjeżdżał i sam szukał dobrego parobka. Byli tam jeszcze stare grózki, którzy już nie mogli ciężko pracować. (grózki, to gwarowe uproszczenie  nazwy niemieckich dziadków – Grosvater, Grosmutter – E.Z.) Stryjek im przypadł  do gustu. Był pracowity i sam wiedział co ma robić. Był po szkole rolniczej. Niemka jeździła na zakupy i zawsze stryjkowi jakiś drobiazg kupiła. Stryjek często nas odwiedzał, mnie i siostrom zawsze coś przywiózł. To broszkę, to koraliki, ale najbardziej cieszyliśmy się stryjkowi. Zawsze miał  uśmiech na twarzy i lubił z nami dokazywać.

                    Jednego razu nad ranem usłyszeliśmy wielki grzmot, który się nie urywał. Ojciec mówi, coś się dzieje, chyba  to strzelanie, ale nie z karabinów, to jakieś inne działa. W wojnę wiadomości szybko się  przenosiły. Dowiedzieliśmy się, że Niemcy pognali Ruska od rzeki Pisy dalej pod Ruska. Nie była to wielka radość, Niemcy wygrywają, ale nie był to i smutek, bo Ruski przyjaciółmi też nie  byli. Było o czym gadać, kto wygra wojnę. Przychodzili sąsiedzi bez potrzeby, żeby dowiedzieć się jakiejś nowiny. Przychodzili i Prusocki do ojca z robotą. Prusaki, to mówiło się na Niemców, którzy  u nas  w Łączkach gospodarzyli. Po tej wygranej bitwie nabrali pewności siebie. Już nie mówili, że Niemcy zwyciężą. Mówili, że nasi wygrają wojnę. Nie mogli ukryć radości, jaką w sobie czuli. W chłopach byli zajadli politycy, sprzeczali się z Prusackem, że Ruski wygrają. Gadali na Niemców, że jak pójdą do Rosji to umarzną i nie wygrają. Nieraz była  zażarta  polityka. Ludzie czytali stare książki, różne przepowiednie,  tłumaczyli je sobie w różny sposób.  Każdy miał swoje racje. Nie bali się swoich Prusaków, że pójdą naskarżyć do gminy. Znali ich wszystkich przez długie lata i wiedzieli, że byli dobrymi ludźmi. Zdarzało się, z  Polaka zrobił się kapuś, ale o takim daleko się  wiedziało i z takimi ktoś  porządek robił. 

                 Był w sąsiedniej wsi  taki kulawy szewc, było z niego kawał gieroja.  Niemieccy żandarmi do niego przyjeżdżali i wójt. I on ich zawsze  czymś przyjmował. To było we wsi na widoku  i zanim wyjechali od kulawego, już cała wieś wiedziała, że są żandarmi. Kto co miał  do ukrycia, ukrywał, kogoś ostrzegał i każdy był w pogotowiu. Niektórzy kamieni od młynków nie oddali, albo oddali i drugie nabyli. Mój ojciec też tak zrobił. Sami  w konia  w kieracie umiellim  i  ludzie  też u nas mielli. A jak usłyszało się, że we wsi  żandarmi, wszystko się  chowało. Ktoś mówi, że żandarmi  już na drodze.  Matka   kawałek słoniny schowała szybko pod stanik.  Słonina była tłusta  i rozpuszczała tłuszcz. Było widać na sukience.  Szczęście, że żandarmi przyszli po coś do ojca. Coś do szycia mieli. Rzadko do nas przyjeżdżali. Byliśmy pewni, że kulawy (miał drewnianą nogę przywiązaną rzemieniami do tej suchej), że kulawy zrobił dużo dobrego dla ludzi. Ostrzegał przed żandarmami. Jednak komuś się coś nie podobało.  Może  mieli  inne porachunki z kulawym.  Tą całą  rodzinę  znaleźli sąsiedzi zamordowaną. Takich wypadków było mało, ale  różnie się zdarzało.

                        Piosenki ludzie układali o bohaterach wojennych, o różnych tragediach wojennych. Zalasem przy kościele śpiewali  piosenki; „Warszawskie dzieci”, o końcu wojny, o Hitlerze, że przegra wojnę i ośmieszali w swoich piosenka, co było nam wrogie. W nas wstępowała nadzieja, że się ta niewola skończy.

                      Stryjek polubił swoją służbę, dobrze się czuł  na obczyźnie. Tymczasem Rusków już nie było i mógł po cichu przejść rzekę i wrócić do rodziny. Po dłuższym namyśle tak uczynił, wrócił do Honorki i Bronki, której jeszcze nie widział. Kochali go tam  nawet teście, ale on chyba nabrał przez wojnę takiej żyłki włóczęgowskiej. Zaczął przedzierać się przez rzekę i handlował cukrem. Gospodarka szła dobrze, ludzi do roboty było dość. Jednak za dobrze długo nie może być, spalił się im dom i wszystek przyodziewek. Moja matka wyjęła swoje ubiory z szafy i podzieliła  na dwa gromadki. My wyjęłyśmy  korale i broszki i też podzieliłyśmy na dwie części. Mój  ojciec pojechał te dary zawieźć. Na moście  żandarm  legitymował kto szedł czy jechał. Stryjek handlował, ale już  przechodził przez most. Miał znajomego żandarma, zawsze coś mu  dał  i  wiadomych godzinach przechodził przez most. Temu żandarmowi albo za mało dał za, albo się  Niemcowi naprzykrzyło się patrzeć, jak Polak handluje.  W tych  godzinach co stryjek przechodził, posłał drugiego żandarma. Ten zaczął wołać; halt, halt, stryjek nie ustał i zginął niedaleko  swoich budynków.  Wielki żal po nim został, bo wszyscy go lubili.

                     Dziadka Ksepkę też wszyscy lubili i też odszedł od naszej rodziny. Przychodził do nas, zawsze pełen radości. My dzieci  słuchaliśmy jego opowiadań. Mówił z amerykańska i trochę gładszym językiem niż nasz. Tyle czasów był w Ameryce, zetknął się z różnymi ludźmi, dużo widział. Upajał się swoim krajem, nie wychwalał zamorskich dobroci. Mówił, że w swoim kraju lepszy suchy chleb niż bułeczki w Ameryce.

                    Pamiętam z jego opowieści niektóre szczegóły. Wyjechał do Ameryki młodym chłopcem. Tam poznał babkę i się pobrali, wrócili na gospodarkę babki Pieklik. ( O dziadkach wszystkiego nie wiedziałam. Teraz rozmawiałam z siostrą, ona mówi, że dziadek pracował w hucie żelaza i stali. Tak tam było gorąco, i ich kobiety przychodziły i polewały ich wodą na plecy, żeby ochłodzić przy rozgrzanej stali. Babka wróciła do Polski ponieważ jej siostra zmarła i trzeba było zastąpić ją w gospodarstwie).  Musiało się im nie przelewać, bo dziadek kilka razy jeździł do Ameryki, na kilka lat pracy. Pracował w fabryce długie lata. Był chyba jakimś nadzorcą, bo nawet w niedzielę chodził obejrzeć, czy wszystko w porządku. Opowiadał takie zdarzenie. W niedzielę w samo południe wszedł do hali fabrycznej i zobaczył grupę białych aniołów klęczących. Ukląkł też i wszystko rozpłynęło się. Dziadek mówił, że od tej pory o  dwunastej godzinie zawsze tak robił, że był w kościele. Był dobry i cichy i cicho umarł. W święto Matki Boskiej Rostwornej 25 marca Zwiastowanie.

 

 






czwartek, 24 marca 2022

Recenzja książki "Bytońskie plenery na tle kultury i sztuki ludowej Kociewia"

 Izabela Czogała

Bytońskie plenery na tle kultury i sztuki ludowej Kociewia - recenzja

Słowa kluczowe: Edmund Zieliński, plener, twórcy ludowi, Bytonia, Kociewie

Edmund Zieliński, Bytońskie plenery na tle kultury i sztuki ludowej Kociewia, Gdańsk 2020, wydawca: Drukarnia SOWA Warszawa, ISBN 978-83-928148-6-3.


Książka, której podjęłam się recenzji, jest publikacją przybliżającą czytelnikowi cyklicznie odbywający się od 2007 roku Plener Artystów Ludowych Pomorza. Wydarzenie kulturalne, o którym mowa, rozgrywa się zawsze latem w Bytoni na Kociewiu. Skupia w jednym miejscu różnorodne grono twórców, a także osób im sympatyzujących oraz zainteresowanych ich twórczością. Od 2016 r. kończy się on Jarmarkiem Kociewskim zorganizowanym w Wirtach. Recenzowana książka zawiera zagadnienia związane merytorycznie z kulturą regionu, opisy działań około plenerowych, podsumowanie czternastu plenerów, które odbywały się nieprzerwanie do 2020 r., a także omówienie ich uczestników na przestrzeni tych lat. Począwszy od pierwszego do ostatniego spotkania twórców Edmund Zieliński zawsze pomagał przy ich realizacji oraz stale skrzętnie notował najważniejsze informacje w swoim pamiętniku. W 2007 roku ś.p. senator Andrzej Grzyb zwrócił się z prośbą do E. Zielińskiego o napisanie publikacji omawiającej bytońskie plenery na zakończenie ich X edycji. Ostatecznie do zarchiwizowania dotychczasowych wydarzeń zmobilizowało go zdiagnozowanie poważnej choroby.

Publikacja została zrealizowana przy wsparciu finansowym Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego. Projekt okładki opracował Dariusz Rzepa przedstawiając na niej poniżej tytułu kilka kadrów charakteryzujących to wydarzenie kulturalne. Wśród autorów zdjęć ujętych w publikacji należy wymienić: Wojciecha Zielińskiego, Edmunda Zielińskiego, Bartka Fottę, Macieja Tamkuna, Gerarda Sulewskiego, Tadeusza Majewskiego, Krzysztofa Bagorskiego, oraz Tomasza Damaszka.

Autor zaprosił do współtworzenia publikacji grono osób związanych z plenerem ze względu na jego organizację, a także etnografów pracujących na co dzień w muzeach lub skansenach Pomorza. Tworzą oni wspomniane w tytule publikacji „tło kultury i sztuki ludowej Kociewia”. Jako pierwsi zabrali głos współorganizatorzy wspomnianego wydarzenia kulturalnego subtelnie wprowadzając czytelnika w problematykę jego organizacji, jednocześnie dziękując wszystkim przychylnym osobom. Po krótkim wprowadzeniu czytelnik zaznajamia się z kilkoma tekstami autorstwa pracowników różnych muzeów. Wspomniane treści stanowią doskonałe tło edukacyjne o regionie w kontekście rozważań o plenerach i szeroko rozumianej sztuce ludowej. Osadzają plener artystyczny w konkretnym miejscu i czasie, dostarczają niezbędnych treści informacyjnych o nim, a także umożliwiają wypowiedzenie się samym jego uczestnikom. We wnikliwy i zrozumiały dla odbiorcy sposób zostały omówione problemy i przemiany kultury ludowej z zaznaczeniem jej niezaprzeczalnej wartości. Dodatkowo czytelnikowi została przedstawiona dość drobiazgowo historia haftu na Kociewiu. Tę dziedzinę rzemiosła reprezentuje co roku znaczna część uczestników pleneru, dlatego zasadne jest bliższe omówienie tego zagadnienia. Artykuły są opatrzone niewielką, ale jakże wymowną ilością fotografii.

W książce nie został wprowadzony podział na konkretne rozdziały, więc pozwoliłam sobie zrobić to intuicyjnie. Na drugą część składają się opisy poszczególnych plenerów, które pochodzą w dużej mierze z pamiętnika autora. Szczegółowe opisy tych wydarzeń nadają tej części wymiar swoistego kalendarium. Ujawnia się w nich malownicze pióro oraz zamiłowanie autora do archiwizacji. Zamieszczone zdjęcia doskonale oddają twórczą atmosferę plenerów, a także są historycznymi ujęciami niekiedy nieżyjących już twórców.

Kolejną grupą jest zbiór tekstów omawiających wydarzenia, osoby oraz miejsca mające wpływ na kształtowanie się i wydźwięk plenerów artystycznych. Czytelnikowi dostarczane są treści, które stanowią poboczny, ale jakże ważny kontekst dla spotkań twórców. Przykładowo miejscowość Białachowo i upamiętnienie miejsca kaźni Żydówek wpisało się w program XI pleneru, Drugie Walne Plachandry zaistniały w czasie XIII pleneru, Piotr Wróblewski związany z regionalizmem kociewskim odgrywa ważną rolę zwyczajowo biorąc czynny udział w corocznych wydarzeniach, natomiast Bernard Damaszk orędownik kultury i sztuki ludowej Kociewia był stałym bywalcem plenerów. Niniejsze opracowania należy również zaliczyć do wątków wpisujących się w historię plenerów. Słuszną intencją autora było wspomnienie powyższych zagadnień dla zachowania o nich pamięci.

Czwarta część książki opisuje rozmaite działania pozaplenerowe. Wpisuje się tutaj nie tylko działalność, nierozerwalnie związanej z plenerem, szkoły w Bytoni i jej uczniów. W sposób drobiazgowy zostały udokumentowane pozytywne rezultaty wynikające z organizacji tytułowego przedsięwzięcia. Czytelnik posiada możliwość ocenienia ile korzyści dla regionu przysporzyli twórcy poprzez swoje całoroczne zaangażowanie w propagowanie sztuki ludowej. Przeciętny mieszkaniec regionu nie ma możliwości zgromadzić tak rozmaitych informacji o tym, co dzieje się w życiu uczestników plenerów poza jego trwaniem, dlatego niniejsza część jest wartościowym opracowaniem traktującym kompleksowo wspomniane wydarzenie. 

Notki biograficzne uczestników stanowią następny dział. Nie są one potraktowane w sposób sztampowy. W tym miejscu oprócz niezbędnych faktów z życia danej osoby  mamy możliwość zaznajomienia się z ciekawostkami z jej życia oraz twórczości. Niektóre zapisy są potraktowane dość osobiście przez autora, a nawet przybierają swobodną formę wypowiedzi, ponieważ poprzez swoją działalność artystyczną i pełnione na przestrzeni lat publiczne stanowiska zdążył ich wszystkich poznać, a nawet się z nimi zaprzyjaźnić. W niektórych przypadkach artyści zabrali głos przywołując samodzielnie swoje biogramy. Z tej też przyczyny niektóre życiorysy artystyczne są esencjonalne, a niektóre bardzo rozbudowane.

Na poparcie powyższych treści dodam, że E. Zieliński jest uczestnikiem i współorganizatorem rozmaitych imprez folklorystycznych dla twórców ludowych, jednak współcześnie już zdecydowanie częściej spogląda na nie z perspektywy członka jury. Może poszczycić się mianem Honorowego Obywatela Gminy Zblewo i Przyjaciela bytońskiej szkoły, z którymi to miejscowościami jest sentymentalnie związany. Niedaleko ich istnieje również kociewska wieś o nazwie Białachowo, gdzie urodził się autor publikacji (03.06.1940 r.). W 2021 roku obchodził 60-lecie swojej twórczości artystycznej, do której należy zaliczyć rzeźbiarstwo, malarstwo na szkle i płótnie. Poza tym z wielkim powodzeniem zajmuje się publicystyką, a także pisaniem wierszy.

Niniejsza książka jest jedną z siedmiu, które dotąd napisał. Jest on moim zdaniem ostatnim autentycznym twórcą ludowym na Kociewiu, który tworzy jeszcze w duchu pierwotnej sztuki ludowej. Jego artystyczna działalność, udział m.in. w konkursach, festiwalach czy plenerach, a także członkowstwo w różnych towarzystwach wpłynęło na poznanie ogromnej grupy twórców nie tylko z Pomorza. Między innymi z jego inicjatywy powstał Odział Gdański STL im. dr Longina Malickiego, któremu przez wiele lat prezesował. Poprzez zaangażowanie w propagowanie sztuki i kultury ludowej w różnych kręgach artystycznych, zdobył on doświadczenie, które pozwoliło mu na obiektywne spojrzenie względem historii plenerów odbywających się w Bytoni.

Kolejna część publikacji jest zbudowana w analogiczny sposób jak poprzednia z tą różnicą, iż przywołane zostały biogramy nieżyjących lub współczesnych twórców ludowych Kociewia. Z zacięciem pamiętnikarskim autor przywołuje postaci, które są niezwykle reprezentacyjne dla regionu, a ich osiągnięcia stanowią nieocenioną wartość etnograficzną. Zauważalna jest chęć przekazania jak największej ilości danych na ich temat. Zamieszczenie tej części w książce warunkuję kontynuacją treści edukacyjnych o regionie oraz przybliżeniem osobowości, których kontynuacją są dzisiejsi artyści pracujący latem w Bytoni. Niekiedy są ich inspiracją i motywacją do działania. 

Ostatni dział przedstawia treści, które dostarczają czytelnikowi rozmaitej wiedzy o kulturze i sztuce ludowej Kociewia. Jest to zbiór informacji, które można nazwać podstawami wiedzy o regionie. Etnografowie poruszyli w drobiazgowy sposób zagadnienie budownictwa ludowego. W piątym dziale zabrakło notki biograficznej samego autora, jednak zamieszczono ją w rozbudowanej wersji dopiero na samym końcu książki.

Zgodnie z tytułem książki autor stawia w centrum uwagi treści dotyczące rozgrywających się w latach 2007-2020 bytońskich plenerów. Niniejsza publikacja zawiera dużo informacji o historii tego przedsięwzięcia,  poszczególnych plenerach, twórcach ludowych i ich dziełach. Wybrzmiewa niezwykle mocno walor edukacyjny opracowania. Autor porusza zagadnienia z zakresu etnografii, problematyki pojęcia twórcy ludowego oraz treści dotyczących regionu. Każda z części niesie za sobą nowe informacje, które napisane zostały w sposób bardzo zrozumiały i przystępny dla odbiorcy. Czytelnik w miarę postępu czytania publikacji uzupełnia systematycznie wiedzę o powyższe zagadnienia. Nie umyka uwadze pamiętnikarski charakter publikacji przywołujący refleksje, opinie i odczucia autora. Merytorycznego oparcia dla głównej treści dodają wnikliwe i starannie opracowane teksty autorstwa pracowników muzeów, którzy reprezentują różne doświadczenia. Dzięki takiemu doborowi współautorów stworzone zostało oryginalne dzieło o dużym walorze dydaktycznym. Moim zdaniem jest to niezwykle wartościowa i jedyna w tym momencie pozycja książkowa, która w tak szczegółowy sposób przedstawia działalność bytońskich twórców. Poprzez nieskomplikowany język publikację czyta się z przyjemnością.

Autor książki poświęca ją miłośnikom kultury, sztuki ludowej, a także osobom zajmującym się aktualnie rękodziełem. Natomiast osobiście polecam przeczytanie jej dosłownie wszystkim, dla których nieobojętne są podobne temu działania kulturalne, spotkania aktywnych artystycznie osób i istotnych wartości wypływających z ich spotkań. Z powodzeniem niniejsze opracowanie może posłużyć m.in. uczniom, studentom, nauczycielom, regionalistom czy muzealnikom w krzewieniu regionalizmu pomorskiego. Książkę tę serdecznie polecam szanownym czytelnikom, a autorowi życzę wydania jej wersji poszerzonej o kolejne plenery.


Izabela Czogała – ur. 03.03.1987 r. w Starogardzie Gdańskim. Rodowita Kociewianka pochodząca ze Smętowa Granicznego, gdzie mieszka. Tytuł magistra ochrony dóbr kultury uzyskała na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Następnie poszerzała tam swoją wiedzę na studiach podyplomowych w zakresie etnologii. Interesuje się szeroko pojętą kulturą materialną i duchową Kociewia. Od 2013 roku jest pracownikiem Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Członek Trójmiejskiego Klubu Kociewiaków im. Króla Jana III Sobieskiego.


piątek, 31 grudnia 2021

Taki był XV Plener Artystów Ludowych Pomorza

 Bytonia, mała kociewska wieś, a z roku na rok pięknieje, słychać o niej co raz więcej i to same dobre wieści roznoszą się po regionie. Że tak się dzieje, walnie przyczynił się do tego organizowany co roku Plener Artystów Ludowych Pomorza. W tym roku odbywał się po raz XV i trwał od 16 do 22 sierpnia 2021 r.

Z uwagi na panującą pandemię wirusa COVID - 19 otrzymał dodatkową nazwę – hybrydowy. 

Organizator pleneru: Lokalny Ośrodek Wiedzy i Edukacji w Gminie Zblewo w ramach projektu Nr POWER.02.1400-00-1007/19 pn. „Lokalne Ośrodki Wiedzy i Edukacji na rzecz aktywizacji edukacyjnej osób dorosłych 2”

Współorganizatorzy: Publiczna Szkoła Podstawowa im. Edmunda Dywelskiego w Bytoni oraz Nadleśnictwo Kaliska.

Patronat merytoryczny: Edmund Zieliński – Honorowy Prezes Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Gdańsku i Pan Andrzej Błażyński – etnolog – emerytowany dyrektor Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie.

Tym razem uczestnicy pleneru pracowali w dwóch miejscach: najodważniejsi, z zachowaniem reguł sanitarnych spotkali się tradycyjnie w szkole, pozostali pracowali w swoich domach stąd nazwa plener hybrydowy.

Uczestnicy pleneru: hafciarki - Błażejewska Bogumiła, Engler Krystyna, Leszman Maria, Nowak Katarzyna, Okonek Barbara, Piotrowska Ewa, Szczepańska Irena (pracowała w domu), Ledwożyw Anna. Malarze – Bagorski Krzysztof, Pawłowska Jolanta, Cherek Renata, Otta Agnieszka, Suszczewicz Karolina. Pisarze ikon – Chwojnicka Krystyna i Włodzimierz Drozd. Rzeźbiarze – Pawelec Marek, Baczkowski Leszek, Zieliński Edmund – rzeźbili w swoich domach.

Plener nieco inny od poprzednich, ale równie bogaty w wydarzenia. 17 sierpnia miał miejsce spływa kajakowy. Zazdroszczę uczestnikom tej wycieczki. Jak cudownie dać ponieść się nurtowi rzeki i delektować się otoczeniem przepełnionym zapachem kwiecia pobliskich łąk urozmaiconym świergotem ptaków. Jakże często sam w dalekiej przeszłości korzystałem z dziadkowej łodzi, by oddać się przyjemnościom wodnego otoczenia. Jak dziś widzę parę perkozów raz po raz znikającą pod wodą, by po chwili wynurzyć się w zupełnie innym miejscu z rybą w dziobie. 

Pięknym wydarzeniem dla uczestników pleneru było towarzyszenie  ze swoimi pracami  VII Regionalnej Bitwie Kulinarnej która miała miejsce w Arboretum w Wirtach dnia 19 sierpnia. Impreza ta odbywała się pod hasłem „ Z Kociewskich pól, łąk, ogrodów i lasów”. Imprezie rej wodzili pani Mieczysława Cierpioł i pan Piotr Wróblewski, a robili to znakomicie. 

Oprawę medialną stanowili; TVP 3 Gdańsk, Radio Gdańsk i Radio Głos z Pelplina. Pojechałem do Wirt w towarzystwie koleżanek z naszego muzeum w Oliwie – pań, Barbary Maciejewskiej i  Ewy Gilewskiej. Kustosz Barbara Maciejewskie znając historię bytońskich plenerów zabrała głos, jakby podsumowując tę wieloletnią już imprezę.

Nasi plenerowicze prezentowali swoje rękodzieło, a biorący udział w konkursie kulinarnym członkowie oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego  przyrządzały kulinaria do oceny. W tych zmaganiach zwyciężyły Kolbudy. 

Na XV – lecie pleneru Piekarnia Cukiernia Kropek pana Piotra Kropidłowskiego ze Zblewa ufundowała pyszny tort – dziękujemy. 

Właściwie mógłbym zakończyć to krótkie sprawozdanie z XV pleneru gdyby nie to, że dopatrzono się gdzieś w zapiskach o moim 60 leciu pracy twórczej. Które w tym roku mi przypadło.  Daleki jestem od przyjmowania zaszczytów, honorów, uważam, że nic takiego specjalnie nie robię, by mnie honorować. Będąc  w Wirtach, zauważyłem, że coś się „święci”, prowadzący zwracają na mnie uwagę, pilnują bym był w pobliżu. Starałem się wymigać, gdzieś tam łaziłem, ale pan Tomek Damaszk nie dał za wygraną i prawie używając przymusu bezpośredniego zaciągnął mnie na podium, gdzie czekali na mnie przedstawiciele władz i organizacji. Przewodniczący Rady Gminy w Zblewie Pan Leszek Burczyk odczytał list gratulacyjny od władz Gminy, wręczył mi ogromny kosz wypełniony smakowitościami, który do mego auta trzeba było zawieźć Melexem. List Gratulacyjny i kwiaty otrzymałem od prezesa ZG ZK-P Pana Jana Wyrowińskiego. Równie piękne kwiaty, miły list gratulacyjny i obraz przedstawiający moje Zblewo autorstwa Krzyśka Bagorskiego otrzymałem od mego przyjaciela Tomka Damaszka – prezesa Zarządu Oddziału Kociewskiego ZKP w Zblewie. Oczywiście były gratulacje i uściski od koleżanek i kolegów uczestników pleneru. Nie obyło się bez udzielenia wywiadu TV Gdańsk i Radiu Głos z Pelplina. Było mi bardzo miło spotkać się z przemiłym zespołem „Lubichowskie Kociewiaki” i zrobić sobie wspólne zdjęcie. Było bardzo miło.

Niestety obowiązki rodzinne zmusiły mnie do skrócenia mojej wizyty w Wirtach. Kiedy już zegnałem się ze znajomymi, Wołodia Drozd, doskonały akordeonista, ze swoja żonką Krystyną zaśpiewali mi sentymentalną piosenkę o rodzinnych stronach, że – „tu jest moje miejsce, tu jest mój ciasny ale własny kąt, tu jest moje miejsce, tu jest mój dom… Dziękuję Wam wszystkim kochani moi Przyjaciele.

    Gdańsk 31.10. 2021                                                        Edmund Zieliński


Edmund Zieliński – Spowiedź życia.


Edmund Zieliński –  Spowiedź życia.

Wywiad jakiego udzieliłem Gertrudzie Stanowskiej, Piotrowi Wróblewskiemu i Tomaszowi Damaszkowi

Już tyle lat poza Kociewiem, choć w stałej łączności przez doroczne plenery i inne imprezy.

Jak to się stało, że chłopak z wielodzietnej rodziny, z małej wioski jedzie w świat i – stopniowo, krok za krokiem – staje się jednym z najważniejszych  twórców ludowych Pomorza Gdańskiego?

Urodziłem się w Białachowie, gdzie mój świat zamykał się na linii horyzontu. Dziadków gospodarstwo pod strzechą na wybudowaniu wsi, las w sąsiedztwie i jezioro dziadków Zielińskich. Śnieżne zimy, zaspy i baraszkujące na oziminach zające, karuzele na zamarzniętym stawie i brzęk dzwonków przejeżdżających drogą sań. A lata? Upalne, śpiew skowronków, rechot żab, szumiące łany zbóż, szeregi żeńców, sztygi na ścierniskach… to było i nie wróci więcej. 

Czteroklasowa szkoła w Białachowie, a po zamieszkaniu w Zblewie  dokończyłem edukację podstawową. Nauka w zawodzie elektryka, elektryfikacja wsi Janowo, praca w Zakładach Płyt Pilśniowych w Czarnej Wodzie. Latem1965 roku przyjechała w odwiedziny do mojej bratowej piękna panienka z Gdyni… i porwała mnie za sobą. Na wsi mieszkałem zaledwie 26 lat, ale to z niej czerpałem wiedzę o kulturze materialnej wsi, zwyczajach, obrzędach, mowie naszych ojców. Od dziecka interesowałem się życiem wsi; jak się orze, bronuje, sieje i kosi, młoci i wypieka chleb, A dlaczego ciocia wiąże ogon krowy do jej nogi podczas dojenia mleka, dlaczego stołeczek do udoju ma trzy nogi, jakim cudem ze śmietany uzyskuje się masło. Przyglądałem się jak wujkowie podczas żniw klepią kosy, jak naprawić grabie, jak się ścina liście z buraków, jak oprawić łopatę w nowy trzonek, jak specjalnym narzędziem wujek wycinał  z klocka drewna poidło dla drobiu. A wykonywane przez wujków tabakiery z brzozowej kory czy cygarniczki (lufki, szpycki) z gałązek wiśni… Każda czynność w gospodarstwie dziadków budziła moją ciekawość. To wszystko przydało się w moim dalszym życiu.

 

Na ile miało na to wpływ miejsce urodzenia i zamieszkania? Kiedy pojawiło się zainteresowanie?

Moje zainteresowanie kulturą i sztuką ludową właściwie istniało od zawsze. No bo obrzędy związane z weselami, pogrzebami, żniwami, wykopkami dotykały mnie od najmłodszych lat, zwłaszcza, że w nich uczestniczyłem. A wspólne śpiewy na ławce przed domem, w lesie czy na łodzi, to było czymś zupełnie normalnym. Dziś nie ma ławek przed domami, a jeśli są, czy ktoś siada na nich z harmonią  w towarzystwie koleżanek i kolegów i umila sąsiadom majowe wieczory tęsknymi piosenkami o sarenkach, leśnikach, miłości i zdradzie… 

Jak  i kto odkrył talent plastyczny a osobliwie – rzeźbiarski? Jaką rolę odegrał w tym p. Giełdon?

Moim nauczycielem w pierwszych latach szkoły podstawowej  był Stefan Gełdon urodzony w Kregu na Kociewiu. W drugiej klasie nasz Pan postanowił zorganizować teatrzyk kukiełkowy z którym zetknął się służąc w II Korpusie Wojska Polskiego we Włoszech pod dowództwem gen Władysława Andersa. Pewnego dnia przychodzimy na lekcje (moja klasa liczyła 5 chłopców – Zygmunt Poćwiardowski, Zygmunt Gołuński, Gerard Bieliński, Gerard Petka i ja), a na ławkach leżą grudy gliny z których mieliśmy ulepić ludzkie główki. Podobno mnie to się udało najlepiej - miałem wykonać jeszcze kilka, które posłużyły do lalek kukiełkowych. I przedstawienie się odbyło. Pamiętam jego tytuł „ O chłopie i jego parobku Jełopie” Aleksandra Puszkina. 

Minęło ponad 10 lat. Była wiosna 1961 roku. Pan Czapiewski – krawiec ze Zblewa, budował dom na rozparcelowanych księżych włókach. Przyjaźniłem się z jego synem Ryszardem, poszedłem na tę działkę i widzę, jak z dołów fundamentowych Rysiu z tatą wyrzucają piękna glinę. Wziąłem do ręki grudkę  gliny i ulepiłem główkę. W tym momencie przypomniałem sobie to zdarzenie ze szkoły w Białachowie. Pan Czapiewski widząc moje „dzieło” powiada – wej, to je czysti nasz wazonik. A Wazonikiem nazywaliśmy naszego księdza proboszcza Alojzego Licznerskiego. Zabrałem kosz gliny do domu i zaczęło się „tworzenie”. Zacząłem od popiersi a skończyłem na jakichś picassowskich przedstawieniach.  

A... czas wojny i powojnia – jak żyło się wówczas rodzinie Zielińskich?

Jak skończyła się wojna, wchodziłem w szósty rok życia. Zdawałoby się, cóż taki malec może pamiętać z tego okresu. Tymczasem pamiętam wiele, i to co sam w swej świadomości zakodowałem, i  to co opowiadali rodzice, starsze rodzeństwo i inni. Bardzo dobrze zapamiętałem moje codzienne spacery z mamą w porze obiadowej do majątku Hermana w Białachówku. Mam niosła dwojaczki z jakąś zupą i ziemniakami. Zapamiętałem grochówkę ugotowaną na wędzonych skórkach wieprzowych. Tata pracował w majątku Hermana przy obrządku świń. To właśnie w kuchni dla świń spotykaliśmy się z Ojcem, gdzie spożywał skromny posiłek. Pamiętam, jak wyjmował z grochówki wędzoną skórkę i dawał mi, bym ząbkami ściągnął resztki tłuszczu, sam zjadał resztę…

W tym majątku pracował też mój brat Jerzy przez rok. W 1944 skończył szkołę w Białachowie i jako czternastoletni chłopiec zmuszony został do pracy w majątku Helmuta Hermana. Pracował przy obróbce ziemi. Zaprzęgał do pługa czy brony woły i obrabiał Hermana pola. 

W majątku pracowały też dziewczyny z Ukrainy. Wieczorami przychodziły do naszego domu i śpiewały tęskne piosenki. Zapamiętałem melodie i w szczątkach słowa, Była tam Wiera, Natasza. One pracowały w oborze przy krowach i dzięki nim mieliśmy w domu mleko, które zwyczajnie podkradały majątkowym krówkom.

Chyba pod koniec  lutego 1945 roku w nocy wpadło do naszego domu dwóch SS manów, świecąc latarkami po oczach kazali nam się natychmiast wynosić i iść w kierunku Starej Kiszewy bo nadchodzą Rosjanie. Oczywiście Ojciec solennie obiecał, że zaraz pójdziemy (doskonale znał język niemiecki, zresztą my też w tym czasie posługiwaliśmy się tą mową). SS mani wsiedli na rowery i tyle ich było widać.  Dla pewności ojciec kazał nam wejść na szopę i tam zakopać się w sianie. Na belce postawił figurkę Matki Bożej z Lourdes (mam ją do dziś), sam odstawił drabinę od drzwiczek i przebywał przez kilka dni u swoich rodziców mieszkających nieopodal. Przebywaliśmy na szopie kilka dni zaopatrywani w żywność przez Ojca. Zrobiła się względna cisza, Niemców nie było widać, zeszliśmy z szopy do domu. 6 marca 1945 roku w godzinach południowych słychać było dalsze wybuchy, strzały, które z każda chwilą zbliżały się do nas. Pokładliśmy się w pokoju na podłodze pobliżu ścian i po chwili słyszymy tupot buciorów i mieszkanie zaroiło się od krasnoarmiejców. Bezceremonialnie szukają jedzenia. Machorku dawaj – któryś krzyczy, Inny znowu – czasy majesz? Chodziło im o tabakę i zegarki. Mama zapytała się – a gdzie polskie wojsko, odpowiedzieli – za try dni budziot, my germańa patapim w morie.  Jak wpadli, tak wypadli. Nadeszły wojska tyłowe. U dziadka w lesie rozlokowała się brygada pancerna, wykopali mnóstwo ziemianek, porobili alejki, prawdziwe miasteczko, był szewc, fryzjer. Nastała inna epoka. 

 Potem decyzja o wyjeździe do miasta. Dlaczego wyjazd?

Kiedy pojawiła się na mojej drodze dziewczyna z Gdyni, zawróciła mi w głowie, miłość, zauroczenie wizją innego świata – musiałem podjąć decyzję, bo moja Danka ani myślała wyprowadzić się z Gdyni. Cóż miałem robić. Wybrałem Gdynię, a przede wszystkim wybrankę serca mego, czego absolutnie nie żałuję, bo dzięki Bogu przeżyliśmy już razem 55 lat i ani nam w głowie zabierać się na tamten świat (nawet się rymnęło)


Dlaczego taka droga zawodowa – ktoś namówił, ukierunkował, pomógł ?

Moje wszechstronne zainteresowania (muzyka, śpiew,  malarstwo, historia, pisarstwo… to sprawiło, że właściwie łapałem się wszystkiego. Nie potrafiłem się ukierunkować, bo i to bym chciał i tamto… i tak wyszło jak wyszło. Wcale nie żałuję. 

No a potem rzeźba- kiedy nastąpił TEN przełomowy moment, ten impuls?

Kiedy nawiązałem kontakt z Wojewódzkim Domem Twórczości Ludowej w Gdańsku, a ściślej z panią Stefanią  Liszkowską-Skurową, z panem Wojciechem Błaszkowskim – etnografami,  i z panem Antonim Mironowskim artystą plastykiem, kiedy przychylnie wyrażali się o mojej twórczości, wiedziałem, że trzeba ta droga podążać. A kiedy  nawiązałem kontakt z Cepelią na początku lat sześćdziesiątych i zakupili ode mnie kilka rzeźb, to utwierdziło mnie w przekonaniu o kontynuowaniu tej działalności. 

Jakieś autorytety twórcze, jakieś inspiracje? Bo, nie da się ukryć, najbardziej znane i rozpoznawalne są rzeźby sakralne... A szczególnie jedna praca...

Na początku mej drogi twórczej stanął na mej drodze Pan Alojzy Stawowy z Bietowa, rzeźbiarz. Coś tam o nim już słyszałem, ale kiedy swego czasu pojechałem do niego z panią Stefania Liszkowską-Skurową, jak bym wkroczył w inny świat. Mnóstwo rzeźb, i ta najstarsza  sprzed wojny – Tadeusz Kościuszko, warsztacik, mnóstwo narzędzi i wszechobecny zapach lipowego drewna. A sędziwy pan z wąsikiem dopełniał całości i utwierdzał mnie w przekonani, że taż tak bym chciał. 

Zacząłem od niewielkich form – szopka bożonarodzeniowa, fragment Drogi Krzyżowej, pastuszek, Matka Boża Lourdes i inne. Początkowe moje rzeźby pozostawały w naturalnej barwie drewna. Kiedy zagłębiłem się w historię rzeźby ludowej w Polsce dowiedziałem się, że była ona zawsze polichromowana. Polichromia spełniała trojaką rolę – konserwowała figurę, podkreślała atrybuty świątka i zakrywała nieudolności warsztatowe twórcy. Przecież dawni świątkarze zwykle byli prostymi mieszkańcami wsi, nie posiadali żadnego wykształcenia plastycznego. Ja też takiego nie posiadam. Lata pracy w kulturze i sztuce ludowej sprawiły, że nie mając dyplomu,  zdobyłem  odpowiednią wiedzę.  

Do tego jeszcze pisarstwo. Skąd pomysł na książki? Skąd zainteresowanie historią, ba pasja wręcz  badawcza i kronikarska?

Skąd zamiłowanie do pisarstwa? To tez jeden z darów Bożych. Mój ojciec, przedwojenny nauczyciel, chodził do szkoły niemieckiej, a mimo to nauczył się pięknej kaligrafii w języku polskim. Gdziekolwiek, czy cokolwiek napisał odznaczało się wyjątkową starannością i pięknym pismem. Starałem się ojca naśladować i w pewnym stopniu mi się to udało. Już w szkole elementarnej na języku polskim z panią Chmielewską starałem się wszelkiego rodzaju wypracowania napisać jak najlepiej i ubarwić swoja wyobraźnią. Pamiętam, że koleżankom ze szkoły średniej pisałem wypracowania, Tylko, że odpowiednie oceny one dostawały, nie ja.

Moim pierwszym artykułem była relacja z zaopatrzenia w wodę dla celów przeciwpożarowych dla wsi Zblewo, którą zamieścił miesięcznik „Strażak”, chyba w 1962 roku. Pisałem do: Twórczości Ludowej, Dziennika Bałtyckiego, Pomeranii,  Kociewskiego Magazynu Regionalnego, Gazety Kociewskiej i innych pism. Napisałem kilkaset felietonów o różnej tematyce, w zasadzie związanej z regionem, jego kulturą i sztuką. W pewnym momencie postanowiłem ten cały materiał zgromadzić… i napisałem książkę „Na ścieżkach wspomnień…” w dwóch tomach. Potem były następne – „Drogi Krzyżowe Kaszub i Kociewia”, Ołtarz papieski dłutem rzeźbiony”, „Z rodu Stachowiaków”, „Moje życie we wspomnieniach”, „Z  Kręga przez Sant O`mero do Nowego” i ostatnia –„Bytońskie plenery na tle kultury i sztuki ludowej Kociewia”.

No i tytuł Honorowego Obywatela Gminy Zblewo. Jakie były pierwsze odczucia na wieść o tym?

O tym, że w Urzędzie Gminy w Zblewie starają się o nadanie  mi tego zaszczytnego tytułu dowiedziałem się od szefowej USC pani Hanny Dunajskiej. Byłem kompletnie zaskoczony i zdziwiony, że ja? A to nie ma bardziej zasłużonych? Odmówiłem. Ale to na nic, bo jednego dnia przyjechał do mnie pan wójt A. Gajewski i tak mnie przekonywał, że uległem. I stało się. Miałem zostać uhonorowany na uroczystej sesji Rady Gminy w czerwcu 2005 roku. Niestety w tym czasie byłem w Niemczech na etnograficznym spotkaniu. Dyplom Honorowego Obywatela Gminy Zblewo odebrałem z rąk wójta A. Gajewskiego w muzeum w Oliwie podczas wernisażu mej wystawy z okazji 45 lecia pracy twórczej. 

Kolejna „przygoda” czyli Stowarzyszenie Twórców Ludowych – jak, kiedy, z jakiego powodu? A dziś, czy Stowarzyszenie się rozwija? Ilu znanych obecnie twórców odkryło i wypromowało? Jaka w tym rola dorocznych bytońskich plenerów?

Jesienią1977roku, w Gminnym Ośrodku Kultury w Zblewie,  którym kierował pan Lech Zdrojewski, odbył się zjazd twórców ludowych Pomorza. W drodze powrotnej – jechałem z paniami Stefania Liszkowską – Skurową, Krystyną Szałaśną i panem  Wojciechem Błaszkowskim (jechaliśmy „Nysą” z Woj. Ośrodka Kultury) wśród rożnych tematów jakie w podróży poruszaliśmy, dominował jeden: trzeba powołać do życia Oddział Gdański Stowarzyszenia Twórców Ludowych, zwłaszcza, że wielu twórców ludowych woj. Gdańskiego należało już do STL. Ja zostałem przyjęty w 1972 roku (Legitymacji nr  262) Organizacja ta powstała w 1968 z inicjatywy Klubu Pisarzy Ludowych na Lubelszczyźnie. Jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy. Z Krystyną Szałaśną zaczęliśmy czynić starania o powołanie do życia naszego Oddziału. Stało się to w grudniu 1978 roku. Nasz oddział STL liczył wtedy ponad 30 członków i byliśmy 15 oddziałem w kraju. Zostałem jego pierwszym prezesem i pełniłem te funkcje w sumie przez 25 lat. Organizacja skupia w swoich szeregach około 2500 członków – reprezentują  rzeźbę, malarstwo, haft, plecionkę, tkactwo, metaloplastykę, muzykę, śpiew, pisarstwo itp.

Pomimo wielu trudności jakie nastąpiły po przemianach ustrojowych, STL cechuje stabilność w działaniu, a uzyskanie członkostwa w tej organizacji świadczy o wysokich walorach artystycznych danego twórcy. Chociaż kryteria decydujące o przyjęciu do STL  uległy pewnej modyfikacji (zgodnie z duchem czasu)w dalszym ciągu dostać się do STL łatwe nie jest. Dzięki organizowanym wystawom, konkursom, plenerom, wielu twórców ludowych zasiliło szeregi naszej organizacji. Najlepszym przykładem jest plener w Bytoni, dzięki któremu wielu uczestników tej imprezy może poszczycić się legitymacją STL – Krystyna Engler, Leszek Baczkowski, Marek Pawelec, Ania Ledwożyw, Maria Leszman, Katarzyna Nowak i inni. 


A jak to jest z tą sztuką ludową – zmienia się? Gdyby porównać tę dawną z dzisiejszą, to...?

Na to pytanie powinni odpowiedzieć znawcy przedmiotu – etnografowie. Podpierając się długoletnim doświadczeniem, obcowaniem z kulturą i sztuką ludową, doświadczając licznych kontaktów z etnologami i to z najwyższej półki, a zwłaszcza obcując w tym środowisku przez 60 lat, ośmielę się ocenić pokrótce stan kultury i sztuki ludowej na przestrzeni przeżytych lat. 

Pojęcie twórca ludowy czy sztuka ludowa w całej rozciągłości przystawało do czasu kiedy zaczynałem tworzyć. To był zupełnie inny świat pod każdym względem. Zblewo – dwa samochody osobowe, kilka motocykli, mnóstwo wozów konnych, radiofonia przewodowa, telefony na korbkę, telewizory - jeden w geesowskiej świetlicy drugi w świetlicy gminnej. I tutaj, w tej scenerii, do Zielińskiego bardzo pasował tytuł twórcy ludowego. Jednak z roku na rok przy galopującym postępie technicznym, wzrastającej świadomości społecznej wynikającej z coraz lepszego wykształcenia społeczeństwa i zbliżenia międzyludzkiego na poziomie nie tylko krajowym, twórca ludowy również dążył w swej dziedzinie do współczesnych realiów. Kiedyś rzeźbiarz ludowy wykonywał swe prace na potrzeby wsi, bliskich, swego kościoła, z potrzeby serca. Dziś w większości tworzy się na potrzeby mieszkańców miast, gdzie prosta w swej formie rzeźba jest ozdobą współczesnego mieszkania. Rzadko wykonana na zamówienie przydrożna kapliczka spełnia rolę kultową – takie czasy. 

Teraz zaś, w mieście – jak się żyje i pracuje? Jak wygląda dzień, tydzień? A jak wyglądał dzień jeszcze wcześniej, w czasach aktywności zawodowej? 

Kiedy pracowałem zawodowo, bardziej mnie absorbowała moja twórczość niż wykonywany zawód. Każdą wolna chwilę od zajęć, wolny dzień, urlop poświęcałem mej twórczości, na wyjazdy w teren do twórców, na konsultacje, zajęcia w szkołach, na plenery itp.  Dziś, mając już 81 lat nie zwalniam w swej aktywności ani na chwilę. W dalszym ciągu operuje dłutem, pędzlem czy piórem. 

No właśnie- rodzina... Jak zareagowała na twórczość? Wspierała czy też może... nie zawsze?

Od samego początku mej twórczej drogi moi najbliżsi i znajomi z pełnym poparciem i zrozumieniem traktowali moją twórczość. A byli i tacy co zainteresowali się bliżej rzeźbą tworząc przyzwoite dzieła: moi bracia Jerzy i Rajmund, Stanisław Plata i Marek Pawelec.  

Czy z tej twórczości był też jakiś pożytek inny niż satysfakcja?

I satysfakcja i pożytek. Przez wiele lat współpracowałem z Cepelią, której sklepy sprzedawały moje wyroby. Po przemianach ustrojowych nastąpiła wielka reforma w Cepelii, wiele sklepów uległo likwidacji, a i sama instytucja w szczątkach się ostała.


Na 60 –lecie pracy twórczej został Pan uhonorowany nagroda MKDNiS a na 40 – lecie nagroda im. Oskara Kolberga. Która z nich wiązała się z większa satysfakcją?


W latach 70 tych ubiegłego wieku, na którymś Festiwalu Folklorystycznym w Płocku przyznawano nagrody zasłużonym twórcom ludowym. Były państwowe, resortowe, regionalne, branżowe, była też Nagroda im. Oskara Kolberga. Pamiętam, że laureatem tej nagrody był rzeźbiarz z Zawidza Kościelnego Pan Wincenty Krajewski. Wiele już o nim słyszałem, wspaniały rzeźbiarz z wieloletnim doświadczeniem. Mieszkałem z nim w jednym pokoju, dożo opowiadał o sobie. To był bardzo miły starszy pan. Poczęstował mnie miętowym cukierkiem, którego nie zjadłem. Zawinąłem go w dodatkowy papierek i postanowiłem go zachować na pamiątkę (z sympatii do pana Krajewskiego)- mam go do dziś. Pomyślałem wtedy, że nagroda Kolberga to chyba najcenniejsze wyróżnienie dla ludzi zajmujących się kulturą i sztuka ludową, fajnie byłoby taką nagrodę otrzymać. Minęło wiele lat i Zieliński również otrzymał Nagrodę i Medal Oskara Kolberga. Cenię to wyżej, niż „Krzyże Zasługi” i inne nagrody, bo Oskar Kolberg, jak nikt inny, zasłużył się dla dobra naszej kultury ratując od zapomnienia stare pieśni, zwyczaje, mowę naszych ojców,  starą polską tradycję.  


I nadszedł czas na serię pytań z „naj”…


największe artystyczne wyzwanie?

Udział w organizacji i budowie ołtarza papieskiego w Sopocie w 1999 roku, do którego wykonałem 8 rzeźb ludzkich rozmiarów. 

-najbardziej wzruszający moment w życiu?

Było ich trochę – należę do ludzi sentymentalnych, ale najbardziej wzruszyłem się widokiem mojego maleńkiego synka leżącego na łóżku po przywiezieniu z Izby Porodowej w 1967 roku. Był taki maleńki. Poleciłem go myślami Bogu z nadzieją, że wyrośnie na mądrego człowieka.


 największa i najmniejsza praca?

Największą pracą jest figura św. Józefa w kompozycji Św. Rodzina. Matkę Bożą rzeźbił brat Rajmund, małego Jezusa kol. Stanisław Plata. Ten zestaw rzeźbiliśmy do ołtarza papieskiego w Sopocie. Całość chciał rzeźbić brat Jerzy. Niestety gwałtownie postępująca choroba sprawiła, że Jerzy zmarł 2 lutego 1999 roku. Obiecałem mu na łożu śmierci, że wyrzeźbimy św. Rodzinę za niego. Kompozycja ta stoi przy ołtarzu Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Matemblewie. 

- najtrudniejszy moment w życiu?

Trzy lata temu dowiedziałem się, że mam raka jelita cienkiego. To był cios, ale zaraz nastąpiło otrzeźwienie i myśl, że rak to nie wyrok. Poleciłem to paskudztwo Bogu i dzięki Niemu jeszcze żyję. 

To teraz, na koniec:

- ulubiony kolor?  - czerwień

-ulubiony kwiat? – lilie św. Józefa. U dziadków Zielińskich alejki w ogrodzie osadzone były tym kwiatem. 

- ulubiony utwór muzyczny (muzyka)? – muzyka poważna – opera „Straszny Dwór” Moniuszki.  Bardzo tez lubię słuchać zespoły harmonistów Stecia i Wesołowskiego 

- ulubiona książka (autor, rodzaj literatury)? – Trylogia,  Henryka Sienkiewicza, oraz  Robinson Crusoe – lektura mego dzieciństwa.

-gdyby można było zacząć jeszcze raz, to jak pokierowałby pan swym życiem, wyborami? – zapewne wybrałbym etnografię, by penetrować wsie w poszukiwaniu śladów kultury materialnej i ludowej.

- czy czuje się Pan spełnionym artystą? – tak, szkoda tylko, że czas tak szybko upływa.

                                               Pozdrawiam czytelników

Gdańsk 25.10.2021                                                               Edmund Zieliński



Poprosiłem moją wnuczkę Monikę o napisanie zakończenia do mojej książki  "Drogi Krzyżowe Kaszub i Kociewia. Napisała tak:

LEKCJE PISANE PRACĄ TWÓRCÓW LUDOWYCH

Kilka słów na zakończenie lektury.

Kiedy Dziadek poprosił mnie o napisanie zakończenia do tej książki, w pierwszej chwili nie wiedziałam jak podejść do tego zadania. Bohaterami tej opowieści są przecież ludzie znacznie starsi ode mnie, znacznie bogatsi pod względem doświadczenia życiowego. Z czasem, gdy zaczęłam zagłębiać się w lekturę, pomyślałam sobie o pewnych prostych, ale jakże cennych rzeczach, których można się uczyć od twórców ludowych, postanowiłam je spisać w formie kilku krótkich, ale ważnych lekcji.

Lekcja cierpliwości. Z lektury tej książki można nauczyć się tego, że każde działanie wymaga czasu, wielu prób, wielu niepowodzeń, zanim osiągnie się ten zamierzony efekt. Kiedy razem z moim mężem (jeszcze wtedy narzeczonym) załatwialiśmy sprawy przedślubne, ksiądz proboszcz Zenon Górecki (Parafia Świętego Michała Archanioła w Zblewie) powtórzył zasłyszane gdzieś zdanie: „Pan Bóg nie lubi linii prostych. W naturze nie ma przecież linii prostej”. Myślę, że brak linii prostych jest ważny też w pracy twórców ludowych. Niejednokrotnie miałam okazję podglądać Dziadka przy pracy, pamiętam czasy kiedy regularnie rzeźbił w kuchni, a Babcia rozkładała ręce na widok wiórów roznoszących się po całym mieszkaniu. W tej pracy Dziadka każdy ruch ręki był inny, a samo dłuto także nie pozostawiało po sobie linii prostych. Warto zwrócić uwagę na to, że każda linia prosta jest jednakowa z inną linią prostą, zatem ich brak jest tak naprawdę czymś dobrym. Czymś, co nadaje dziełom indywidualny charakter, czymś, co powoduje, że autor może zawrzeć w nich jakąś część swojej duszy.

O liniach prostych można pomyśleć w jeszcze szerszym kontekście. Nasze życie również nie składa się przecież z linii prostych, przeżywamy wzloty i upadki, a nasze drogi do celów – tych codziennych i tych ogólno życiowych – także bywają długie i kręte. Mateusz, mój mąż, zwrócił uwagę na to, że przecież także na urządzeniu monitorującym funkcje życiowe linia prosta oznacza śmierć, a nie życie.

Lekcja celowości. Od twórców ludowych można nauczyć się również tego, że każde działanie potrzebuje swojego celu. Tym celem może być oddanie czci Bogu poprzez twórczą pracę, pozostawienie po sobie czegoś, co mogłoby służyć komuś innemu, lub po prostu być. Sama świadomość celu jest takim paliwem, które pozwala iść pod górę i pokonywać przeszkody, w chwilach zwątpienia i trudu. Wiele takich chwil zostało przecież zapisanych na kartach tej książki, a wszystkie one składają się na doświadczenia ludzi, którzy wspólnie pracowali dla osiągnięcia tego wspólnego celu, jakim było zbudowanie Drogi Krzyżowej.

Lekcja uważności. Chodzi nie tylko o uważność towarzyszącą  pracy rzeźbiarzy, hafciarek, czy innych artystów, ale o uważność w takim życiowym sensie. Chodzi o zwrócenie uwagi na drugiego człowieka, na jego uzdolnienia i wady, zaakceptowanie go takim, jakim jest i pozwolenie mu na realizowanie tego, kim jest, w jego dziełach. Dzięki artystycznej pracy Dziadka wielokrotnie miałam okazję przebywać w środowisku twórców ludowych, i w dużej mierze odbieram to środowisko jako bardzo otwarte, nie dyskryminujące drugiego człowieka. Niepełnosprawność fizyczna lub intelektualna, czy inne niedomagania, nie mają tutaj żadnego znaczenia – świadomość wspólnych celów, oraz wzajemne zrozumienie, przełamują bariery, z jakimi często można spotkać się w codziennym życiu.

 Lekcja nieanonimowości. W dobie Internetu człowiek coraz częściej pragnie pozostać anonimowy i roztopić się w tłumie. To błąd, bo przecież każdy z nas jest wyjątkową indywidualnością, nie ma drugiej takiej na świecie. Twórcy ludowi nie boją się pokazywać tego, kim są, w co wierzą, co jest dla nich ważne,  i każde swoje dzieło podpisują zwykle imieniem i nazwiskiem.

Lekcja miłości. Ostatnia i myślę, że najważniejsza. Ostatecznie znajomość celu i cierpliwość nie wystarczają do tego, aby czerpać radość z tego, co się robi, aby pokonywać codzienne trudy i piąć się w górę. Trzeba po prostu kochać to, co się robi i otaczać się ludźmi, którzy kochają nas, wspierają w codziennych wyborach, ale także potrafią upomnieć w chwilach, kiedy zachodzi taka potrzeba.

                                                                                                                Monika Pawelec


i









 

poniedziałek, 4 października 2021

Pamiątkowy album od Przyjaciół

 Była niedziela 12 września 2021 roku. W ogródku etnograficznym przy muzeum w Oliwie odbyła się miła uroczystość. Od kilku lat Oddział Gdański Stowarzyszenia Twórców Ludowych wraz z Oddziałem Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku, organizuje Dzień Twórcy Ludowego. W czasie tej imprezy czynne są stoiska członków O/STL z wyrobami rękodzieła ludowego. Przy okazji prezes oddziału składa sprawozdanie  z działalności, są  nagradzani twórcy za swoją działalność, występuje jakiś zespół folklorystyczny, jednym słowem jest wesoło. W tym roku organizatorzy postanowili, że głównym punktem tej imprezy będzie uhonorowanie 60 lecia mej działalności twórczej na polu upowszechniania kultury i sztuki ludowej. Zrobiono mi nadzwyczaj miłą niespodziankę, bo było mnóstwo życzeń, podziękowań, pęki kwiatów i mnóstwo pięknych upominków. Zjechało się bardzo wiele osób związanych z moją działalnością. Byli ci, od których się wiele nauczyłem - muzealnicy, etnografowie, pedagodzy, jak również ci, którym posiadaną wiedzę i umiejętności przekazywałem na przestrzeni lat na różnego rodzaju warsztatach i spotkaniach. Wśród wielu prezentów najmilszym okazał się album pamiątkowy z licznymi zdjęciami i wpisami moich przyjaciół. Wręczyła mi go serdeczna koleżanka - etnolog Barbara Maciejewska, która, jak się okazało, była główną inicjatorką Tej przemiłej pamiątki. A, że jest to jedyny egzemplarz na świecie, postanowiłem przenieść do mego bloga zawarte w nim serdeczne słowa pod moim adresem.



Z wdzięcznością i serdecznością - przyjaciele

             Okładkę albumu zaprojektowała i haftem kociewskim wyszyła Ania Ledwożyw



Tęskno mi Panie!

Do miejsca urodzenia / do mych pól i lasów /do jezior kochanych / do starodawnych czasów / gdy matka pacierza uczyła / gdy gwiazd się uczyłem od taty - "ta-ta Franek a tamta to Stasiek"moi bracia zmarli przed laty / do skwarnych lat / do szumiących złotych łanów / do wiekowych chat / do mleka pełnych dzbanów / do drabiniastych wozów / do beczących kóz / do śnieżnych zim / i skrzypiących płóz / o, ziemio rodzinna / strony ukochane / powtórzę za Norwidem / tęskno mi Panie.

                                                                                                               E.Z.






                                         


Edmund Zieliński mieszka na Zaspie. Z wykształcenia i zawodu elektromonter, z wewnętrznej potrzeby jest rzeźbiarzem. Tę pasję i potrzebę serca wyniósł z ziemi pochodzenia, z Kociewia. Ani rodzaj pracy, ani miejsce późniejszego zamieszkania nie zatarły w nim pamięci i tęsknoty za miejscem urodzenia. Na ścianie jego mieszkania wisi płaskorzeźba przedstawiająca fragment rodzinnego Białachowa, zagrodę, w której się urodził. To nic, ze nie ma już tego domu. Że także ten dom stary, drewniany, został  zastąpiony, betonowym. Napis na płaskorzeźbie głosi po kociewsku: "Wej. tu żam sia łurodźył". Jest w tym haśle - napisie duma i pamięć. (...) Rzeźbiarz tyle lat mieszkając w Gdańsku, nigdy nie opuścił swojego Białachowa czy Zblewa. Kociewie, ta kraina serca, przyszła wraz z rzeźbiarzem do Gdańska. 

                                                                                 Leon Reszka, "Pomerania" 1992



Rzeźby Edmunda Zielińskiego zobaczyłam pierwszy raz w Teatrze "Miniatura", gdzie współtworzą klimat przedstawienia "Szopka polska". (...) Ich autor ma w swoim odczuciu niepowtarzalny styl . Materia drewna ożywiona jest kolorem - to pierwsze, co uderza. Na wrażenie składa się chyba jednak przede wszystkim surowość. hieratyczność postaci. (...) Ta surowość, prostota - jakże wyrafinowana.

                                                          Ewa Moskalówna  "Głos Wybrzeża" 2.02.1989


                          

                         Jan Vianey , rzeźba Edmunda Zielińskiego znajduje się w kaplicy plebanii

                                           kościoła p.w. Opatrzności Bożej - Gdańsk Zaspa

                   


Twórczość tego rzeźbiarza jest mocno osadzona zarówno w tradycyjnej tematyce ludowej, jak i w bieżącej treści: w zagadnieniach związanych z kulturą narodową. Jego światki nie skostniały w stereotypie, podobnie postacie z obrzędowości ludowej. (...) Forma, mimo uproszczeń ciekawa, niekiedy zaskakująca, zwłaszcza w kompozycjach wielopostaciowych. W ciągu wieloletniej twórczości wypracował swój własny styl - styl w formie, kompozycji, kolorystyce. Ta wierność dobrze pojętemu indywidualizmowi zasługuje na szczególne uznanie. 

                                                                                                    Wojciech Błaszkowski



Zjazd twórców ludowych Ziemi Gdańskiej, Zblewo, listopad 1977. Na pierwszym planie Wojciech Błaszkowski z Stefanią Liszkowską Skurową. Dalej w tym rzędzie Zygmunt Bukowski z żoną i Edmund Zieliński. Po prawej w ciemnych okularach Lech Zdrojewski dyr. ówczesnego Domu Kultury w Zblewie.W futrzanej czapce i białym okryciu Zofia Heise ze Zblewa.




Edmund Zieliński rocznik 1940, realizuje się w wielu działaniach twórczych; maluje na szkle i płótnie, okazjonalnie zajmuje się też grafiką a od kilkunastu lat daje się poznać jako utalentowany i wrażliwy felietonista, pisze do prasy regionalnej, przede wszystkim do "Gazety Kociewskiej" i "Kociewskiego Magazynu Regionalnego" oraz do "Twórczości Ludowej". kwartalnika Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie, który zalicza go do grona najlepszych korespondentów terenowych. Publicystyka  E. Zielińskiego w opracowaniu książkowym, dotychczas rozproszona po różnych czasopismach, to kolejne jego spełnienie twórcze, które pozwala czytelnikowi zagłębiać się w przestrzenie regionalnej kultury ludowej, z perspektywy autora - artysty ludowego, animatora kultury i społecznika.

                                                                                    Krystyna Szałaśna  Gdańsk marzec 2000




         Edmund Zieliński i Krystyna Szałasna w Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Gdańsku

Wartość tej wspomnianej publicystyki jest tym większa, że Zieliński posiada nadzwyczajny dar obserwacji i pamięci, często o sprawach z pozoru nieistotnych, które jednak wprowadzają czytelnika w klimat opisywanych miejsc i zdarzeń. Można powiedzieć, że utrwala w zbiorowej pamięci  ginący świat.

                                                          Kazimierz Ostrowski "Pomerania", grudzień 2010


Uniwersytet nawiązał współpracę z E. Zielińskim już na początku swojej działalności. Dzięki autentycznemu i honorowemu zaangażowaniu E.Zielińskiego oraz jego sprawności organizacyjnej, udaje się organizować w Wieżycy coroczne Plenery Twórców Ludowych i Nieprofesjonalnych Kaszub i Kociewia. Współpraca ta i jej efekty niebyły by możliwe bez aktywności, szczególnej pasji i prawdziwie społecznej postawy Edka Zielińskiego. Niezwykle wysoko cenimy sobie jego pomoc przy organizacji warsztatów malarstwa na szkle. Dzięki prowadzonym przez niego zajęciom praktycznym i części teoretycznej realizowanej przez dr Aleksandra Błachowskiego z Torunia obserwujemy autentyczne odrodzenie kaszubskiego malarstwa na szkle. 

                                                                                          Marek Byczkowski


                                                                               

                                            Marek Byczkowski i Edmund Zieliński


                                     

         Na zajęciach w KUL -u, w szkołach...  Na poniższym zdjęciu nauczycielki - Sabina Domaros ze              szkoły w Gniewinie



                                   

                                                   Koleżanki - Sabina Domaros i Ola Gacek

Pan Zieliński z czarną brodą, wszystko robi ze swobodą. Rzeźbi, maluje, pilnych twórców poszukuje i pięknie gra na fortepianie - jemu przyśpiewują twórczynie panie..."

                                                                                        Anna Basman, Wieżyca 1995


                   Anna Basman z Gnieżdżewa malarka na szkle i hafciarka Zofia Formela z Kartuz

Dziękuję mojemu przyjacielowi, Panu Edmundowi Zielińskiemu za tę publikację, jak i wszelką pomoc, którą od niego otrzymałem. A było jej naprawdę sporo. Doskonale pamiętam rozmowę telefoniczną z panem Edmundem z wiosny 2007 roku, kiedy to zwróciłem się o pomoc w zorganizowaniu pierwszego pleneru. Pamiętam jedo zadowolonie z pomysłu i deklarację pomocy. Jak obiecał, tak zrobił. Pomógł. I tak się zaczęło...

                                                                                    Tomasz Damaszk 

                                


          Uroczyste zakończenie X Pleneru Artystów Ludowych Pomorza w Wirtach, sierpień 2016.

Od lewej dyr. Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie - Andrzej Błażyński, Jakub Piechowiak - leśniczy,  (?), Nadleśniczy Friedel, Edmund Zieliński i Tomek Damaszk
                                                         


                                   

Trudno napisać o Edmundzie Zielińskim w kilku zdaniach. Dlatego napiszę tak jak potrafię i jak On na to zasługuje. Kilka lat temu powiedział do mnie: "Krzysiu, mów do mnie po imieniu". Nie czułem się godny. Ale dziś tu spełnię tę jego prośbę. Od teraz będzie dla mnie Edkiem lub Edmundem. Poznałem go w 2011 roku w Muzeum Etnograficznym w Oliwie na warsztatach malarstwa na szkle, na które przyszedłem wtedy z dziesięcioletnią bratanicą. Jakie było moje zaskoczenie, że pochodzi z Białachowa w gminie Zblewo i jest jej Honorowym Obywatelem. Zaskoczenie było spowodowane tym, że to moje wakacyjne i częściowo rodzinne okolice. Choć mieszkałem w Gdyni, to spędzałem tam całe wakacje. Znaleźliśmy więc wspólny język. Zaprosił mnie wtedy na swój wernisaż. Ponieważ jestem artystą, zaproponował mi udział w plenerze w Wieżycy. Od tamtej pory nasze drogi przecinały się bardzo często, ponieważ był wielokrotnie zaangażowany w lokalne plenery. Również w plener w Bytoni w gminie Zblewo. Już jako mieszkaniec gminy wykonałem portrety honorowych obywateli, w tym oczywiście Edmunda. Były to dwie kopie, jedna do szkoły a druga do Urzędu Gminy. Zrobiłem też trzeci taki sam dla niego w prezencie. Edek Zieliński jest bardzo aktywnym działaczem środowiska artystycznego, jest rzeźbiarzem, malarzem, regionalistą i pisarzem. Przede wszystkim jest dobrym i ciepłym człowiekiem który zawsze interesuje się życiem znajomych i przyjaciół. Rozmowa z nim to zawsze wielka przyjemność. Bardzo się cieszę, że go znam, że miałem tę okazję spotkać go na swojej drodze. Mam nadzieję, że jeszcze długo będzie nam dane spotykać się  przy różnych okazjach. Edek jest człowiekiem z pasją, a z doświadczenia wiem, ze tacy ludzie znajdują siłę wtedy kiedy jest im potrzebna.

Drogi Edmundzie, życzę Ci byś nigdy nie stracił  tej siły twórczej, która prowadzi Cię od lat.

                                                                                          Krzysztof Bagorski


   


                                                                          

                                                                                    


   Gdański Ośrodek Dokumentacji i Nauczania Papieża Jana Pawła II  Gdańsk, sierpień 2013

                               Od lewej Edmund Zieliński, Alfons Zwara i Krzysztof Bagorski


Z IX Pleneru Artystów Ludowych Pomorza:

Głos zabrał też senator Andrzej Grzyb. Prezentują książkę zatytułowaną XX-lecie przeglądu Kociewskich Zespołów Folklorystycznych ku czci Władczyni Kociewia w Piasecznie powiedział: "Warto by napisać książkę o bytońskich plenerach. Stoi obok mnie człowiek mający świetne pióro, pan Edmund Zieliński, namawiam, ny ukazała się publikacja na zakończenie X pleneru".

                                                                                        Wirty sierpień 2015





                            Od lewej:  Edmund Zieliński, Andrzej Grzyb i Tomasz Damaszk 


Drogi Edziu, "Stary Druhu" ciągle młody duchem.

Jak pięknie powiedziałeś w dedykacji ofiarowanej mi książki - łączą nas wspólne zainteresowania - stąd często nasze drogi i dróżki krzyżowały się na wiejskich szlakach  i bezdrożach pięknych Kaszub i Kociewia. Byłeś i jesteś niezrównanym przewodnikiem po tej Ziemi i ludziach, którzy tu tworzą, bo jesteś jednym z nich. Życzę Ci aby Twoja fascynacja rodzimą kulturą, tradycją, sztuką ludową trwała i nadal owocowała, a to co osiągnąłeś budzi podziw i szacunek. 

                                                                                         Elżbieta Ball - Szymroszczyk







                                                       Elżbieta Ball - Szymroszczyk




                Od lewej: Elżbieta Ball - Szymroszczyk,  Danka Niechwiadowicz  i Edmund Zieliński


Dla Pana Zielińskiego bardzo ważna była motywacja i integracja twórcy - młodzież. Bardzo mile wspominam warsztaty w Ośrodku Szkolno - Wychowawczym w Gdańsku Oliwie dla laureatów "Ludowych Talentów" , gdzie poznawali różne arkana sztuki: haftu, rzeźby, budowy instrumentów  ludowych, plecionki oraz ich twórców, między innymi Irenę Szczepańską, Wandę Dzierzgowską, Jerzego Walkusza, Edmunda Zielińskiego i Reginę Białk. Było to coś niesamowitego, zapadającego w pamięć. 

                                                                                                        Regina Białk



                                                                    Regina Białk



Cieszę się, że mam okazję podziękować Edmundowi, a jest za co! Tyle dobra w Twoim - Przyjacielu, działaniu, a zostało nim obdarowanych wiele z nas, między innymi ja - szkólnó od kaszebsczego .
Z wdzięcznością wspominam tę Twoją obecność na organizowanych przeze mnie wystawach twórców ludowych. Pierwszą z nich była Haliny Krajnik - Kostki w łubiańskim kościele. Przyznam, że nie spodziewałam się wówczas przyjazdu wielkiego Mistrza Edmunda Zielińskiego, o którym do tej pory jedynie słyszałam, czytałam... Tymczasem zobaczyłam Twoją wysoką postać w tyle za zebranymi, a wraz z podaniem ręki usłyszałam ciepłe, pełne życzliwości słowa. Odtąd już nigdy nie miałam wątpliwości, że zawsze nogę dzwonić do Edmunda o radę. pozdrawiam tez Twoją Danusię, która nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia , też spieszyła z pomocą: "Już daję Edmunda", A pytań i próśb miałam dość wiele. A to bruskim licealistom potrzebny był materiał o kulturze materialnej Kaszub, a to św. Antoni przed domem Borzyszków w Łubianie wymagał renowacji, a to ...Niczego nie odmówiłeś. Dziękuję za merytoryczną pomoc podczas organizacji finału Ludowych Talentów w bruskim liceum. A Twój wtedy prezent - "Na ścieżkach wspomnień" z Wami artystami z różnych części Pomorza i różnej specjalności. Ubogacałam na nich swoją wiedzę  i łatwiej mnie było dzielić się z nią z moimi uczniami. Ciekawsza jest teraz moja opowieść o Drodze Krzyżowej w Bytoni, figurkach z ołtarza papieskiego w Sopocie, bo przyglądałam się ich powstawaniu albo przeczytałam w Twoich publikacjach . Odnosiłam nawet wrażenie, że chcesz mnie jak najwięcej przekazać.
To dzięki Tobie poznałam miejsce urodzenia Izydora Gulgowskiego i otrzymałam ciekawe materiały. Spoglądam właśnie na Medal  im Teodory i Izydora Gulgowskich, jaki wręczyłeś mi w 2003 roku we wdzydzkim kościółku z okazji uroczystości 25 lecia Oddziału Gdańskiego Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Radość ale i zaskoczenie, bo kto tu komu powinien wręczyć odznaczenie?
Dziękując, życzę Ci, by Twoi następcy przerośli Ciebie - swojego wielkiego Mistrza w artystycznych dokonaniach. Niemal słyszę ich słowa, że to niemożliwe. A ja nadal upieram się przy swoim, że to byłoby dla Ciebie największe odznaczenie. 
Życzę też sobie, bym jak najdłużej mogła słuchać opowieści Edmunda Zielińskiego o pięknie Kociewia i widzieć Jego życzliwą twarz gdy opowiadam o Kaszubach. 
                                                                                               Felicja Baska-Borzyszkowska

   




                                           Edmund Zieliński i Felicja Boszyszkowska


                             Edmund Zieliński podpisuje swoją książkę w liceum w Brusach



                              Felicja Borzyszkowska otrzymuje od Edmunda Zielińskiego ptaszka


Edmundzie, jesteś dla mnie nie tylko wszechstronnym twórcą ludowym, ale można powiedzieć człowiekiem renesansu. Będąc prezesem STL/OG znakomicie opiekowałeś się twórcami wspierając ich, wynajdując nowych  artystów oraz dokumentując ich dorobek. Choć nie na etacie pracowałeś jak my - muzealnicy zbierając sztukę ludową i obiekty etnograficzne, które świadomie przekazywałeś potem do muzeum, w tym wiele do naszego Oddziału Etnografii MNG. Z chęcią edukowałeś dzieci i młodzież podczas zajęć warsztatowych. A Twoja pasja reportera dokumentalisty uwypuklająca się w pisaniu felietonów i wspomnień niejednokrotnie pomagała nam zlokalizować wydarzenia w czasoprzestrzeni związanej ze sztuką ludową naszego regionu. Twój dorobek twórczy jest wielki i trudno go zamknąć w słowa. Jako człowiek zawsze fascynowałeś mnie swoją dobrocią, wielkim sercem, otwartością i życzliwością dla ludzi. Cieszę się, że dane nam  było współpracować z sobą .
Życzę Tobie nadal tak twórczej passy i realizacji kolejnych pomysłów. 

                                                                                    Wiktoria Blacharska











          Wiktoria Blacharska i Edmund Zieliński na uroczystości 50 lecia pracy twórczej Edmunda w Muzeum etnograficznym w Oliwie 2011 r.





Edmund - orędownik i propagator odrębności kulturowej Kociewia, Rzeźbiarz, malarz, pisarz,w końcu nauczyciel: człowiek o wielu talentach. Podziwiam Jego zapał i pełne zaangażowanie we wszystko co robi. Był moim przewodnikiem po ziemi, na której obaj się urodziliśmy, w środowisku ludowych artystów i regionalnych pasjonatów.  Zaradny i troskliwy, przedsiębiorczy i niezmordowany. Z wdzięcznością odnotowuję Jego serdeczność, życzliwość i bezinteresowność. Dotyczy to również Jego rodziny, z którą odczuwam bliskie więzi . Podyktowane zapewne wszechstronnym w ich życiu humanizmem. Edmund - mój przyjaciel.  
                                                                                               Andrzej Błażyński

 






Edmund Zieliński, Andrzej Błażyński i Iza Czogała przy kapliczce Józefa Peki w Białachowie, do której figurkę św. Józefa rzeźbił Edmund Z. 2015 r.




Pan Edmund Zieliński - dla mnie pan Edek, z którym spotkałam się jako nastolatka w Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym podczas pleneru dla twórców ludowych  i malarzy nieprofesjonalnych zorganizowanym przez moich rodziców  - Ewę i Marka Byczkowskich. Tamże pamiętam pana Edka rzeźbiącego ale też podsumowującego spotkania twórcze z ramienia Gdańskiego Oddziału Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Z panem Edkiem połączyły nas bliższe relacje , kiedy przejęłam po mamie organizacje plenerów, ale też warsztatów rękodzielniczych dla różnych grup odbiorców. Wówczas zapraszałam pana Edmunda do prowadzenia zajęć z kaszubskiego ludowego malarstwa na szkle, które organizowaliśmy dla nauczycieli realizujących edukacje regionalną  w szkołach, a także członków rodzin rolniczych z powiatu kartuskiego i kościerskiego. W naszych wspólnych działaniach pojawiły się także warsztaty rzeźbiarskie, na przykład z wykonywania rekwizytów obrzędowych  przez pochody gwiżdży  na Kaszubach. Pan Edek świetnie się odnajduje w roli nauczyciela na uniwersytecie ludowym. Ze spokojem wyjaśnia i pokazuje umiejętności, które mają słuchacze rozwinąć. Pięknie zachęca do pracy twórczej  również, a może szczególnie tych, którzy na starcie twierdzą, że talentu nie mają. W czasie zajęć cudownie wplata różne historie z życia, które wiążą się  z poznawaniem danej dyscypliny rękodzielniczej, albo są po prostu różnymi anegdotkami, które zakotwiczyły się w naszej pamięci. A to początek drogo artystycznej u kogoś, a to dawny zwyczaj, który z naszej pamięci zniknął,  to znów spotkanie człowieka z człowiekiem dające moc wielką, to żart, który wszystkich ubawi, albo tez słowem przywołany zapach i smak dawnej domowej potrawy. Tym samym pan Edek  daje przestrzeń, aby inni mogli do tych wspomnień nawiązywać, rozwijać, dzielić się swoja częścią przeżyć. Ten czas  wspólnego nabywania wiedzy i rozwijania umiejętności wraz z życiowymi opowieściami pięknie wypełnia czas na uniwersytecie ludowym. Czas bycia człowieka z człowiekiem, tu i teraz, przy twórczej robocie. Za to panie Edku bardzo dziękujemy i prosimy o więcej.
                                                                                                            Sulisława Borowska










    W Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym . Po lewej Sulisława, wyżej jej synek Warcisław



Mój Przyjacielu
Szanowny Jubilacie , pozwól, że zwrócę się do Ciebie tymi słowami. Służyłeś mi zawsze życzliwą radą. Z przyjemnością wspominam wspólnie spędzony czas na naszych plenerach. Wśród wielu darów jakimi zostałeś obdarowany niech nie zabraknie cennego zdrowia, abyś mógł nadal wzbogacać nas  swoimi talentami. Jestem tak jak Ty z dziada pradziada Kociewiakiem ze Zblewa.
                                                                 
                                                                                             Leszek Baczkowski



        Leszek Baczkowski ze swoją pracą              Leszek Baczkowski ze swoja żoną w Oliwie 2019 r.
  









Drogi Edku - umiłowany Kociewiaku życzę Ci dużo zdrowia , opieki Matki Boskiej i długiego życia. Jak mnie zawsze nazywasz, Twoja Krewniaczka Krystyna Engler.


                                               Krystyna Engler na plenerze w Bytoni






Poznaliśmy się w Spichlerzu Opackim w Gdańsku - Oliwie podczas przeszukiwania przeze mnie bazy danych Stowarzyszenia Twórców Ludowych Oddziału Gdańskiego. Wtenczas jeszcze byłam studentką toruńskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. W tym okresie Edmund Zieliński jawił się jako współczesny artysta ludowy parający się rzeźbiarstwem. Człowiek niezwykle sympatyczny, przykładający ogromna wagę do wszystkich spraw, które tematycznie łączyły się z kulturą ludową regionu. Zwróciłam uwagę, że był to mężczyzna z ogromną kultura osobistą. Na tamten moment byłoby to wszystko. Minęło kilkanaście lat, a moje zdanie na temat artysty wzbogaciło się uzupełniając całokształt jego osoby. Edmund Zieliński to człowiek działający w sferze artystycznej, publicystycznej, a także kulturalnej poprzez pełnienie na przestrzeni lat zaszczytnych stanowisk. Wszechstronne zainteresowania  m.in. archiwizacją  doprowadziły do stworzenia obrazu artysty - dokumentalisty, który stanowi perfekcyjny "materiał" dla pracy etnografa.

                                                                                                            Izabela Czogała




         Izabela Czogała z Danutą i Edmundem Zielińskim podczas wernisażu wystawy fotograficznej L.             Szakiela w Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie grudzień 2013



Izabela Czogała, Edmund Zieliński i Ewa Gilewska przy kapliczce św. Krzysztofa autorstwa Marka Pawelca. Kapliczka stoi na posesji pana Gumińskiego. 2014 r. 


Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie , wernisaż wystawy prac Reginy Matuszewskiej, marzec 2013.  Od lewej córka R. Matuszewskiej, Izabela Czogała, Edmund Zieliński, Alicja Serkowska, córka Reginy Matuszewskiej, Regina Białk, (?).







                                                         
                                                            Kamila Gillmeister

Odbywałam praktyki w Muzeum Etnograficznym w Oliwie. Miałam niezwykłe szczęście, ponieważ w tym samym czasie w muzeum była organizowana wystawa indywidualna Pana Edmunda, pt.  "Modlitwa rzeźbiarza, Twórczość Edmunda Zielińskiego". Później już pracując w Fabryce Sztuk w Tczewie, współpracowałam z nim przy warsztatach malowania na szkle oraz wystawach etnograficznych.
W  ciemno mogę do niego napisać, zadzwonić, poprosić o pomoc i zawsze ją dostaję. Współpraca z nim jest czystą przyjemnością. W swojej małej kolekcji sztuki ludowej  posiadam kilka prac Pana Edmunda,szczególną uwagę przykuwa kapliczka z dwoma wnękami, w których są umieszczone figury Jezusa i Matki Bożej. Pana Edmunda mogę opisać słowami: dystyngowany, niesamowicie życzliwy i uśmiechnięty, pomocny.

                                                                                                 Kamila Gillmeister


                                        Jarmark Dominikański w Gdańsku - sierpień 2016
Od prawej; Edward Jastrzębski, Regina Białk, Danuta Zielińska, Edmund Zieliński, Ania Ledwożyw, Krystyna Engler, Za Edmundem Zielińskim Jerzy Kamiński.

Edmund Zieliński to twórca ambitny i utalentowany, i yo w wielu dziedzinach sztuki. Ktoś obdarzony tyloma talentami, kiedy je rozwija i pomnaża zasługuje na tytuł "Strażnika Kultury Ludowej Kociewia i Kaszub" 60 lat pracy twórczej Edmunda Zielińskiego wpisuje sie w przypowieść o talentach: "Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cie postawię: wejdź do radości twego pana! (...). Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane...  Edmundzie życzę Tobie dużo zdrowia i dalszych twórczych osiągnięć artystycznych.

                                                                                               Edward Jastrzębski



                                                                   
               Jerzy Kamiński i Edmund Zieliński przy kapliczce Jerzego przy jego domu w Barłożnie. 
                                                                                                               Foto Iwona Świętosławska

Pan Kamiński wita nas serdecznie i zaprasza do ażurowej altanki w ogrodzie, którą zaczyna porastać "Pawełek" - tak te roślinę nazywa gospodarz. po chwili zjawiają się synkowie, a żonka Pana Jerzego przynosi tacę z pachnącą kawą. Obok szumi woda, dająca wrażenie chłodu w ten gorący dzień. 
                                                                                                
                                                                                       "Z wędrówek po moim Kociewiu"
                                                                                                                Edmund Zieliński


           Ania Ledwożyw i Jerzy Kamiński składają gratulację z okazji mego 50 lecia pracy twórczej.

Ktoś powiedział, że jeżeli nie jesteśmy w stanie stworzyć raju na ziemi, to powinniśmy zrobić wszystko by nie zmieniła się w piekło. I za to Edmundzie chciałabym Ci podziękować, że zawsze byłeś i jesteś człowiekiem przez duże C.  Za mądrość, rozwagę, budowanie atmosfery pokoju i porozumienia. Także za to, że po prostu zwyczajnie i bezinteresownie  lubisz ludzi. Takich jak Ty mądrzy tego świata nazywają humanistami. Ja nazwę Cię prawdziwym mentorem i przyjacielem. Dziękuję za lata współpracy, za wszystkie rady i oznaki wsparcia. I z całego serca liczę na więcej.

                                                                                           Anna Ledwożyw



Zakończenie  bytońskiego Pleneru Artystów Ludowych Pomorza w Wirtach. Od lewej - Maria Leszman, Krystyna Engler, Katarzyna Nowak i na przedzie Ewa Piotrowska.


Pana Edmunda Zielińskiego spotkałam na kursie malowania na szkle organizowanym przez Muzeum Wisły w Tczewie. Gdyby nie to spotkanie i pomoc okazana przez pana Edmunda nie mogłabym się tak rozwinąć artystycznie. To właśnie On umożliwił mi poznanie wielu ludzi związanych z kulturą i sztuką Kociewia i Pomorza na plenerach  w Bytoni Zaangażowanie w sprawy kultury ludowej Kociewia i serdeczność okazywana ludziom  przez Pana Edmunda jest zawsze dla mnie wzorem do naśladowania.

                                                                                              Maria Leszman



                                                             Barbara Maciejewska




Niezwykły Kociewiaku
Obdarowany zostałeś wieloma telentami, pięknie utrwalasz to, co  w naszej kulturze jest wartością szczególną.  Można powiedzieć, że zostało powierzone Ci zadanie zawarte w słowach  ?ocalić od zapomnienia". Przywiązanie do ziemi rodzinnej, szacunek z jakim odnosisz się do jej mieszkańców sprawiły, że Twój udział w pielęgnowaniu i popularyzacji dziedzictwa naszego regionu jest bezcenny. Dzięki Twoim przekazom poznajemy obrzędy, zwyczaje, wierzenia, zabawy i codzienne życie naszych ojców. Wyjątkowe zaangażowanie artystyczne swobodnie łączysz z otwartością, chętnie dzieląc się swoją wiedzą i umiejętnościami. Zdolność przyjaznego życia na tej ziemi pośród innych ludzi, wyróżnia Cię w sposób szczególny. podejmowane przez Ciebie działania społeczne i dydaktyczne zaowocowały wieloma cennymi projektami, związanymi z tak ważną dla zachowania naszego dziedzictwa edukacją młodego pokolenia. Jesteś przy tym człowiekiem niezwykle pogodnym, Razem z twoją żoną Danusią stworzyliście dom otwarty, życzliwy, gościnny, w którego progi wstępuje się z przyjemnością. 
"Niech Was Pan błogosławi i strzeże" 
                                                                                         Barbara Maciejewska  








Mirka Moller  z kociewką kapelą w Oliwie 2010 r.






Od lewej senator Andrzej Grzyb, Mirka Moller, Grzegorz Oller, pan Olszynka (brat Józka Olszynki kontrabasisty)  i Zenon Usarkiewicz.

Rok za rokam chutko lejci gzuby roznó nóm wew śwecie
Ba szpacyry łazim czansto, wspóminómy wszystko gansto
Łoj znajómkach wspóminómy, co só łuż po tamty strónie.
My só eszcze tu na świecie  ji trza robić jak Pan zechce.
Ty masz eszczy tyle w glacy, dłubiesz ptaszki no ji dajesz nóm na tacy.
Dzianki za to drogi Panie, masz łod damie łuszanowianie,
za te wszytkie psiankne gadanie, za warsztaty, co je prowadzisz chantnie,
za to życie kolorowe, choć pokrancóne je czasam niespokojne.
Tyleś zdziałał dla Pomorza, dla Kociewia, choć zliczyć tygo niy moga.
No kochany Jubilacie życza zdrowia, zdrowia Ci na dalsze życie.
A gamba mnyj zawdy łuśmiachnianta, bo my Kociewiaki niy lubim smutasów.
Najlepszygo... 

                                                                                             Mirosława Moller

Z okazji Jubileuszu 60 lecia  sympatycznemu koledze Edmundowi  za życzliwe rady i współpracę  podziękowania składa Danuta Niechwiadowicz, życząc długich lat życia w zdrowiu i pomyślności oraz zrealizowania wszelkich planów w pracy twórczej i szczęścia w życiu osobistym.



                                                                       Katarzyna Nowak


Pan Edmund Zieliński - wielki znawca Kociewia i pełen pasji, człowiek dobry, spokojny, łagodny, stuprocentowy dżentelmen. To on wprowadził mnie w świat twórców ludowych i to dzięki Jego wsparciu mam zaszczyt sierpniowe dni spędzać na bytońskich plenerach artystów ludowych Pomorza. Panie Edmundzie, dziękuję i życzę wszelkiej pomyślności na niwie twórczej i prywatnej. 

                                                                                         Katarzyna Nowak -  hafciarka z Tczewa 






                                                   Państwo Bożena i Marek Pawelcowie                                                          









       
                                                       Marek Pawelec i Edmund Zieliński



Drogi Przyjacielu Edmundzie
Z okazji tak wspaniałej 60 - letniej rocznicy twórczości artystycznej przyjmij najserdeczniejsze życzenia.
Pragnę przy okazji podziękować Ci  za wszystkie życzliwe rady i podpowiedzi. Jesteś dla mnie wzorem do naśladowania. Z całego serca dziękuję i życzę dalszych sukcesów.

                                                                                             Marek Pawelec z małżonką







Ewa Gilewska i Edmund Zielińsku z bazuną autorstwa Jerzego Walkusza u państwa Krystyny i Jerzego Walkuszów w Hopowie.






Od lewej - Elżnieta  Ball - Szymroszczyk, (?) i Ewa Gilewska na rozstrzygnięciu konkursu na haft kaszubski w Linii






Gdy myślę - Edziu - zawsze otwiera się katalog dobrych i najlepszych skojarzeń, słów i wydarzeń.
Jubileusz twórczości, jest doskonałą okazją, by pogratulować wielu osiągnięć - nie byłoby ich, gdyby nie Twoja niezwykła pracowitość przekładająca się na setki pięknych i różnorodnych prac rzeźbiarskich i malarskich a także wielką aktywność publicystyczną i pisarską, działalność społeczna i edukacyjną... wiele, bardzo wiele można by o tym mówić. Na szacunek zasługuje także Twoja wielka skromność, dobroć i wyczucie chwili a także, nie  raz prezentowana, "siła spokoju" pozwalająca harmonijnie łączyć liczne wątki Twej działalności. Wielkim darem jest umiejętność współpracy i integrowania każdej społeczności. Twoich przyjaciół, znajomych, koleżanki i kolegów znajdujemy w wielu zakątkach nie tylko Kaszub i Kociewia, do Twojej wiedzy, umiejętności i życzliwości odwołują się przedstawiciele różnych instytucji i stowarzyszeń. Dzięki Twojej inspiracji i zachęcie, wielu twórców odważniej sięgało po dłuto, hafciarskie nici, farby malarskie... czyli do zasobów swoich umiejętności. Edziu Drogi, gratuluje tak wielu talentów i zdolności ich rozwijania , dziękuję za liczne wspólne  spotkania, rozmowy i wyprawy (Twoim niezawodnym autkiem), każda z nich  miała satysfakcję zawodową, ubogacała muzealniczą wiedzę i doświadczenie, ale tez stwarzała koleżeńską serdeczną relację, mam nadzieję na kolejne. Spotkania  te były tez okazją do poznania Twojej ukochanej Rodziny.  Wasza głęboka więź stanowi wartość samą w sobie. Pozostaje z wyrazami szacunku, życzę zdrowia i sił oraz nieustannej radości i satysfakcji z realizacji życiowych pasji i marzeń.  
                                                                                                     Ewa Gilewska  








                                                                          Alicja Serkowska







 

                                            Alicja Serkowska i Edmund Zieliński



Edki, miło wspominam nasza znajomość. Były to spotkania wypełnione radością  z efektów prac plenerowych, spotkania przy muzyce czy prace związane z przygotowaniem wystawy. Zawsze byliśmy radośni i twórczy z wielkimi planami na przyszłość.  Z łezką radości wspominam nasze wspólne muzykowanie. Życzę Ci dużo zdrowia, radości i dalszej weny twórczej.
                                                                                                                    Ala Serkowska






Moje ptaszki w posiadłości pani Kirsti Siraste w Sippola w  Finlandii, gdzie miałem przyjemność przebywać ze swoją wystawą i prelekcją o sztuce ludowej.


Drogi Panie Edmundzie
Przysyłając parę wycinków prasowych z gazet mam nadzieję, że przypomną Panu ten krótki pobyt w Akademii Radości i Smutku wśród ludzi na początku obcych ale potem przez Pana cudowne ptaszki Panu sprzyjających. Teraz fruwają te ptaszki nie tylko  w Sippoli ale również w okolicy, nawet w Helsinkach.
                                                                             Kirsti Siraste Willa Suda    16.08.1998  








                                              Irena Szczepańska ze swoim dziełem






                 Od lewej - Regina Białk, Irena Szczepańska, Alicja Serkowska i Edmund Zieliński



Szanownemu Jubilatowi Edmundowi Zielińskiemu
Z okazji sześćdziesiątej rocznicy działalności twórczej , dużo zdrowia i dalszych pięknych rocznic. Jesteś wspaniałym i prawym człowiekiem z otwartym życzliwym sercem dla innych. Powie o tym każdy, kto miał szczęście spotkać i poznać Ciebie na swojej drodze życia. 

   
                                                       Irena Szczepańska  Gdańsk 2021 






                                                            Stanisław Plata i Stanisław Śliwiński






                                                      Stanisław Plata w muzeum w Oliwie

"...przyjaźń z rzeźbiarzem zdecydowała o mojej twórczości"
Impulsem do pobudzenia twórczej aktywności  Stanisława Platy, stała się zachęta ze strony kolegi Edmunda Zielińskiego. Obaj pochodzą z Kociewia, urodzili się w tej samej  miejscowości. po opuszczeniu rodzinnych stron  zamieszkali w Gdańsku, w tej samej dzielnicy, ich rodziny zaprzyjaźniły się. Edmunda Zielińskiego i Stanisława Platę połączyły te same zainteresowania.  




                                                      Stanisław Śliwiński ze swoją kapliczką



Edziu
Kilka zdań i kilka słów to nić aby opowiedzieć o Tobie. Tyle lat przebiegło naszej współpracy, wiele wydarzeń nie zawsze dostatecznie zauważanych, a po latach znaczących. Należy Tobie pogratulować  Twoich osiągnięć, podziękować za trud włożony dla Stowarzyszenia Twórców Ludowych, Życzę Tobie jeszcze wiele sukcesów i radości z tego co robisz. Szczęść Ci Boże Dobry Człowieku.

                                                                                                    Stanisław Śliwiński






                                               Małżonkowie - Bożena i Stanisław Śliwińscy



Drogi Edmundzie
Spotykając Ciebie w życiu doświadczyłam z Twojej strony dużo ciepła, wyrozumiałości i umiejętności słuchania drugiego człowieka  oraz życzliwości. Jesteś człowiekiem który w sprawy społeczne angażuje się całym sercem. Niech Bóg daje Ci potrzebne łaski i zdrowie dla Ciebie i Twojej rodziny.

                                                                                                    Bożena Śliwińska





Od lewej - Iwina Świętosławska, Edmund Zieliński, Regina Matuszewska i Wiktoria Blacharska w odwiedzinach  u znakomitej twórczyni ludowej pani Reginy w Czarnymlesie na Kociewiu.


Dziękuję Ci Przyjacielu
Za życzliwą opiekę i pomoc w odkrywaniu różnorodności i uroków Kociewia i Kaszub. Rozmowy z Tobą, Twoje pasjonujące wspomnienia, barwna twórczość, wspólne wyjazdy terenowe umożliwiające spotkania z fascynującymi mieszkańcami Pomorza wzbudziły we mnie potrzebę głębokiego poznania ich dziejów, zwyczajów i sztuki. Za to wszystko i bezcenna przyjaźń , którą zechciałeś mi ofiarować, dziękuję Ci.   
                                                                                                      Iwona Świętosławska  






Od lewej - Elżbieta Ball - Szymroszczyk, Edmund Zieliński i Iwona Wolska na podsumowaniu konkursu haftu kaszubskiego w Linii





  
                      Edmund Zieliński otrzymuje z rak Tomka Szymańskiego medal Bądkowskiego


Edziu
Z wielka przyjemnością wspominam Twoją współpracę z Tomkiem Szymańskim i ze mną przy organizacji  konkursu "Ludowe Talenty" i warsztatów rękodzieła  kaszubsko-pomorskiego. Dzięki Tobie poznałam i polubiłam te sztukę. Dziękuję.
                                                                                                                      Iwona Wolska






Ola Zadrożna  na swoim stoisku w Oliwie. Córka znakomitej hafciarki Ireny Szczepańskiej


Panie Edmundzie
To było coś około 2008 roku - mieliście z moją mamą  warsztaty w Przedszkolu  im. "Panienka z Okienka" w Gdańsku. Zaproponował Pan, żebym przyszła "do pomocy " i może przy okazji zobaczyła, jak wyglądają takie warsztaty. Pojechałam z ogromna radością, choć mróz był niemożebny. Warsztaty przebiegały w bardzo fajnej i miłej atmosferze. Jednak nie to było najważniejsze. Otóż kiedy żegnaliśmy  się z dziećmi i wychowawcami, przyszła Pani Dyrektor z kwiatami i zaczęła przemowę " Dziękujemy naszym Twórcom Ludowym..." Stałam gdzieś tam z tyłu pod ścianą, wtedy Pan odwrócił się, złapał mnie za łokieć i postawił w jednym rzędzie miedzy moją Mamą a Panem. Było to dla mnie tak ogromne przeżycie, ze stoję miedzy Wami - Tuzami wśród twórców, a przecież byłam wtedy "raczkującą" hafciarką. Ogromnie mnie Pan wyróżnił  i pamiętam ten moment do dziś. Dziękuję. 
Gratuluje Panu i zazdroszczę pięknego jubileuszu ( ja takiego nie doczekam). Z wyrazami ogromnej sympatii i jeszcze większego szacunku. 
                                                                                                                                                                                                                                                                 Ola Zadrożna





                              Znakomity malarz, mój przyjaciel i nauczyciel Alfon Zwara z Rumi 




Na zakończenie bytońskiego pleneru Artystów Ludowych Pomorza w Wirtach od prawej - Ali Zwara, Wołodia Drozd,  Edmund Zieliński i  (uzupełnię później)


Jeżeli chcielibyście myśleć o Edmundzie Zielińskim tylko jako działaczu, zubożylibyście Jego postać.  Przede wszystkim jest  wybitnym twórcą w dziedzinie rzeźby ludowej na Kociewiu. Dla mnie jest niezrównanym artystą, człowiekiem osobliwym, dotkniętym przez Boga, jest ich niewielu. Trudni się również malarstwem na szkle, pisarstwem, dużo uwagi poświęca ważnym bieżącym wydarzeniom związanym z regionem. Jest człowiekiem życzliwym, pomocnym i zawsze zrównoważonym. Jestem rad, że Go w swoim życiu spotkałem. Spędziliśmy ze sobą 70 plenerów, dużo się nauczyłem od Edka, poznałem jego małżonkę Danutę, która często towarzyszyła Edkowi  na plenerach i spotkaniach. Jest to wspaniała uczciwa i mądra kobieta. 
                                                                    Wszystkiego najlepszego życzy Ali Zwara z małżonką 









                                           Ela Żuławska ze swoją ulubioną psinką Milenką
                                           i kolezanką na stoisku w Oliwie                                     


Drogi Edziu!
Dziękuję za nasza przyjaźń i życzliwość, która trwa już wiele lat i proszę o więcej. Wspólne wyjazdy, pokazy, kursy, spotkania, rozmowy. To sa cudowne przeżycia i niech trwają w nieskończoność. A wszelka harmonia i wesoły nastrój trwa cały czas i przynosi zdrowie, szczęście, pomyślność i pogodę ducha. Z wielkim szacunkiem i życzeniami.
                                                                        Ela Żuławska z "Futrzanym Szczęściem"  Milenką








                             Mój nauczyciel pierwszych lat szkolnych i przyjaciel Stefan Gełdon




                                       Znakomity rzeźbiarz z Mierzeszyna Zygmunt Bukowski





                          Hafciarka z Żukowa, laureatka wielu nagród, Wanda Dzierzgowska 










Od prawej ja i moja szopka  w kościele na zaspie. Towarzysza mi siostra Elżbieta, Leszek i Kazik.



Nie mogło wśród nas zabraknąć ludzi zawsze Ci życzliwych, do których przeciwności losu nie pozwoliły nam dotrzeć. 

           Wspierający twórczość ludową ś.p. Bernard Damaszk ze Zblewa urodzony na Kaszubach




                       Bardzo ciekawy rzeźbiarz pan Zenon Kosater  z Przywidza           




                  Nieżyjący już dobrze zapowiadający się rzeźbiarz z Wrzeszcza pan Olczak







                            I nadzwyczaj uzdolniona rzeźbiarka z Miastka pani Janina Gliszczyńska


 Kiedy Ci serce podarowałam
Okryj mnie płaszczem nadziei
Ogrzej mi serce w nocy
Ogrzej mi myśli w dzień
Niech echo twoich kroków
Rankiem napełni sień
Zamień smutki w kolędę
Zdejmij z oczu cień
Ogrzej nam serca w nocy
Ogrzej ban myśli w dzień...

Autor tekstu Marek Dudkiewicz 






Wszystkiego najlepszego - z wdzięcznością i serdecznością - przyjaciele