niedziela, 10 sierpnia 2014

OD MALEŃKOŚCI DLA NAS, WIEJSKICH LUDZI, NAJWAŻNIEJSZY BYŁ LEN. REGINA MATUSZEWSKA - CZĘŚĆ XIXDrukujE-mail
niedziela, 10 sierpień 2014
To było około 1948 roku. Mój ojciec wydzierżawił kawałek ziemi z byłego majątku Helmuta Hermana w Białachówku i posiał len. Nawet byłem z tego dumny, że mamy trochę pola obsianego tym złotem, o którym pisze pani Regina w tej części. Piękny był widok, jak len zakwitł. Jakby błękit nieba wylał się na to nasze pole. No i przyszedł czas zbioru. Całą rodziną ten len kiściami wyrywaliśmy z ziemi i wiązali w maleńkie snopki, które zestawiliśmy w maleńkie sztygi (jak kiedyś kopy żyta). Wkrótce wujek Franc zabrał len na wóz i zawiózł do roszarni, a ojciec otrzymał jakąś gratyfikację – były pieniądze i olej lniany.

W czasie zbioru, widząc jak mozolę się z wyrywaniem lnu, podszedł do mnie ojciec i powiedział: jak ci będzie ciężko, ofiaruj to za dusze w czyśćcu cierpiące. Zapamiętałem to na całe życie, i trudne chwile za naszych zmarłych ofiarowuję. Przejdźmy do wspomnień Pani Reginy…

Po dwudziestu latach opowiadam córce różne dzieje, i o tym, że w 1972 roku zaczęłam pisać pamiętnik, i że ona była temu przeciwna. Ona mi mówi, że ona nic nie pamięta o tym. Może to wszystko już ludzie dawno napisali, to co ja piszę. Może nieciekawe, ale doszłam do wniosku, że ludzie mają krótką pamięć i trzeba im wszystko przypominać. Nasi rodzice mieli więcej czasu na przekazywanie tego, co oni przeżyli. Mogli to robić co dzień przy pracy i przy odpoczynku. Myśmy chcieli, żeby nasze dzieci uczyły się i miały lżejsze życie. Nie było kiedy przekazać tego, cośmy sami przeżyli. Żal tego wszystkiego, co idzie w zapomnienie. Chcę to wszystko utrwalić, co jeszcze pamiętam i oddać rodzinie, i tym, których to interesuje. 

Regina Matuszewska przy Izbie Regionalnej w Wycinkach - 2011 rok

W tych czasach zapanowała moda na pisanie. Napisali swoje książki – Gierek, Jaruzelski, Tymiński, Maryla Rodowicz, Janda i Wałęsa inni. Myślę, że to chyba nie moda, a spowiedź. Każdy chce się sprawdzić, uniewinnić i wyjść cało z tej polityki. Piszą politycy i aktorzy i ludzie wykształceni. Ludzie ze wsi mniej piszą, nie mają na to czasu. Oni muszą dbać, żeby wszyscy chleb mieli. Żeby mogli ludzie uczeni zadbać o interesy wiejskie. Teraz jakby się o tej wsi zapomniało. Nęci nas wszystko zagraniczne. Zapominamy o tym, że jak będzie rolnik biedny, to cały kraj będzie biedny. Kupujemy zagraniczne produkty żywnościowe, mówimy, że tańsze. Nie liczymy, że przewóz też kosztuje. Okręty, samoloty i pociągi się niszczą. Jakbyśmy zapłacili naszemu rolnikowi drożej, to pieniądze zostałyby w kraju. Rolnik by pieniędzy nie kisił. Zainwestowałby w coś. O drogi by zadbał. Słyszałam w telewizji, że jeden rolnik sam jeden most wybudował dla wszystkich. Szkoły budowali. Miasta, szpitale i kościoły budowali. Pomogliby w czym by się dało. 


Uczestnicy XIII pleneru w Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym we Wieżycy 19 – 29 czerwca 1995. Regina Matuszewska w różowej sukience.

Niedawno byłam na święcie seniorów. Było tak uroczyście, nawet paczki nam dali. Myślałam, że to wszystko ofiarowała opieka społeczna. Tymczasem to byli sponsorzy, a między nimi rolnik z Barłożna. Dowód, że rolnik nie przepuści pieniędzy na swoje zachcianki. Na wczasy też rolnicy nie jeżdżą. Może się mylę i chciałabym się mylić, ale myślę nieraz, że w tym rządzie to chyba jest dużo naszych wrogów. Oni chcą zniszczyć polskie rolnictwo. Poniekąd to im się udaje. Tyle rozwalili PGR-ów, narobiło się nędzy. Jak ktoś dojdzie do biedy przez lekkomyślność, to rozumiem, ale jeżeli człowiek pracowity dojdzie do biedy, to woła to o pomstę do nieba. Jak ktoś od razu zrobi się zamożny, to według mnie jest bardzo podejrzany o „brudną robotę”. Wszystkiego się spodziewalim, nawet tego, że na księżyc poleciem. Ale takich czasów tośmy się nie spodziewali. Polskie rolnictwo indywidualne wegetuje. Nie wiadomo jak długo to potrwa, czy na oczy przejrzy ktoś z wyższej władzy i coś zmieni. Niech rządziłby kto bądź, czy pan, czy ksiądz, czy chłop, ale niechby dbał o lud. Równo skąd będzie, czy z miasta, czy ze wsi, a choćby i z zagranicy, ale niechby dbał o nasze dobro. Skłócenie wsi z miastem, na co nam to się przyda. Nikt nie pamięta, że miasta powstały ze wsi. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. To mądre, stare przysłowie. W niezgodzie człowiek marnie się czuje, na pewno każdy to powie.
Od maleńkości dla nas, wiejskich ludzi, był najważniejszy len. Może nie każdy zna jego historię o lnie. Dziś już nie każdy zna tę drogocenną roślinkę. Ziarnka lnu, czyli siemienie, leczy wszystkie choroby. Gdy się nosiło bieliznę lnianą, było lepsze krążenie krwi.
Historia o lnie to była taka. W jednym królestwie była bieda. Król chciał kupić złoto, żeby ludzie nie cierpieli nędzy. Pewnego razu przyszedł do niego dziadek z mieszkiem i mówi, że sprzeda mu nasienie złota. Król ucieszył się, że będzie tanim kosztem miał złoto. Na wiosnę dworzanie zasieli siemię. Król co dzień wyglądał przez okno. Len powschodził na polu zieloniutko. Król pomyślał, że może później to złoto się okaże. Później len zakwitł niebiesko. Król myślał, że może nasiona będą złote. Nie mógł doczekać się, kiedy dojrzeje. Przyszedł czas, że len zaczął brązowieć. Król poszedł na pole zobaczyć swoje złoto. Zerwał główki, rozkruszył, okazało się, że to te same nasiona, które kupił od dziadka. Król rozeźlony nakazał wyrwać to zielsko, zawieźć do stodoły, wytłuc kijami i wywieźć na rozstajne drogi i porozrzucać. Słudzy zrobili, jak kazał król.
Po kilku tygodniach król wyjechał na polowanie. Przyjechali na rozstajne drogi, a tu coś się pod nogami plącze. Król mówi co to za zielsko. Dworzanie krzyczą, że to te zielsko, co kazałeś wyrzucić. Królowi przypomniało się jak został oszukany. Znowu kazał len wytłuc, aż paździerze zaczęły się sypać. Ktoś zawołał, że idzie ten dziadek, co siemię królowi sprzedał. Król rozkazał dziadka wrzucić do lochu. Może by dziadek w lochu umarł, ale córka nadzorcy więzienia przynosiła mu jedzenie. Dziadek poprosił ją, żeby do lochu przyniosła to zielsko. On to w ręku wycierał i prządł, jak w dawnych czasach przędli, na wrzecionie. Gotową przędzę oddał córce nadzorcy. Ona na ręcznych krosienkach utkała płótno. Wybieliła na murawie i zaniosła do króla. Królowi opowiedziała, jak to wszystko się stało. Król dziadka wypuścił na wolność, a swoim poddanym kazał siać len. Od tej pory wszystkie biedne dzieci miały koszulki. 


Uczestnicy XVI pleneru w KUL w odwiedzinach u Józka Chełmowskiego we wsi Jaglie koło Brus Brus 22 czerwca 1998 r. 

Myśmy też siali len. Pobudowali wielkie roszarnie, żeby odciążyć kobietę od ciężkiej pracy. Kupowaliśmy gotową lninę. Cieszyliśmy się, że tyle ludzi dostało pracę w tych roszarniach. Rolnicy sieli łany lnu, żeby mieć pieniądze na podatki i na inne potrzeby. Opłacało się. Dziś się lnu nie sieje. Roszarnie rdzewieją, ludzie stracili pracę, rolnicy podupadli. Nie wiadomo dziś co siać i co hodować. Najlepiej jeszcze jest tym, co nastawili się na świnie. Ale co to będzie, jak się wszyscy przerzucą, chociaż to może nie nastąpi. Żeby się przerzucić, trzeba wpierw pobudować chlewnię. W tych czasach budować niemożliwe. Pożyczki wysoko oprocentowane. Nawet remonty trudno zrobić. W rolnikach umarła nadzieja.
Myśmy starsze pokolenie, po wojnie też ludzie biedowali. Ciężko było, duże podatki, kontyngenty, odstawy. Na budowanie Warszawy trzeba było dawać. Na służbę zdrowia, na różne fundusze, cegiełki, że wszystkiego trudno spamiętać. Ciężko było, ale mieliśmy nadzieję, że to się kiedyś wszystko skończy. Doczekaliśmy się lepszych czasów. Za Edwarda Gierka zaczęła się wieś budować, zaczęli ludzie oddychać. Nawet doszło do tego, że rolników się ubezpieczyło. Zabezpieczyło się rentę na starość rolnika. Choć ta renta trochę oszukana i okrojona, ale jest. Rolnika nikt nie pyta, ile lat ma wypracowanych jak robotnika czy urzędnika. Narzucono z góry i tak musi być. Rolnik i tak się cieszył, bo tego nigdy nie było, żeby z rolnikiem się kto liczył. 
Chłop był stale bity. Dziś mamy te parę groszy i cieszymy się z tego. Nie musimy dzieci prosić, żeby nam dały na ofiarę do kościoła. Moja teściowa prosiła mojego męża, żeby jej dał 50 groszy do kościoła. Na inne potrzeby nigdy nie prosiła. Widziała, że nam się nigdy nie przelewa. Stale brakowało. Żyło się tylko nadzieją. Podobnież najgorzej, jak nadzieja w człowieku umrze. Żeby to tylko u nas był ten bałagan. Bezrobocie, strajki, rabunki, gwałty, złodziejstwa. Obserwuje się na całym świecie to samo. Nowe choroby, o których kiedyś nikt nie słyszał. Tyle dzieci niepełnosprawnych, do tego w innych krajach wojny. Nie wiadomo o co. Pomaga się im dając broń i inne zapomogi. Myślę, że broń po to, żeby się prędzej wykrwawić. Czemu te mocniejsze kraje w jakiś sposób nie wpłyną na te kraje, żeby się pogodziły. Czemu na tym świecie jest tyle okrucieństwa. Uczono nas od maleńkości, że dobro zwycięża. Uczono nas nienawidzić wrogów, którzy co jakiś czas na polski naród napadali. Niemożliwością było wyjść za mąż za obcego. Dzisiaj się szczycą dziewczyny, gdy uda się wyjść za mąż za cudzoziemca. Myślę, że kiedyś wyjeżdżali za chlebem, za ocean i teraz szukają tego lepszego chleba za granicą.
U nas nie ma przyszłości. Nie ma pracy i roboty, a jak nie ma pracy, nie ma i chleba. W tych czasach ludzie przyzwyczaili się do dobrego chleba i do chleba, żeby było co dobrego. Suchego chleba nikt nie chce jeść. Zmienił się dzisiejszy człowiek. Właściwie to myśmy sami wychowali swoje dzieci. Pragnęliśmy wszyscy, żeby nasze dzieci miały lepiej. Żeby nie biedowały, żeby się lepiej odżywiały. Z odżywianiem tośmy przedobrzyli. My myśleliśmy, że jak nie będziemy głodować, jeść tłusto, to już będziemy zdrowi. Tymczasem wpadliśmy we własną pułapkę. Okazuje się, że głodówka trochę oczyści organizm. Jeść chudsze potrawy daje zdrowie. Biały chleb, dużo cukru i dużo tłuszczu prowadzi do katastrofy. Rozpędziliśmy się, do tego dobrobyt. Jeżeli nie zwolnimy biegu, upadniemy. I po co było tak gonić. Ten blichtr tak nas omamił. Okazuje się, że trzeba się czasem na innych obejrzeć. Uczyć się na błędach innych. Myślę, że to wszystko jest jakoś narzucane. Trudno czasem odróżnić jedno od drugiego. To co się robi, wydaje się dobre, dopiero po czasie widzi się błędy. To co kiedyś błyszczało, dziś wydaje się szare i byle jakie. Tego co się kiedyś pragnęło, dzisiaj jest dla nas obojętne.
Starość nie radość, myślę, że te młode lata jakoś szybko zleciały. Za mało się dokonało. Gdy człowiek młody, to myśli, że młodość będzie wiecznie trwać. Że człowiek będzie stary, zdawało się, a kiedy to będzie. A ta tak szybko przyszła, nieproszona. Tak chyba musi być. Młody człowiek musi czuć radość, żeby coś po sobie zostawić, ma chęć do pracy i do życia. Myślę, że jak człowiek ma jakiś cel w życiu i do tego celu pragnie dojść, obojętne co by to było, czy rzecz ważna, czy mniej ważna, nie odczuwa się tych lat na grzbiecie. Trzeba być zawsze w ruchu i myśleć – co bym mogła, czy mógł zrobić dla innych. To daje radość. Nie trzeba zawsze myśleć o sobie, lecz o innych potrzebujących. Dziś może jest mniej tych potrzebujących. Każdy te parę groszy ma, ale nie o to chodzi.
W dzisiejszych czasach ludzie przestali się odwiedzać. Pragną porozmawiać z kimś, a nie mają z kim. Widzisz, że coś na drodze leży lub w innym miejscu, podnieś, żeby się ktoś przez to nie przewrócił się przez to. Trzeba tak robić, żeby nie być młodym zawadą. Pocieszenie kogoś, uśmiechnięcie nic nie kosztuje, a ile czasem ono daje. Dobre słowo przywraca siły do życia. Jak będziemy dla siebie lepsi, życie będzie wolniej upływało. Jak będziemy myśleć, jak innym pomóc, zapomnimy o swoich troskach. Nie trzeba szukać daleko, obejrzeć się wokół siebie, co jest do zrobienia. Nie chcę nikogo pouczać. Może moje rady na coś komuś się przydadzą?
W następnym odcinku będzie dużo o medycynie ludowej, o stawianiu baniek, o rwaczu – o kimś, kto wyrywał zęby itd.
Opracował Edmund Zieliński
Gdańsk 5 sierpnia 2014
Zdjęcia z archiwum Edmunda Zielińskiego.


dalej »